Dwie twarze Skorży. Legionista odrzucony przez Legię zabierze jej Puchar Polski?

Piłka nożna
Dwie twarze Skorży. Legionista odrzucony przez Legię zabierze jej Puchar Polski?
graf. Hubert Chmielewski

Cztery lata temu Maciej Skorża, jako trener Legii Warszawa, pokonał Lecha w finale Pucharu Polski. W sobotę wręcz przeciwnie – zrobi wszystko, aby trofeum wylądowało w Poznaniu. Dla Skorży finałowy mecz na Stadionie Narodowym będzie pełen odcieni.

Gdyby Skorża sobotni finał Pucharu Polski oglądał jako kibic, mógłby mieć rozdarte serce. Pochodzi co prawda z Radomia, w dzieciństwie kibicował Legii, tam też zaczynał swoją zawodową karierę, ale to w Wielkopolsce – we Wronkach i Grodzisku Wlkp. – zdobył poważne szlify trenerskie, osiągnął pierwsze sukcesy. Na Stadionie Narodowym 43-latek nie zasiądzie jednak na trybunach, a na ławce Lecha Poznań. I spróbuje pokonać zespół, z którym przed laty sam dwukrotnie triumfował w Pucharze Polski.

 

Nie ma w naszym kraju trenera przed pięćdziesiątką, który może poszczycić się podobnymi sukcesami i doświadczeniem, co Maciej Skorża. W europejskich pucharach grał z Amicą Wronki, Wisłą Kraków i Legią Warszawa. Z krakowianami dwukrotnie triumfował w lidze, z Legią dwa razy najlepszy był w Pucharze Polski. Dwa puchary – Polski i Ekstraklasy, zdobył w Grodzisku Wlkp. Dodatkowo Skorża był asystentem selekcjonera Pawła Janasa w kadrze U-21 i w reprezentacji Polski A, która awansowała na Mundial w Niemczech. Doliczyć do tego trzeba także pracę za granicą, w Arabii Saudyjskiej.

 

Mimo tego bagażu doświadczeń, finałowy mecz będzie dla szkoleniowca wyjątkowy pod wieloma względami. W sobotę Skorża przeżyje deja vu, bo w identycznym spotkaniu brał udział już cztery lata temu. Wtedy prowadził jednak Legię, finał wygrał w rzutach karnych. Puchar zdobyty w tej edycji z Kolejorzem byłby już czwartym w karierze Skorży, a trzecim z kolejnym klubem! Nie bez znaczenia jest też osobista zadra, jaka została po pracy w Warszawie. Z żadnego z klubów MS nie odchodził w tak przykrych okolicznościach, jak w 2012 roku. W finale będzie mógł więc rozliczyć stare rachunki.

 

Dołki kopane przez prezesa

 

Na Łazienkowskiej Skorża miał czuć się, jak w domu. Jako nastolatek podglądał przez płot treningi Jerzego Engela, a później Rudolfa Kapery. Kilka lat później, będąc studentem warszawskiej AWF, sam prowadził zajęcia trenując grupy młodzieżowe CWKS Legia. W tym samym czasie odbywał nieformalny staż w ASPN, czyli Autonomicznej Sekcji Piłki Nożnej, jak wówczas nazywał się piłkarski klub ze stolicy. Tam pod swoje skrzydła wziął go Paweł Janas, dla którego młody trener przygotowywał analizy rywali. Pierwszy poważny dokument, przyszykowany tuż przed meczem Ligi Mistrzów, szybko powędrował do kosza. Janas do pracy Skorży przekonał się dopiero, gdy niemal wszystkie uwagi, zapisane w skoroszycie, znalazły potwierdzenie podczas meczu legionistów z Rosjanami ze Spartakiem Moskwa.

 

Drugie podejście do Legii było już znacznie okazalsze. Gdy Skorża przychodził, warszawski klub był w trakcie rewolucji. Otwierano nowy stadion, działacze godzili się z kibicami, na wzmocnienia wydano aż dwa mln euro, a kolejny milion przeznaczono na roczne pensje nowych piłkarzy. Gwarantem sukcesu miał być Skorża, który do roli trenera Wojskowych przygotowywał się kilka miesięcy. Mimo legijnej przyszłości nie stał się ulubieńcem ani kibiców, ani piłkarzy, ani dziennikarzy. Zmianę szkoleniowca mocno przeżyli szczególnie zawodnicy, przyzwyczajeni do hiszpańskiego stylu Jana Urbana. Skorża był jego przeciwieństwem – rzadko się uśmiechał, nie pozwalał na luz podczas treningów a zgrupowania z urlopów w miłej atmosferze, zmienił w żmudne obozy przygotowawcze. Nie przepadały za nim także media. W środowisku żartowano, że Skorża żąda autoryzacji nawet po pytaniu „jak się pan nazywa”.

 

To wszystko poszłoby jednak w zapomnienie, gdyby Legia zdobyła mistrzostwo. A tytułu wciąż nie było. I nawet dwa Puchary Polski, a także świetny start w Lidze Europejskiej, nie mogły uratować trenerskiej posady MS. Trzeba jednak pamiętać, że praca byłego asystenta Pawła Janasa, nie należała do najprzyjemniejszych. Najpierw dołki kopał pod nim prezes Leszek Miklas, który na mecze Legii otwarcie zapraszał Vladimíra Weissa, selekcjonera reprezentacji Słowacji, który szykował się do objęcia zespołu z Łazienkowskiej; później w trakcie jednego okna transferowego zabrano drużynie Borysiuka, Rybusa i Komorowskiego, trzech podstawowych piłkarzy, których bez uzgodnienia ze Skorżą sprzedano do Niemiec i Rosji. Na koniec trener został zwolniony podczas konferencji prasowej. Po latach z żalem wspominał w rozmowie z Polsatsport.pl: „Pracowałem w bardzo trudnych warunkach. Dostawałem sporo ciosów. Co mecz mówiło się o moim zwolnieniu…”.

 

Fantazja Rutkowskiego

 

Kilka miesięcy po zwolnieniu z Legii Skorża wyjechał do Arabii Saudyjskiej. Wcześnie dwukrotnie odrzucał oferty tamtejszych szejków, ale w końcu się skusił. Przez 10 miesięcy udanie pracował w Ettifaq, dzięki czemu jeszcze niedawno mógł liczyć na kolejne propozycje z regionu Zatoki Perskiej. Gdyby nie Lech, dziś Skorża prawdopodobnie wciąż zarabiałby petrodolary. Sporym zainteresowaniem cieszył się także na Wschodzie. W grudniu 2013 mógł podpisać kontrakt z białoruskim Dynamem Mińsk, ale nie zgodził się na rezygnację z polskiego sztabu szkoleniowego. Chętni do zatrudnienia Skorży byli także Ukraińcy, ale i tym razem temat nie wypalił. Zamiast tego Skorża wylądował w Poznaniu, który – zdaniem wielu – był jego przeznaczeniem.

 

Skorża od lat był fantazją Jacka Rutkowskiego. Właściciel Lecha w kolejnych wywiadach powtarzał, że prędzej czy później jego ścieżka ponownie przetnie się z zawodową drogą Skorży. „To przecież nasz wychowanek” – przekonywał. Obaj panowie spotkali się już dekadę temu we Wronkach, gdzie Rutkowski rządził przedsiębiorstwem Amica i miejscowym klubem piłkarskim o tej samej nazwie, a Skorża najpierw prowadził juniorów i rezerwy (do Wronek ściągnął go ówczesny wiceprezes Amiki Paweł Janas), a kilka lat później pierwszy zespół. Skorża odpłacił się godnie. Z juniorami zdobył mistrzostwo Polski, z seniorami, jako pierwszy w historii naszej piłki, awansował do fazy grupowej Pucharu UEFA, gdzie jednak Amikę w pył starli Francuzi, Holendrzy, Szkoci a nawet Austriacy.

 

To wystarczyło jednak, aby Rutkowski zakochał się w byłym obrońcy Radomiaka. Niemal zawsze, gdy na stanowisku trenera Lecha był wakat, lub gdy pracy nie miał sam Skorża, media prorokowały powrót utalentowanego szkoleniowca do Wielkopolski. Udało się dopiero pod koniec lata w ubiegłym roku. Skorża podpisał z Lechem trzyletni kontrakt oświadczając już na samym początku: „Cel może być tylko jeden. Zwycięstwo w lidze”. Rutkowski był w siódmym niebie. Właściciel Lecha na pewno z niego nie spadnie, jeśli w sobotę Kolejorz zdobędzie puchar. A kto ma to zrobić, jeśli nie Skorża?

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze