Komornicki: Lech musi iść na wojnę!

Piłka nożna
Komornicki: Lech musi iść na wojnę!
fot. PAP

Ryszard Komornicki szwajcarski futbol zna jak własną kieszeń. W tamtejszej lidze jako piłkarz i trener spędził już 25 lat! – Bazylea to nie jest zespół nie do pokonania. Obserwuję ich w lidze i wiem, że niektóre mecze grają bardzo słabo. Do tej rywalizacji Lech musi podejść bez kompleksów – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl przed meczem Kolejorza z Bazyleą.

Sebastian Staszewski: Po losowaniu eliminacji Ligi Mistrzów Szwajcarzy z Bazylei pewnie się ucieszyli…

Ryszard Komornicki: Huraoptymizmu tutaj nie ma. Nie sądzę, aby Bazylea zlekceważyła Lecha. Na to Polacy liczyć nie mogą. Wszyscy mają świadomość, że Kolejorz to ciekawy zespół, drużyna z dużym potencjałem. Dziś lepszym klubem na pewno jest Basel, od lat gra w Lidze Mistrzów, ma większe doświadczenie, ale nikt nie stawia mistrzów Polski na straconej pozycji.

Niektórzy kibice w Polsce spisali już jednak Lecha na straty. Słusznie?

Oczywiście, że nie. Polakom nie brakuje w nogach, tylko w głowach. Wiele meczów przegrywamy jeszcze w szatni, zanim tak naprawdę rozpocznie się rywalizacja. Właśnie przez przesadny respekt. Zamiast chcieć zniszczyć rywala, my go szanujemy. Po co? Dlatego liczę na to, że Lech zagra bez kompleksów.

Trudno jednak nie szanować drużyny, która w fazie grupowej Ligi Mistrzów gra regularnie, potrafi ogrywać Chelsea Londyn i Liverpool czy awansować do kolejnej rundy. My możemy o tym tylko pomarzyć…

Sukcesy pierwszej drużyny Bazylei to wykładnik całej pracy, jaką wykonuje się w klubie. Tego nie można im odjąć. Natomiast to nie jest drużyna perfekcyjna. Nie róbmy z niej Barcelony. Przez ostatnie lata Bazylea wypracowała swój styl grania, wychowała sobie niezłych piłkarzy, ale wciąż popełnia także błędy. To nie jest zespół nie do pokonania. Obserwuję ich w lidze i wiem, że niektóre mecze grają bardzo słabo. Bardzo słabo. Inna sprawa, że momentami ligę traktują drugorzędnie, bo mają świadomość, że i tak zdążą nadrobić stracone punkty. Uwaga klubu skupiona jest na europejskich pucharach – to przecież wielkie pieniądze i prestiż.

Lech powinien zagrać z Bazyleą na noże?

Tak, to ma być wojna, ale nie w swoim polu karnym. Ja zagrałbym bardzo agresywnie, ale co najmniej 30 metrów od bramki. Jeśli Lech cofnie się zbyt głęboko może być problem, bo faule będą się zdarzać, a więc Szwajcarzy otrzymają zaproszenie pod bramkę Kolejorza. A stałe fragmenty gry mogą rozstrzygnąć ten mecz. Najlepiej ostro zaatakować rywali na ich połowie. Trzeba im utrudnić rozegranie piłki. Od środkowej linii boiska nie powinno być zmiłuj się. Lech musi zniechęcić Szwajcarów do grania w futbol.

Bazylea od niedawna ma nowego trenera. Paulo Sousę zastąpił Urs Fischer.

Ursa znam bardzo dobrze, bo to on zastąpił mnie na stanowisku trenera zespołu U-21 FC Zürich w 2005 roku…

Praca w Bazylei to jego pierwsze wielkie wyzwanie, prawda?

Tak, bo wcześniej nie pracował z takim zespołem. Robił niezłe wyniki z pierwszą drużyną FC Zürich, a później FC Thun, ale Bazylea to wyjątkowe miejsce. Fischer musi dać sobie radę z piętnastoma gwiazdami. Musi też zmienić taktykę, bo wcześniej piłkarze grywali nonszalancki, a Urs – jako były obrońca – zapewne będzie chciał wszystko poukładać jak w zegarki.

Jako piłkarz Fischer był typowym rzemieślnikiem. Jakim jest trenerem?

Dla niego futbol to przede wszystkim walka i żelazna dyscyplina. A piłkarze Bazylei niekoniecznie mają podobne poglądy. Przypomnę tylko, że kiedy szkoleniowcem klubu był Murat Yakin to zawodnicy bardzo skarżyli się na to, że za dużą wagę przykłada do defensywy. Przed Ursem trudne zadanie, bo znalezienie wspólnego języka z gwiazdami to wyzwanie.

Kogo lechici powinni obawiać się najbardziej? Kapitana Matíasa Delgado, nieobliczalnego Breela Embolo, a może szybkiego jak wiatr Shkëlzena Gashiego?

Delgado to mózg drużyny, choć ma już swoje lata. Kiedy da mu się troszkę miejsca zaczynają się problemy. On może stać cały mecz, może nic nie robić a później dwoma podaniami zalicza dwie asysty. Jest to jednak piłkarz, który nie lubi agresywnej gry. Jeśli Lech liczy na awans musi go wyeliminować, odciąć od podań, zabrać mu swobodę. Embolo to natomiast młody chłopak o którym mówi się, że z niczego potrafi zrobić bardzo wiele. To dynamiczny, bramkostrzelny wychowanek Bazylei. Wszedł do pierwszej drużyny i z miejsca zrobił furorę. Trudno przewidzieć, co mu do głowy strzeli. Jest nieobliczalny. Bardzo dobrze rozumie się z Delgado, a poza tym szuka go piłka. Na szczęście dla Lecha brakuje mu trochę doświadczenia, bo ma przecież dopiero 18 lat, ale i tak to zabójcza broń.

Najlepiej z tej trójki zna Pan Gashiego, z którym pracował Pan dwa lata.

Trenowałem go w Zurychu. Kiedyś Shkëlzen miał coś z głową, ale chyba w końcu zajął się piłką na poważnie. Ma ogromny potencjał w ofensywie, jest odważny, nie myśli za dużo. Poza tym ma dobre podanie, jest skuteczny w polu karnym. Ta trójka to gwiazdy Bazylei, na których obrońcy Lecha muszą uważać. Jeśli zostawi im się czas i miejsce to poznaniacy mogą się bardzo boleśnie przekonać o sile Szwajcarów. Nie zapominajmy natomiast, że Bazylea to nie tylko ta trójka. Klub ma bardzo szeroką kadrę.

Choć i tak został osłabiony. Ma to dla Lecha jakiekolwiek znaczenie?

Drużynę opuściło dwóch bardzo istotnych zawodników. Jeden to Fabian Schär, który odszedł do Hoffenheim. Drugi to oczywiście Marco Streller, czyli człowiek-instytucja. Streller to chyba jedyny piłkarz, którego Bazylei nie będzie tak łatwo zastąpić. Marc Janko to inna półka. Natomiast dziś Basel ma na tyle silną kadrę, że jeden czy dwa transfery z klubu niewiele zmieniają. Zamiast patrzeć na nazwiska rywali Lech powinien więc skupić się na sobie. Nawet, jeśli w Bazylei grałby Cristiano Rolando, należałoby go wyłączyć z gry. A, że nie gra, to poznaniacy będą mieć trochę łatwiej (śmiech).

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze