Pięć grzechów głównych Berga: pycha, chciwość, gniew…

Piłka nożna
Pięć grzechów głównych Berga: pycha, chciwość, gniew…
fot. PAP

Przekonanie o własnej wielkości, konflikt z Orlando Sa, przesadne stawianie na niedoświadczonych zawodników czy bezsensowne transfery przeciętnych piłkarzy ze słabych klubów Ekstraklasy – grzechów, jakich popełnił w tym sezonie trener Legii Warszawa Henning Berg nie brakuje. Oto ich lista.

Choć to, czy Legia Warszawa zostanie po raz trzeci z rzędu mistrzem Polski wyjaśni się dopiero w ostatniej, niedzielnej kolejce T-Mobile Ekstraklasy, to już dziś możemy stwierdzić grzechy główne, które popełnił w trakcie sezonu 2014/2015 trener Henning Berg.

 

Norweg, choć początkowo zauroczył polskich kibiców i dziennikarzy, dziś jest jednym z winowajców sytuacji w Legii; klubu, który  mając ogromną przewagę finansową i organizacyjną nad resztą ligi, jest w tej chwili dalej mistrzowskiego tytułu, niż bliżej. I nie wszystko zależy już od niego. Oto grzechy główne, które naszym zdaniem obciążają konto szkoleniowca Legii.

 

Pycha

 

To chyba najczęściej zarzucany Legii grzech. Po dwóch mistrzostwach Polski, zdobyciu krajowego Pucharu i niezłej grze w Lidze Europejskiej Berg i jego piłkarze uwierzyli, że na własnym podwórku są niepokonani. No, bo skoro mogli rozbić w pył Szkotów z Celticu i wygrać z bogatym Trabzonem, to jakim cudem miałyby zagrozić im Górnik czy Ruch? A właśnie w Łęcznej czy Chorzowie legioniści tracili cenne punkty. Zresztą, biorąc pod uwagę bilans zwycięstw, remisów i porażek można zapytać, jak przed laty Kazimierz Górski: skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Bo statystyka obnaża warszawiaków bezlitośnie: siedem remisów, dziewięć porażek, czyli łącznie 41 straconych pkt.

 

Chciwość

 

Transferowa. Ligowe zakupy firmowane przez Berga okazały się wielkimi niewypałami. Zawodnicy wyrwani ekstraklasowym rywalom dziś albo nie mieszczą się w legijnej jedenastce, albo w Warszawie ich już nie ma – jak wypożyczonego Arkadiusza Piecha. Michał Masłowski (kosztujący blisko milion euro!) i Igor Lewczuk z Zawiszy też stolicy nie podbili. Podobnie zresztą jak inny Arkadiusz, Malarz. Uderza fakt, że Zawisza i Bełchatów to dziś dwa ostatnie kluby w tabeli Ekstraklasy, a Zagłębie Lubin – skąd sprowadzono Piecha – ostatni sezon spędziło w I lidze. Transfery przeprowadzone były bez pomysłu, opierając się jedynie na finansowych możliwościach Legii, która mogła podkupić najlepszych zawodników słabszych rywali. Jak się okazało – ilość nie równa się jakość. A za to odpowiedzialny jest gównie rekomendujący piłkarzy Berg.

 

 

Obżarstwo

 

Norweg chciał ogrywać warszawską młodzież stawiając nieraz na kilku juniorów jednocześnie, a dziś sam wytyka Józefowi Dankowskiemu i Robertowi Warzysze, że ci w meczu z Lechem wystawili „dzieciaków”. Gdyby Berg rotował składem z większym rozsądkiem; gdyby „jadł łyżeczką, a nie chochlą”, być może to nie Lech, a Legia byłaby liderem. Bo utalentowani, ale niedoświadczeni Wieteska, Kalinkowski i Ryczkowski byli zamieszani m.in. w porażkę z Bełchatowem, natomiast Misiak i Szwoch w remis z Koroną. Stawianie na młodych bez wątpienia jest godne pochwały, ale Berg – świadomie bądź nie – zatracił się w zaufaniu do „talentów”. Wymowny jest fakt, że w fazie play-off żaden ze wspomnianych zawodników nie zgrał nawet minuty…

 

Gniew

 

Kto wie, czy gdyby Berg nie uniósł się gniewem i docenił piłkarską klasę Orlando Sa w czas, Legia już kilka dni temu nie świętowałaby mistrzostwa Polski. Kiedy Portugalczyk pojawiał się na murawie, strzelał jak na zawołanie. Problem polegał na tym, że się „pojawiał”, bo Berg w ataku widział najpierw Radovicia, a później Saganowskiego. Kiedy Sa w grudniu w trzech kolejnych meczach pokonał bramkarzy Cracovii, Górnika i Trabzonsporu wydawało się, że wywalczył sobie miejsce w jedenastce. Nic z tego! W następnym meczu z Łęczną… wrócił na ławkę. Trudno dziwić się więc irytacji piłkarza, który jest być może najlepszym snajperem w Ekstraklasie, a którego Berg całkowicie nie wykorzystał. Dziś konflikt jest podobno zażegnany, ale Legia i jej trener przez wiele miesięcy marnowali potencjał Sa.

 

 

Lenistwo

 

Kazimierz Sokołowski, asystent Berga, za każdym razem zapewnia, że jego pryncypał jest tytanem pracy, ale kończący się sezon obnażył brak bergowego planu B. Legia w każdym meczu grała tę samą piłkę; zmieniali się wykonawcy, nie zmieniała się taktyka. Norweg nie zaproponował piłkarzom żadnej alternatywy, małej rewolucji, która mogłaby obudzić potencjał zespołu celującego przecież w Ligę Mistrzów. Zamiast realizować opcję rezerwową warszawiacy powielali utarte schematy. Dlaczego? Ano dlatego, że opcja rezerwowa nie istniała. W skutek tego Legia A.D. 2015 coraz częściej zaczynała przypominać drużynę Jana Urbana – wygrywała, ale bez stylu. Brak alternatywy obciąża konto Norwega.

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze