Bahamy, reprezentacja i NBA - Karnowski ma ambitne plany
Reprezentant Polski w koszykówce Przemysław Karnowski wierzy w dobry występ we wrześniowych mistrzostwach Europy we Francji i postęp swojej drużyny Gonzaga w lidze NCAA. - Czekają nas w niej mecze na lotniskowcu w Japonii i na Bahamach – powiedział .
Po zakończeniu rozgrywek NCAA stanął pan przed trudnym wyborem - przystąpić do draftu NBA już w tym sezonie, czy poczekać jeszcze rok. Nie żałuje pan, że zdecydował się na drugą opcję?
Myślę, że to była dobra decyzja. Przez kolejny rok występów w uniwersyteckim zespole Gonzagi będę mógł jeszcze poprawić umiejętności. Plan jest taki, żeby w przyszłym roku mocno "zaatakować" draft.
Rozgrywki NCAA będą dla pana ważne i ciekawe nie tylko z racji przygotowań do NBA...
Z kalendarza wynika, że jedno ze spotkań przeciwko drużynie Pittsburgh Panthers rozegramy na lotniskowcu w Japonii. Mecz dedykowany jest oficerom i żołnierzom marynarki wojennej, ma pokazać, że doceniamy ich służbę i misję. Potem na Święto Dziękczynienia polecimy na tydzień na Bahamy, gdzie też czeka nas ligowa rywalizacja. W USA też czekają nas podróże do różnych ciekawych miejsc.
Czego pan oczekuje po nowym, ostatnim sezonie w lidze akademickiej?
Zmienił się trochę skład drużyny. Po skończeniu studiów odeszli trzej niscy koszykarze z pierwszej piątki: Kevin Pangos, Gary Bell Jr i Byron Wesley, tworzący trzon zespołu. Na obwodzie musimy więc polegać na młodszych zawodnikach, którzy dopiero wpasowują się w nasz system. Są wakacje, ale już zaczęliśmy treningi, nawet nieźle to wyglądało. Przyleciałem do Polski dopiero w czwartek.
Spodziewa się pan, że będzie grał więcej w nowym sezonie?
Trudno powiedzieć. Mamy w składzie wielu dobrych wysokich zawodników. Zobaczymy, jak trener będzie ich oceniał i ustawiał. Dostosuję się do każdej jego decyzji. Jest to mój ostatni rok w lidze, więc będę dawał z siebie wszystko, by pokazać, że zasługuję na minuty na parkiecie.
Od roku w zespole Gonzagi gra Domantas Sabonis, syn legendarnego litewskiego koszykarza Arvydasa. Wyróżnia się szczególnie w walce o zbiórki. To dla pana rywal czy przyjaciel z Europy?
Na pewno przyjaciel. Jest młodszy ode mnie o trzy lata. Starałem się nim na początku zaopiekować. Pokazywałem mu, czego potrzebuje zawodnik przechodzącemu do ligi akademickiej w USA z Europy. Takiego "przewodnika" mi bardzo brakowało w pierwszym sezonie w Gonzadze. Myślę, że z Domantasem wzajemnie możemy na siebie liczyć.
Teraz najważniejsze dla pana będą przygotowania i udział w mistrzostwach Europy we Francji. Co może tam zdziałać reprezentacja Polski?
Dziś trudno snuć prognozy. Dużo rozmawiałem ostatnio z trenerem Mike'em Taylorem. Znam skład kadry powołanej na zgrupowanie w Wałbrzychu, ale nie odbyliśmy jeszcze żadnego treningu. Zobaczymy, jak to wszystko będzie funkcjonowało. Myślę, że po pierwszych sierpniowych turniejach będziemy mieli więcej do powiedzenia na temat naszej gry.
W reprezentacji wystąpi Marcin Gortat, ale w pierwszych dniach zgrupowania to pan wejdzie w jego rolę, gdyż środkowy Washington Wizards dołączy do kadry później. Pod jego nieobecność zagrywki będą ćwiczone pod niego, ale z panem jako wykonawcą...
To już pytanie do selekcjonera. Jestem na pewno gotowy. Czy będę wychodził w pierwszej piątce, czy jako ostatni z ławki – dam z siebie wszystko. Ufam trenerowi Taylorowi.
Wierzy pan, że awansujecie do drugiej fazy ME?
Oczywiście, że wierzę. Głupio byłoby powiedzieć, że jedziemy tam przegrać już w pierwszej rundzie. Wierzę, że stać nas na awans do drugiej i trochę dalej. Trzeba jednak skupić się na pierwszych meczach, bo Eurobasket w Słowenii pokazał nam, że nawet najsłabsi rywale mogą sprawić psikusa.
Co z zakończonego sezonu najbardziej utkwiło panu w pamięci?
Awans z zespołem Gonzaga Bulldogs do Elite Eight, czyli najlepszej ósemki rozgrywek NCAA. Zdarzyło się to dopiero drugi raz w historii naszej uczelni, poprzednio w 1999 roku. Być częścią takiej drużyny, móc pomagać jej na parkiecie to wspaniałe uczucie. To jeszcze bardziej zdopingowało mnie do pracy, żeby w przyszłym sezonie zajść jeszcze dalej i może powalczyć o Final Four.
W tym roku bezpośrednią rywalizację o występ w finałowym turnieju przegraliście z późniejszym triumfatorem, utytułowanym zespołem Duke. Rozmawiał pan z jego słynnym trenerem Mike'em Krzyzewskim, który ma polskie korzenie?
Zamieniliśmy kilka słów po meczu. Na konferencjach prasowych przed spotkaniem jeden z dziennikarzy zabawił się w swoistą grę - poprosił, żebym ja wymówił jego nazwisko, a trenera, żeby powiedział, jak wymawia się moje. Długiej rozmowy między nami nie było. W końcu byliśmy rywalami, polskie korzenie się nie liczyły.
Nazajutrz po przyjeździe do Polski uczestniczył pan w finale akcji Akademia Sportu teleTOON+. Jak się pan tu znalazł?
Dostałem zaproszenie od Marcina Gortata i jego fundacji. Myślę, że dla tych dzieciaków, laureatów tej akcji, to ważne przeżycie. Mogli sprawdzić swoje umiejętności, poćwiczyć z reprezentantami kraju Agnieszką Szott-Hejmej, Adamem Waczyńskim, trenerem Taylorem czy oczywiście Marcinem. Wszyscy są przykładem tego, jak ciężką pracą można dojść do sukcesów w sporcie.
Komentarze