Iwańczyk: Komu mistrza, komu? Może nawet Jagiellonii!

Nie rozstrzygnęła się i długo nie rozstrzygnie walka o mistrzostwo Polski. I nie jest wcale powiedziane, że będzie to sprawa warszawsko-poznańskiego duetu. Coraz bardziej serio trzeba bowiem traktować aspiracje Jagiellonii. Sportowego hartu życzę każdemu, niech jednak w Białymstoku pamiętają, jak źle kończyły harce drużyn wskakujących na szczyt jak króliki z kapelusza. Albo już teraz złożą deklarację, że choćby postarają się nie być nic nie wnoszącą do Europy efemrydą.
Omamił nas trener Michał Probierz. Niby coś bąknął o walce o historyczne dla Jagiellonii mistrzostwo, ale później całkiem zręcznie wycofał się w cień. Jego drużynę więc mało kto traktował poważnie, więc cichcem, bez większej presji „doślimaczyła się” do eksportowego duetu Legii z Lechem, który w tempie szybszym niż ślimacze się nie przemieszcza.
Traktować Jagiellonię należy zupełnie serio, jeśli już się nie stała (wygrana z Lechem, który mógł w niedzielę powiększyć przewagę nad Legią do czterech punktów), to na pewno stanie się języczkiem u wagi futbolowej batalii w Polsce (środowy hit przy Łazienkowskiej). Umówmy się, personalnie zespół ten wygląda wiele słabiej niż dwaj najpoważniejsi konkurenci, ale czyż nie solidnością Śląsk Wrocław zdobył mistrzostwo trzy lata temu? Czyż nie pozbawioną wahań przeciętnością nie wskoczył wówczas na podium Ruch Chorzów? Pamiętacie GKS Bełchatów sprzed kilku lat? Był wicemistrzem Polski i grał w europejskich pucharach. Odra Wodzisław czy wcześniej Hutnik Kraków też.
Ekstraklasa nie raz widziała mistrzowskie efemerydy z Lubina (2007 r.), z ul. Konwiktorskiej (2000 r.), czy Łodzi (ŁKS z 1998 r.). Nie chcę powiedzieć, że taką będzie również Jagiellonia, bo akurat na działalność prezesa Cezarego Kuleszy spoglądać należy z wielkim uznaniem, ale muszą w Białymstoku serio odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to jednorazowy występek, czy może zagrywka va banque – bijemy się z najlepszymi bez względu na konsekwencje.
Wspomniane przeze mnie kluby zaraz po zdobyciu mistrzostwa Polski w bliższej lub dalszej perspektywie padały. Tak pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Stawały się też ofiarą własnego sukcesu, który rujnował później podstawy finansowe poprzez niedoświadczenie zarządzających (Zagłębie).
Jeśli w walkę o tytuł Jagiellonia włączy się na poważnie, dobrze byłoby już teraz usłyszeć deklarację, że będzie to początek drogi w precyzyjnie zaplanowanych szczegółach. Obliczonej na wydatki, często obarczone wielkim ryzykiem, ale i sukces w Europie. Mówiąc wprost, polskiej piłki nie stać na kolejne pucharowe kompromitacje.
Sprawa mistrzostwa Polski nie może oczywiście stać się przywilejem jedynie najbogatszych, wywodzących się z metropolii. Bez płodozmianu na szczycie futbol nie miałby sensu, niewykluczone więc, że dzieląca dwóch faworytów Jagiellonia byłaby powiewem świeżości.
Co na to Legia i Lech?
Komentarze