Święta wojna z ostatniego rzędu: breakdance i demony

Piłka ręczna
Święta wojna z ostatniego rzędu: breakdance i demony
fot. PAP

Czarne chmury zbierające się nad Warszawą przed popołudniem zwiastowały potężną nawałnicę. Prawdziwa burza miała jednak miejsce w hali Torwar, gdzie po raz kolejny naprzeciw siebie stanęli odwieczni rywale z Kielc i Płocka. Święta Wojna znów nie zawiodła fanów szczypiorniaka - była walka na całego, szalejący trenerzy i... wielka pompa. I znowu wygrało Vive...

 

4 621 kibiców zapełniło halę przy ulicy Łazienkowskiej 6a w oczekiwaniu na wielkie widowisko w finale Pucharu Polski szczypiornistów. Kto pamiętał starcie finałowe sprzed roku, ten wiedział, że i tym razem w starciu najlepszych obecnie drużyn w kraju - Vive Tauronu Kielce i Orlen Wisły Płock, emocji nie zabraknie.

 

Do tego doszła znakomita oprawa decydującego meczu, bowiem organizatorzy Final Four stanęli na głowach, by fani piłki ręcznej wyszli z Torwaru zadowoleni. Przed spotkaniem była więc zabawa w puzzle, w której kibice na trybunach zgadywali, jaki sławny sportowiec znajduje się na częściowo zakrytym i stopniowo odkrywanym telebimie. Organizatorzy zadbali też o fantastyczny klimat, ponieważ sektor zapełniony przez sympatyków z Płocka podświetlony był na niebiesko, a w części trybun zajmowanej przez kielczan dominował żółty kolor.

 

Anioły czy demony?

 

Jako pierwsi na boisku pojawili się zawodnicy mistrza Polski z Kielc, którzy zostali przywitani mocnymi brawami przez swoich fanów i sowitymi gwizdami przez kibiców z Płocka. Ci drudzy prawdziwego czadu dali jednak kilka minut później, gdy na salę weszli pierwsi gracze Wisły. Gromkie: "Nafciarze, nafciarze" rozległo się po całej hali i jeszcze długo niosło się po sporym przecież Torwarze. Z każdą minutą coraz bardziej czuć było w powietrzu zbliżającą się wojnę. I wreszcie wybiła godzina 17:30. Gladiatorzy z wielką pompą zaprezentowali się publiczności. Płockie "Anioły i demony" kontra kieleccy "Macho". Która z piosenek przyniosła szczęście zawodnikom? Tego mieliśmy dowiedzieć się około półtorej godziny później...

 

Spotkanie rozpoczęły znakomite parady bramkarzy z obu stron. Na trzy obrony z rzędu Sławomira Szmala błyskawicznie odpowiedział Rodrigo Corrales. Strzelecki impas przełamał dopiero Angel Montoro i... zaczęło się. Karol Bielecki nie zamierzał pozostać dłużny, dwa razy posłał piłkę do siatki i z "kieleckiego" sektora rozległo się głośne "Karol, Karol napie....aj". Od pierwszego gwizdka bardzo żywiołowo na wydarzenia na boisku reagowała ławka rezerwowych Wisły, przy której prym wiódł oczywiście trener Manolo Cadenas. W czasie jednej z akcji szkoleniowiec płocczan znalazł się nawet... na kolanach i w ten sposób wymodlił bramkę dla swoich podopiecznych. Prawdziwy show zaprezentował jednak chwilę wcześniej Rodrigo Corrales, który w jednej akcji trzykrotnie zatrzymał rzuty rywali. Po takim hat-tricku nawet kibice z Kielc z uznaniem pokiwali głowami!

 

Kiełek tańczy "brejka"

 

Przerwa na żądanie miała więc teoretycznie przynieść chwilę odpoczynku. Nic z tych rzeczy! W niej swoje taneczne umiejętności zaprezentowały wygimnastykowane cheerleaderki, które zostały jednak przyćmione przez... dzika. "Kiełek", czyli maskotka Vive znakomicie odnalazł się na warszawskim parkiecie i zatańczył przed licznie zgromadzoną publicznością... breakdance'a! Po drugiej stronie szalał również płocki niedźwiadek, ale i tak musiał pozostać w cieniu kieleckiego talizmanu. Tymczasem po przerwie trwała zażarta walka, której pierwszą ofiarą stał się Michał Jurecki.

 

Popularny "Dzidziuś" już po 28 minutach musiał opuścić boisko w wyniku gradacji dwuminutowych kar i czerwonej kartki. W tym samym czasie za przewinienia na ławkę musieli usiąść czterej inni gracze i w pewnym momencie na boisku znajdowało się trzech graczy Wisły z pola, naprzeciwko których stali czterej kielczanie! Nerwową końcówkę pierwszej połowy lepiej rozegrali podopieczni Tałanta Dujszebajewa i to oni schodzili do szatni w lepszych humorach.

 

W przerwie spotkania widzom zgromadzonym w hali Torwar zaprezentował się Rafał Brzozowski. Polski piosenkarz po swoim występie nie zszedł jednak z boiska, a po chwili został wsparty przez... Otylię Jędrzejczak i Artura Siódmiaka. Razem wielkie trio ogłosiło oficjalnie nazwę maskotki zbliżającego się EURO 2016, które po raz pierwszy rozegrane zostanie w naszym kraju. W internetowym głosowaniu najwięcej zwolenników zyskała nazwa High Five zaproponowana przez Julię Zielińską, która w nagrodę otrzymała bilety na mecz otwarcia imprezy. W oczekiwaniu na zawodników można było także spojrzeć na lożę VIP, w której brylowały sławy polskiej piłki ręcznej. Zygfryd Kuchta ucinał sobie pogawędkę z trenerem brązowej ekipy z Montrealu Januszem Czerwińskim, a prezes ZPRP Andrzej Kraśnicki z uśmiechem na ustach obserwował wyścigi maskotek. I czekał na emocje w drugiej połowie meczu...

 

Rodrigo, Rodrigo!

 

Ta rozpoczęła się bardzo podobnie jak się skończyła. Czerwona kartka dla Grabarczyka, ostre spięcie Bieleckiego z Wiśniewskim i kolejna kara dla kielczan, którą tym razem otrzymał Denis Buntić. Kieleccy kibice wreszcie nie wytrzymali i w kierunku sędziów posypały się wyzwiska, których nie wypada cytować. Nerwową atmosferę próbował łagodzić szef polskich sędziów Mirosław Baum, który w pewnym momencie zaczął dawać wskazówki arbitrom spotkania. A szczypiorniści Wisły zaczęli odjeżdżać rywalom grającym co chwila w liczebnym osłabieniu. Na swoje szczęście Vive miało w składzie Tomasza Rosińskiego, który w niedzielę miał prawdziwy "dzień konia". Sytuacja na parkiecie zmieniała się jak w kalejdoskopie.

 

Za ławką rezerwowych kielczan siedziała bardzo liczna grupa zawodników, którzy z powodu kontuzji nie mogli wziąć udziału w finale. Jednym z nich był Krzysztof Lijewski, który w pewnym momencie wstał i... porwał kieleckich kibiców do jeszcze bardziej żywiołowego dopingu. Fani Wisły zgromadzeni z drugiej strony hali także nie cichli ani na chwilę, a najczęściej powtarzanym przez nich słowem było imię ich bramkarza. Rodrigo, Rodrigo! Hiszpański golkiper co chwila dawał sympatykom z Płocka okazję do skandowania, a jego obrony rzutów karnych doprowadzały przeciwników do rozpaczy.

 

Ci denerwowali się na sędziów... aż wreszcie postanowili wyładować złość na boisku. Trzy bramki z rzędu w końcówce spotkania sprawiły, że po trafieniu Karola Bieleckiego w 58. minucie Vive prowadziło 25:21. Płocczanie zerwali się jeszcze do ataku, ale niecelny rzut z kontry Michała Daszka stał się gwoździem do płockiej trumny...

 

7 in a row

 

Hit Rafała Brzozowskiego "Tak blisko", zaśpiewany chwilę po ostatniej syrenie, miał więc dla Wisły niezbyt przyjemny wydźwięk. Może płocczanie nie byli tak blisko trofeum jak przed rokiem, ale przy odrobinie szczęścia mogli wreszcie odebrać puchar z rąk Andrzeja Kraśnickiego. A tak, znowu z boku musieli przyglądać się wielkiej radości swoich odwiecznych rywali. Kielczanie zaraz po upływie 60 minut zatańczyli słynne "kółeczko" i ruszyli w kierunku swoich fanów. Jako ostatniego z objęć wypuścili Tomasza Rosińskiego, jakby chcieli podziękować mu za to, że w trudnym momencie wziął na swoje barki odpowiedzialność za wynik. Jednocześnie cały czas dogryzali fanom z Płocka, którzy pomału zaczęli opuszczać halę.

 

Po dekoracji, z parkietu bardzo szybko zniknęli także szczypiorniści Orlen Wisły, którzy zaraz po otrzymaniu czeku za 2. miejsce w turnieju, uciekli do szatni, nie czekając na wręczenie medali i Pucharu Polski kielczanom. Zwycięzcy pojawili się na podium w koszulkach z napisem "Since 1965. 7 in a row". Sekcja piłki ręcznej założona w 1965 roku, w 50. roku istnienia mogła świętować siódmy z rzędu Puchar Polski! Wyjątkowy smak trofeum poczuli także kibice, którzy choć przez chwilę mogli potrzymać w swoich rękach puchar wywalczony przez swoich pupili. Po chwili półnagi Uros Zorman uciekł z czekiem za zwycięstwo do szatni, a Michał Jurecki zaintonował na do widzenia: "Kto nie skacze, ten jest z Płocka"...

Paweł Ślęzak, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze