Iwanow: Pokora – cecha, o której w Legii zawsze się zapomina

Piłka nożna
Iwanow: Pokora – cecha, o której w Legii zawsze się zapomina
fot. Cyfrasport
Legia wyrosła ponad ekstraklasę?

Stało się. Legia Warszawa (na 99 procent) nie obroni mistrzowskiego tytułu. Choć wszystko wskazywało na to, że mimo wpadek, potknięć i prawie dziesięciu porażek w lidze klub ze stolicy będzie w stanie doprowadzić swą misję do szczęśliwego końca. Happy endu jednak (raczej) nie będzie.

Nawet w Warszawie już nikt nie wierzy w to, że nie grająca już o nic Wisła będzie robić wszystko, by przy Bułgarskiej wygrać. Stołeczne media wywietrzyły spisek, że Legia nie będzie mistrzem, bo przecież Górnikowi czy „Białej Gwieździe” nie będzie zależało na tym, by mistrzostwo nie zmieniało adresata. Ale tak było przecież od zawsze.

 

Legia nigdy nie budziła w tej lidze odczucia specjalnie szanowanego przeciwnika. I zawsze, każdy chciał utrzeć jej nosa. Tak samo jak w Niemczech Bayernowi Monachium czy w Anglii Manchesterowi United. To jak najbardziej normalna i nie budzącą jakichkolwiek wątpliwości czy podejrzeń sytuacja. Hasło „Bij mistrza” obowiązuje zresztą i w innych dyscyplinach. Nawet tych indywidualnych. Więc jak chcesz być najlepszy i masz ku temu najwięcej możliwości oraz pieniędzy, to takie okoliczności musisz akceptować bez mrugnięcia oka. Legia ten stan rzeczy ma od dawien dawna.

 

W futbolu – jak w życiu – bardzo ważna jest pokora. Stracenie kontaktu z rzeczywistością po jakimś czasie bywa bardzo bolesne i taki stan przeżywa właśnie Legia. I to nie po raz pierwszy. Niezłe występy w Lidze Europy, zdobyty szczęśliwie krajowy Puchar i ubiegłoroczna wcześniejsza obrona tytułu, w więcej niż połowie zapewniona przez pracę Jana Urbana, dawały powody do przypuszczeń, że mocnych na ten klub w tym kraju nie ma. I może faktycznie tak jest, bo Legia w dużej mierze – to już też „standard” – przegrała nie z Lechem Poznań, lecz z samą sobą. A to powoduje największe cierpienia.

 

Przedłużenie umowy z Henningiem Bergiem do połowy 2018 roku zimą wydawało się rozsądne. Dziś budzi jednak odmienne wrażenia. Pierwszy samodzielny sezon pracy z Legią Skandynawa nie przyniósł przecież wymaganego przez wszystkich mistrzostwa. Pucharowa magia przestała już działać.

 

Obecnie można tylko głośno się zastanawiać, co by było, gdyby w zimie nie puszczono do drugiej ligi chińskiej Miroslava Radovicia. Dwa miliony euro uzyskane za ponadtrzydziestoletniego piłkarza uznano za finansowy majstersztyk. Szkoda jednak, że do odejścia Serba z polskim paszportem nie przygotowano Henninga Berga i klub nie zapewnił Norwegowi żadnego „zamiennika”.

 

Ondrej Duda też stracił wiele ze swej jakości, gdy „Rado” zabrakło na Łazienkowskiej. Temat odejścia Miro załatwiony był w tak mało profesjonalny sposób jak zgłoszenie do trzeciej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów Bartosza Bereszyńskiego. Poważny futbol takich rzeczy nie wybacza.

 

Jednym z niewielu pozytywów z zaistniałej sytuacji dla władz klubu jest tylko fakt, że nie będzie trzeba wypłacać „grubych” premii za zdobycie mistrzostwa. I jeśli Legia awansuje do fazy grupowej Ligi Europy dodając do budżetu te zaoszczędzone pieniądze z braku „majstra” plus zarobek za sprzedaż Radovica finansowy bilans powinien się zgadzać. Ale nie od dziś wiadomo, że droga do Europa League jest łatwiejsza gdy pucharową przygodę zaczyna się od kwalifikacji Champions League. A to spotka tej jesieni (prawdopodobnie) ekipę Lecha….  Inna sprawa, że „Kolejorz” też nie jest produktem bez skazy. Także tej ekonomicznej. Czy to oznacza, że znów może się nie udać?

Bożydar Iwanow, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze