Clijsters: Książka "Home!" jest wyjątkowa

Tenis
Clijsters: Książka "Home!" jest wyjątkowa
fot. PAP
Kim Clijsters po triumfie w US Open 2010.

Kim Clijsters. 41 tytułów w singlu i 11 w deblu. Któżby jej nie podziwiał? Za uśmiech, za prostolinijność, pracowitość i sukces, który nadszedł w najmniej oczekiwanym momencie. Za troskę o to, aby ocalić córkę przed katorżniczymi treningami i miłość do koszykarza, który poznając Kim zrozumiał jaki klejnot wypadł z rąk Lleytona. I pomyśleć, że 15 lat temu, latem 2000 roku Kim Clijsters i Lleyton Hewitt zagrali w finale miksta w Wimbledonie…

Clijsters nie chce i nie potrafi być słodka jak belgijskie trufle. To nie w jej stylu. Niebawem miną 3 lata od jej ostatniego meczu na kortach… Podczas US Open’2012 Kim przegrała w II rundzie z leworęczną Brytyjką Laurą Robson. Hektar wspomnień. Teraz jest czas na wakacje w górach z rodziną, noszenie bluzy z kapturem i przyglądanie się igliwiu. Kim nie jest jednowymiarowa, więc równie dobrze czuje się na nartach wodnych czy na zapomnianej przez świat plaży. Może usiąść i pomyśleć o tym co dała jej młodsza siostra Elke (była mistrzyni świata juniorek w deblu), przypomnieć sobie lata kiedy na kortach królowała inna mama – Evonne Goolagong Cawley i porozmawiać o miłości Belgów do motocrossu. 100 kilometrów od Brukseli leży przepiękny tor Lommel. 1 i 2 sierpnia na tym torze zostanie rozegrane GP Belgii w motocrossie. Długość pętli: 1675 metrów, piasek, może nie tak piękny jak na ulubionej plaży Kim, ale równie urokliwy…      

 

Tomasz Lorek: Kim, zaczęłaś przygodę z tenisem mając 4 latka. Data nie była przypadkowa, prawda?

Kim Clijsters: Mój tata Leo grał w piłkę nożną. W 1988 roku tata został wybrany najlepszym piłkarzem Belgii. Przed zakończeniem plebiscytu obiecał, że jeśli wygra, to wybuduje kort tenisowy w naszym ogrodzie. Dotrzymał słowa.


Czy to prawda, że będąc małą dziewczynką byłaś introwertyczką?


Tak. Gdy koncentrowałam się na piłce i grałam w tenisa, byłam niezwykle pewna siebie. Wystarczyło jednak, że zeszłam z kortu, od razu ogarniało mnie uczucie nieśmiałości.


Musiałaś przeżywać trudne chwile, gdy po raz pierwszy znalazłaś się w bezlitosnym blasku świateł i kamer?


Gdy grałam po raz pierwszy w półfinale Wielkiego Szlema (przeciwko Justine Henin), a był to Roland Garros w 2001 roku, czułam, że w ciągu jednego wieczoru moje życie wywróciło się do góry nogami. Miałam wtedy 17 lat, na początku nie wiedziałam jak sobie radzić z tłumem reporterów i kamerzystami śledzącymi mój każdy ruch. Potem przywykłam do tych sytuacji.


Gdy rozstałaś się z zawodowym tenisem w 2007 roku, wiedziałaś, że to właściwy moment, aby powiedzieć dość?

Byłam bezwzględnie przekonana, że to jest to. Poznałam Briana Lyncha (amerykańskiego koszykarza), a bieganie po korcie zwyczajnie przestało mi sprawiać frajdę. Byłam gotowa, aby rozpocząć nowy rozdział w moim życiu. Wtedy nie tęskniłam za tenisem. Byłam szczęśliwa zajmując się przygotowaniami do ślubu i oczekiwaniem na narodziny naszej córeczki, Jady. (urodziła się w lutym 2008 roku).

 
Gdyby twój tata, Leo, nie odszedł do krainy wiecznych łowów w styczniu 2009 roku, pewnie nigdy nie wróciłabyś do tenisa?


Tego samego roku zaproszono mnie do Wimbledonu, abym zagrała w meczu z okazji otwarcia dachu nad centralnym kortem. Pomyślałam, że to wspaniała okazja, aby moje myśli przestały krążyć wokół utraty taty.


Po tym meczu stopniowo zaczęłaś rozważać powrót do zawodowego cyrku?


Po urodzeniu córki zaczęłam wracać do normalnych kształtów. Zastanawiałam się czy mogę jeszcze rywalizować na poziomie z czołowymi tenisistkami na świecie. Brian zaczął przebąkiwać o zakończeniu kariery koszykarskiej, gdyż męczyło go leczenie przewlekłych kontuzji. Pewnego dnia powiedział do mnie, że chętnie „przeżyje ze mną tenisową przygodę”. Fascynowało go włóczenie się ze mną po świecie w roli młodego tatusia.


Czy zwycięstwo w finale US Open w 2009 roku miało smak spełnionego marzenia?


To był mój trzeci turniej po powrocie do gry. Nie spodziewałam się, że wygram US Open. Przeżywałam wtedy niezwykłe emocje, bo choć mojego taty nie było przy mnie, cały czas czułam, że jest ze mną w Nowym Jorku. Gdy wsiadłam do samochodu, który miał mnie zawieźć na korty na półfinałowy pojedynek z Sereną Williams, byłam okropnie zdenerwowana. Ruszyliśmy, kierowca włączył radio, a przez głośniki popłynął ulubiony utwór mojego taty. Śpiewał Barry White. Zaczęłam na przemian śmiać się i płakać. Erupcja emocji bardzo mi pomogła, bo uspokoiłam się i na kortach byłam niezwykle zrelaksowana.


Czułaś się winna względem swojej córki Jady, gdy wróciłaś do wyczynowego tenisa?


Podczas Australian Open w 2010 roku, Jada zapragnęła pójść do zoo z naszą nianią. Poczułam się okropnie. Obwiniałam się, że przedłożyłam tenis nad córkę. Myślę, że z czasem udało się mi wychwycić właściwy balans. Jestem szczęściarą, bo mogę podróżować po świecie z dwójką ludzi, których bardzo kocham. Przemieszczanie się z turnieju na turniej staje się coraz łatwiejsze, gdy córka rośnie. Jada uwielbia spędzać czas w hotelowych pokojach. Teraz to już podlotek (śmiech). W lutym skończyła 7 lat. Chcę, żeby wiodła inne życie niż jej zwariowana mama. Nie ukończyłam szkoły. Nie miałam szans, aby mieć szalone przyjęcia, gdy kończyłam 18 lat, bo zawsze najważniejszy był tenis. Wędrowałam z kortu na kort po całym świecie od 12 roku życia i choć przyjaciele mówią mi, że podróże to najlepsza szkoła życia, bo uczą języków, zaradności, otwarcia na inne kultury, to ja wiem, że normalne dorastanie ma swój ogromny urok. Może dlatego, że nigdy nie zaznałam normalnego życia nastolatki, to teraz chcę stworzyć córce zwyczajne warunki do właściwego dojrzewania? Sama nie wiem…  


kim1Czasy, gdy byłaś zaręczona z Lleytonem Hewittem wydają się odległe jak obca galaktyka?


Tak, rozstaliśmy się w październiku 2004 roku, spędziliśmy razem 4 lata. Byłam wtedy bardzo młoda. Moje życie zmieniło się na lepsze, czuję się szczęśliwa w moim obecnym wcieleniu.


Zadzwoniłaś do Lleytona, gdy zmarł twój tata?


Tak, ale nie utrzymujemy kontaktu. Chcę, żeby Lleyton był szczęśliwy, ale nie sądzę, że powinniśmy ze sobą rozmawiać. Wtedy, po śmierci ojca, uznałam, że muszę zadzwonić do Lleytona. Znał tatę, więc niezależnie od tego co wydarzyło się między nami, uznałam, że powinnam porozmawiać z Lleytonem o śmierci mojego taty.


Wciąż uważasz Australię za swój drugi dom?


Gdy byłam z Lleytonem, spędzałam mnóstwo czasu w Australii. To rzeczywiście mój drugi dom. Ludzie są tu niezwykle otwarci, serdeczni, a do tego kuchnia australijska bardzo mi odpowiada.


Jak zareagowałaś na wieści o gigantycznej powodzi w stanie Queensland w grudniu 2010 roku?


Gdy zobaczyłam pierwsze relacje w telewizji, byłam zszokowana. Towarzyszyło mi dziwne uczucie, bo w czasie, gdy grałam mecze w Sydney, ludzie mieszkający w Queensland walczyli o życie. Nie znoszę świadomości, że gdy bawię się tenisem na korcie, kilkaset kilometrów dalej, w tym samym kraju, cierpią ludzie. Chciałam zacząć działać będąc w Sydney, ale ludzie z WTA powiedzieli mi, żeby wstrzymać się, bo w Melbourne planowana jest wielka akcja na rzecz powodzian. Nie lubię, gdy ludzie cierpią w takiej katastrofie jaką jest powódź. Media donoszą o wielkich stratach materialnych, ale prawdziwą zmorą są ludzkie dramaty. Przecież ludzie stracili życie, a ci co przeżyli mogą już więcej nie wrócić do normalnej dyspozycji psychicznej, pojawią się stany lękowe. To straszne.


Inspiruje cię postać wrażliwej kobiety o aborygeńskich korzeniach jaką jest Evonne Goolagong Cawley. Skąd narodził się pomysł, aby twój strój nawiązywał do ubioru Evonne z czasów jej kariery?


Pod koniec 2009 roku usiadłam z projektantami Fila i mieliśmy burzę mózgów. Nie lubię ekstrawagancji ani napuszonych kreacji, chcę, aby mój strój wyrażał jakąś głębszą wartość. Przeczytałam książkę pt. „Home” napisaną przez Evonne Goolagong Cawley i Phila Jarratta. Wzruszyłam się, po czym krótko po lekturze zadzwoniłam do Evonne i przedstawiłam jej swój pomysł. Evonne była zachwycona. Ona została mamą, wróciła na kort po urodzeniu dziecka, odniosła sukces, więc chciałam znaleźć pomost pomiędzy pokoleniami. To wspaniała, wrażliwa kobieta.   


Po historyjce z Toddem Woodbridge nie masz już chyba cienia wątpliwości, że mężczyźni to okropni plotkarze?


kim4Tak, jesteście większymi plotkarzami niż kobiety! Siedziałam sobie po treningu z moją przyjaciółką Rennae Stubbs. Rozmawiałyśmy o życiu, sporcie, dzieciach, naszych facetach. Opowiadałam jej o chęci urodzenia drugiego dziecka. Nagle, Stubbsie, ni stąd ni zowąd, mówi mi, że podczas turnieju w Sydney, Todd przesłał jej smsa o tej treści: „Kim stała się gderliwa, a jej piersi są większe niż zwykle”. Zdębiałam. Nie chciałam wierzyć, więc Rennae pokazała mi smsa. Wtedy pomyślałam: poczekaj, Todd, przyjdzie czas, że będziesz robił ze mną wywiad na Rod Laver Arena, wtedy skontruję cię. Dlatego po meczu z Carlą Suarez Navarro, spytałam go przed kamerami o tego smsa ujawniając moje źródło informacji. Spytałam go: naprawdę myślałeś, że jestem w ciąży, bo moje piersi są większe i marudzę? Nie wiedział co odpowiedzieć. Potem w szatni Stubbsie powiedziała mi, że wciąż nie może uwierzyć, że zdecydowałam się powiedzieć to po meczu na korcie centralnym. Przecież słuchała was cała Australia – dziwiła się Rennae. Taka już jestem, Aussie Kim. Nie owijam w bawełnę.     


Leo Clijsters powiedział kiedyś, że życie sportowca to sztuka wmawiania sobie, że wszystko jest piękne dookoła, choć rzeczywistość jest bardziej gorzka.


Tata zawsze powtarzał mi i prosił, żebym nigdy o tym nie zapominała. Mówił: nie bądź nieroztropna, nie przyjmuj tych wszystkich teatralnych gestów środowiska zbyt otwarcie. Nic nie przeraża mnie tak bardzo jak osoba, która siedzi obok mnie w szatni i uważa, że jest lepsza od innych ludzi, bo otacza ją atencja całego świata. Jest kilka młodych dziewczyn w profesjonalnym tourze tenisowym, które uważają się za celebrities, są aroganckie, zachowują się jakby rządziły kulą ziemską. Nie rozumieją, że gdy przestaną grać, cały ten cyrk, który teraz wmawia im, że są niezastąpione, piękne i wspaniałe, zniknie w czasie krótszym niż zatrzaśnięcie drzwi.


W 2011 roku do Australii przyleciał z tobą również twój wujek, Jan. Czy obecność brata twojego taty miała pozytywny wpływ na twoje samopoczucie?


Wujek Jan bardzo przypomina mi tatę. Sposób w jaki chodzi, jak reaguje, jak mówi, od razu przywołuje mi myśli o tacie. Obecność wujka ma kojący wpływ na mnie. Wzruszam się, gdy widzę wujka, ale przechowuję skrzętnie emocje, nie chcę, aby świat widział jak coś we mnie pęka. Z jednej strony cieszę się jak mała dziewczynka, że wujek był ze mną w Melbourne, z drugiej smutno mi, że nie ma taty. Tak bardzo chciałabym, żeby tata mógł zobaczyć jak rośnie Jada. Serce mi pęka, gdy moja córka robi różne rzeczy po raz pierwszy, a mój tata nie mógł zobaczyć jak ona stawiała pierwsze kroki, zaczęła mówić, ubierać lalki. Tak mi przykro, że tata nie widzi jak rozwijają się dzieci mojej siostry. Czuję się z nią bardzo związana.


Twoja młodsza siostra Elke była mistrzynią świata juniorek w deblu, ale nie powtórzyła sukcesów w profesjonalnym tenisie. Czy fakt, że siostra jest szczęśliwą mamą 2 dzieci zainspirował cię do rozmyślań w stylu: proszę, moja siostra nie odnosi sukcesów na korcie, ale czerpie radość z tego, że dwójka jej brzdąców rośnie zdrowo? Nie ma siostrzanej rywalizacji?


Nie. Dla mojej siostry nie jest istotne czy jestem mistrzynią Wielkiego Szlema, odpadam w pierwszej rundzie czy zawieszam grę w tenisa. Często rozmawiamy, ona opowiada jak jej 15-miesięczny brzdąc zaczyna chodzić, a ja złoszczę się, że nie widzę tak ważnego momentu w życiu jej dziecka. Łączą nas normalne siostrzane stosunki. Siostra była w moim boksie, gdy po raz pierwszy wygrałam US Open. Ona motywuje mnie do większego wysiłku, dodaje mi wiary w moje siły. Przy niej przestaję wątpić w siebie. Przed laty wściekałam się, że emocje biorą górę w ważnych chwilach, że nie potrafię spokojnie otworzyć sobie kortu w finale Szlema i zakończyć akcji winnerem. Wiedziałam, że mogę dobrze grać w tenisa, ale oblatywał mnie strach w finałach. Pomoc siostry jest nieoceniona. Gdy widzę ile radości dają jej dzieciaki, inaczej spoglądam na świat.  


kim3Z czym kojarzy ci się Polska?


Z siostrami Radwańskimi, które są miłymi dziewczynami. Agnieszka gra mądry, sprytny, ciekawy tenis. Z meczem w Pucharze Federacji w lutym 2010 roku, kiedy nie zagrałam ani ja, ani Justine, a młode koleżanki: Wickmayer, Flipkens, Oyen, Mestach wykonały niesamowitą pracę i pokonały Polki na wyjeździe w Bydgoszczy. Z bardzo skomplikowaną historią, trudną sytuacją polityczną przez wiele ostatnich lat. I z pewnym polskim dziennikarzem, który przy każdej okazji sprawdza moją wiedzę o belgijskim motocrossie. Nie zapomniałam kim jest Stefan Everts. Zdobył 10 razy tytuł mistrza świata w motocrossie, wracał po ciężkich kontuzjach, lubi pustynię, ma wspaniałą rodzinę i kocha jeździć w cytadeli Namur (śmiech).


To niezwykłe, że tyle wiesz o Stefanie (śmiech).

Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze