Janowicz: Po pierwszym meczu spodziewałem się więcej

Jerzy Janowicz zaznaczył, że - mimo dobrej gry Leonardo Mayera - jest rozczarowany swoją postawą w pojedynku II rundy wielkoszlemowego French Open w Paryżu. "Po pierwszym meczu spodziewałem się więcej" - przyznał po porażce z argentyńskim tenisistą Polak.
"Jeszcze nie wiem, jak spojrzeć na to spotkanie. Szczerze mówiąc, po pierwszym meczu spodziewałem się troszeczkę więcej. Wcześniej grało mi się naprawdę fajnie, czułem się bardzo dobrze, a dziś nie wiem czemu, ale nie mogłem odnaleźć swojej gry z głębi kortu" - analizował na konferencji prasowej Janowicz, który w czwartek przegrał z Mayerem 4:6, 4:6, 7:6 (7-1), 1:6.
Łodzianin zaprzeczył, że problemem było to, iż może za bardzo chciał wygrać ten pojedynek i to go zgubiło. Zwrócił przy tym uwagę na postawę Argentyńczyka.
"Leonardo zagrał dziś bardzo dobrze, wręcz świetnie. Nie ma co do tego dwóch zdań. Ja zaś nie czułem się tak jak w pierwszym meczu. Wtedy nawet jak nie wychodziło, to wiedziałem, że wszystko jest na dobrej drodze, a dziś...tak sobie" - podkreślił.
Z Mayerem zmierzył się po raz drugi w karierze. Poprzednio - w styczniu w 1/8 finału turnieju w Sydney - także lepszy był rywal.
"Nie ma co porównywać tego meczu z tym w Sydney. To zupełnie inne granie i styl, bo tam był kort twardy" - zastrzegł 24-letni zawodnik. Jego pojedynek rozpoczął się o godz. 11. Ze względu na to musiał wstać wcześnie rano, ale jak zapewnił to nie stanowiło problemu.
"W pierwszej rundzie też grałem o tej porze, więc nie byłem zaskoczony tym teraz. Choć gdybym miał wybór, to wolałbym późniejszą porę" - odparł Janowicz.
Po wtorkowym meczu otwarcia łodzianin narzekał na kort, który jego zdaniem organizatorzy niepotrzebnie polewali przed spotkaniem obficie wodą. Jak dodał w czwartek, różnił się znacząco także z innego względu.
"Rozmawiałem o tym z innymi zawodnikami w szatni - kort jest bardzo słaby w porównaniu z tym, co było trzy, cztery, pięć czy sześć lat temu. Zupełnie zmienili nawierzchnię w ubiegłym roku, dawniej to był praktycznie hardcourt posypany mąką, teraz jest po prostu krzywy, znikąd pojawiły się kamienie. Nie ma takiego samego grania jak kiedyś, ale trzeba się przyzwyczaić" - skwitował.
Jak dodał, od poprzedniego sezonu zmieniły się również piłki. "Wcześniej były nawet +kamieniowate+, leciały bardzo fajnie, króciutko. Nagle nadeszły drastycznie zmiany, jeśli chodzi o piłki i nawierzchnię, ale organizatorzy mają do tego prawo" - zaznaczył.
Na pytanie, czy w dalszej części sezonu będzie chciał zapomnieć o kilku bolesnych porażkach, które przytrafiły mu się w ostatnim czasie, Polak odparł, że w jego przypadku bardziej chodzi o zapomnienie o bolesnych przeżyciach związanych z kłopotami zdrowotnymi.
"Porażki bolą przez chwilę. Zrobię sobie teraz parę dni wolnego nie dlatego, że muszę przez kontuzje, ale dlatego, że mam na to ochotę. Powinno być ok. Bywa w karierze sportowca, że głupie urazy i dziwne infekcje się pojawiają. Najważniejsze, żeby się pozbierać po nich. Wiem, że moja gra potrzebuje niewielkiego impulsu i wszystko powinno wrócić do normy. Szkoda, że po dobrych przygotowaniach z listopada i grudnia przyplątało się zapalenie oskrzeli. Teraz to kwestia przetrwania tych niepozytywnych rzeczy" - podkreślił.
W ubiegłym roku Janowicz dotarł w Paryżu do trzeciej rundy. Nie przejmuje się jednak tym, że nie powtórzy tego wyniku, co oznacza stratę punktów rankingowych i w konsekwencji pogorszenie pozycji w światowej klasyfikacji ATP.
"Tak jest zbudowany ranking ATP, nie ma w tym nic przerażającego. Łotysz Ernests Gulbis będzie poza +80+, a był niedawno 14. Tak bywa. Najważniejsze, żebym znowu nie spotkał się z jakąś kontuzją czy chorobą" - zaznaczył.
Gdy zaś na koniec został poproszony o podsumowanie turnieju, zwrócił się do dziennikarzy: "Oceńcie sami. Co ja mam oceniać? Ja już powiedziałem to, co miałem do powiedzenia".
Komentarze