Pindera: Z kosmosu na ziemię

O rewanżu Floyda Mayweathera Jr z Mannym Pacquiao nikt nie mówi, ale niczego nie można wykluczyć. Bardziej prawdopodobne, że „Money” zmierzy się we wrześniu z Amirem Khanem. To byłby ciekawy pojedynek.
Na razie przez wszelkiego rodzaju media na całym świecie przetacza się dyskusja dotycząca historycznego pojedynku w Las Vegas. Mayweather Jr wygrał jednogłośnie i nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien mieć co do tego wątpliwości. Można dyskutować tylko o rozmiarach zwycięstwa. Dla jednych punktacja 118:110 jest za wysoka, dla innych 116:112 nie oddaje w pełni przewagi Floyda Jr, ale to normalne.
Ci, którzy liczyli na wielką wojnę w Las Vegas są zawiedzeni, ale nic przecież nie wskazywało, że do niej dojdzie. Obaj od dawna nikogo nie znokautowali, są coraz starsi, a niepokonany Mayweather, to przecież profesor bezpiecznego boksu, więc nadzieja, że to on będzie szukał w ringu krwi skazana była na niepowodzenie.
Tym bardziej więc nie można mieć do niego pretensji, zrobił to, co potrafi najlepiej. Zneutralizował atuty „Pacmana”, kontrolował walkę od początku do końca. Pacquiao nie był w stanie niczym go zaskoczyć, co więcej sprawiał wrażenie bezradnego w wielu momentach tego pojedynku. Dziś tłumaczy się, że był kontuzjowany, a ludzie z jego otoczenia twierdzą, że mimo urazu prawego barku został do walki zmuszony.
Kto wie, być może liczą na rewanż, który wydaje się niemożliwy, choć w tym biznesie takie słowo nie powinno mieć miejsca. W zawodowym boksie wszystko jest przecież możliwe.
Na razie pozostaje się zachwycać rekordami, które padły przy okazji tej walki. Wszystkie zostały zdmuchniętego przez niewysokiego Afroamerykanina (Mayweather – 173 cm) i nieco niższego Azjatę z Filipin (Pacquiao – 169 cm). Nigdy żaden sportowiec nie zarobił za jeden występ takich pieniędzy jak oni. Szacuje się, że ten pierwszy może liczyć na 180 - 200 mln dolarów, a drugi 120 – 140 mln, w zależności od tego jaki będzie wynik sprzedaży pay per view. A ten, jak wynika z pierwszych informacji będzie kosmicznie wysoki i przekroczy 4 mln przyłączy. Dotychczasowy rekord należący od 2007 roku do Mayweathera Jr i Oscara De La Hoi wynosił 2,44 mln. A pamiętajmy, że wówczas cena pay per view była znacznie niższa niż teraz. Ta na sobotni pojedynek wynosiła w systemie HD aż 100 dolarów.
Bilety na żadne widowisko sportowe też nie sięgały takich sum, jak na ten 12. rundowy pojedynek, którego stawką były mistrzowskie pasy organizacji WBC, WBA należące do Mayweathera Jr) i WBO (Pacquiao). Dodajmy jeszcze, że Amerykanin pracował w MGM Grand Garden Arena za wyjątkowo wysoką stawkę – 5 mln USD/ minutę. Nie chce się wierzyć, ale takie są fakty.
Ale to tylko finansowy aspekt tego wydarzenia, stawiający walkę Mayweathera Jr z Pacquiao na samym szczycie w historii sportu, nie tylko boksu. Pisał o niej przecież cały świat, żyły nim wszelkiego rodzaju media społecznościowe. Na Filipinach, ojczyźnie Manny’ego Pacquiao zamarło życie, wszyscy usiedli przed telewizorami, by ją oglądać, a teraz cały kraj jest w żałobie, bo „Pacman” przegrał. Oczywiście został oszukany, co tego chyba nikt nie ma tam żadnych wątpliwości. A to, że prawda jest inna, że przegrał gdyż był słabszy, nie ma żadnego znaczenia.
Teraz najciekawsza jest odpowiedź na pytanie, jak będzie wyglądać najbliższa przyszłość obu pięściarzy, kiedy z kosmosu zejdą wreszcie na ziemię. Mayweather jr już odpowiedział: wyjdę na ring jeszcze raz, we wrześniu tego roku – zakomunikował zaraz po ogłoszeniu szczęśliwego dla niego werdyktu w MGM Grand Garden Arena w Las Vegas. A to oznacza, że później zawiesi rękawice na kołku.
A co z Paquiao? Filipińczyk chce odpocząć, udać się na wakacje. O bokserskiej przyszłości nie mówi, ale nie chce się wierzyć, że on też zakończy karierę. Z pewnością jeszcze go zobaczymy w ringu, bo na wielkie pożegnanie zasłużył.
Komentarze