Iwanow: W Ząbkach bez zębów. Tyski dramat Hajty i "Adamsa"

Piłka nożna
Iwanow: W Ząbkach bez zębów. Tyski dramat Hajty i "Adamsa"
fot. PAP

Wybitny reprezentant Polski i komentator meczów „biało-czerwonych” w eliminacjach do EURO 2016 Tomasz Hajto przeżywa trudne chwile. Jego misja uratowania pierwszej ligi dla GKS-u Tychy, której podjął się wraz ze swym kolegą z czasów gry w ŁKS-ie i pracy podczas EURO 2008 w roli eksperta Polsatu Marcinem Adamskim (w roli dyrektora sportowego), zakończyła się pełnym fiaskiem. Drużyna z Górnego Śląska z hukiem spada do drugiej ligi.

Najgorsze dla obu tych znanych w polskiej piłce postaci jest to, że ich projektowi nie udało się zrobić nawet małego kroku naprzód. Przejmowali zespół, gdy ten był trzeci od końca i na tym samym miejscu sezon zamknęli. Za nimi rozgrywki kończyły tylko Flota Świnoujście, która przecież wycofała się z rozgrywek i Widzew Łódź. Ten  po jesieni szanse na utrzymanie miał mniejsze nawet niż w T-Mobile Ekstraklasie bydgoski Zawisza. A sezon bez większej liczby walkowerów dograł tylko dlatego, by nie spotkała go dyscyplinarna kara i wylądowanie w niższej lidze niż ta z dwójką z przodu. Zawiedli ich piłkarze, którym dali szansę na niezły jak na tę klasę rozgrywek zarobek i od lipca możliwości pogrania na pięknym nowym stadionie. Nikt nie miał ochoty się wypromować?


Hajto z Adamskim przez wiele lat z powodzeniem robili karierę na Zachodzie Europy, więc wiedzą, na czym polega poważny futbol i jakie są w nim zależności i uwarunkowania. I z pewnością oczekiwali na coś więcej, niż zobaczyli w wiosennych spotkaniach. Mimo wielu niepowodzeń i tak na ostatniej prostej piłkarze z Tychów los klubu mieli w swoich rękach. Wystarczyło wygrać w ostatniej kolejce z niegrającym już o nic Dolcanem w Ząbkach, któremu od dawna nie groziły ani walka o awans ani strach przed degradacją, by znaleźć się w barażach.

 

Spotkanie miało mieć wiele podtekstów, bo przecież opiekunem mazowieckiej drużyny jest Dariusz Dźwigała, były asystent „Gianniego” w Jagielloni Białystok. Sądzono więc, że być może odpuści swemu byłemu bossowi, wystawi może kilku mniej ogranych zawodników. Dźwigała zachował się jednak jak na zawodowca przystało. Tak samo do tego spotkania podeszli zawodnicy z podwarszawskiego miasteczka. W przeciwieństwie do tych z GKS-u. To Dolcan przez 90 minut wyglądał na zespół, który gra o życie. Większość tyskich graczy jakby przeszła obok tego meczu. W Ząbkach zagrali bez przysłowiowego zęba. Skończyło się na porażce 1:2 i pożegnaniu z pierwszą ligą.

 

Spotkanie można przegrać nawet i 0:5, ale trzeba mieć poczucie, że na placu zrobiło się cokolwiek, by zejść z boiska pokonanym ale z podniesionym czołem. W sobotę miało się wrażenie, że wielu zawodników albo nie potrafi za bardzo grać w piłkę albo nie zamierza dla trenera Hajtę i dyrektora Adamskiego, ale przede wszystkim dla własnego czystego sumienia nawet specjalnie się spocić. Bo po tym co zobaczyłem nie sposób użyć stwierdzenia, że nikt „nie chciał za klub czy trenera umierać”. Jedynym piłkarzem, który walczył, „gryzł trawę” i biegał był Maciej Kowalczyk. Lat pewnie z 38. Trudno mieć też pretensje do solidnego Michała Stasiaka czy młodzieżowca Marcela  Wawrzynkiewicza.  Reszta? Dramat…

 

I to wszystko na oczach wielu znanych osobistości, które pojawiły się tego dnia na trybunach. Byli asystenci selekcjonera Adama Nawałki Bogdan Zając i Jarosław Tkocz, a także Jacek Kazimierski, Michał Żewłakow, Andrzej Zamilski, Dariusz Dziekanowski czy Rafał Janas. Nikt nie krył zdziwienia, że walczącej o byt drużynie jakby nie chciało się chcieć. Dla wszystkich była to niezrozumiała sytuacja.


Decyzje co dalej w GKS-ie zapadną pewnie już w poniedziałek. Na konferencji prasowej Hajto nie krył głowy w piasek, tylko wziął całą odpowiedzialność na siebie. Przecież to on przygotował tę drużynę do wiosny i wraz z „Adamsem” decydował o tym, kto do niej doszedł, a kto w niej został. Ktoś kiedyś jednak bardzo mądrze powiedział, że szczególnie w niższych ligach niż Ekstraklasa piłkarz jest stuprocentowym profesjonalistą tylko do  momentu, kiedy podpisze kontrakt. Bo to jest jego głównym celem. A potem? Hulaj dusza, piekła nie ma. I tak zawsze wszystko „zwali się” na trenera, który „się nie nadaje” albo „źle przygotował”.

Bożydar Iwanow, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze