Jubileusz, Hitchcock... Słodko-gorzki start polskich bramkarzy na Wyspach

Piłka nożna
Jubileusz, Hitchcock... Słodko-gorzki start polskich bramkarzy na Wyspach
graf. Polsat Sport

Kibice na całym świecie wyczekiwali wznowienia rozgrywek Premier League, zaś my szukaliśmy w Anglii polskich akcentów. Nasz kraj bramkarzami stoi, więc naszych rodaków wypatrywaliśmy właśnie między słupkami. Inauguracyjna sobota okazała się słodko-gorzka: jak sezon rozpoczęli Artur Boruc, Łukasz Fabiański i Tomasz Kuszczak?

Łukasz Fabiański: Chelsea FC - Swansea City 2:2

Fabian z pewnością jechał na Stamford Bridge ze strachem w oczach. 17. stycznia tego roku był jednym z gorszych dni w sportowym życia byłego bramkarza Arsenalu. Swansea dostała tęgie lanie od późniejszego mistrza Anglii na własnym stadionie aż 0:5. Fabiański miał więc dzisiaj wiele do udowodnienia i w kooperacji z resztą zespołu utarł nosa Jose Mourinho i spółce.

Chelsea do przerwy prowadziła 2:1, a za obie stracone bramki bardziej winić można było kolegów z bloku defensywnego niż polskiego bramkarza. Oscar dośrodkował piłkę, która powinna paść łupem czekających na pierwszym słupku obrońców, a ostatecznie bezkarnie minęła wszystkich zawodników i zatrzepotała w siatce. Gol nr 2 to jeszcze większy przypadek, na który nie dał rady zareagować Polak. Willian próbował podawać z lewej flanki, a piłka po pechowym odbiciu od nogi Federico Fernandeza przelobowała Fabiana i dała kolejne prowadzenie gospodarzom.

Druga połowa to już zupełnie inna historia: Swansea grająca w przewadze była o krok od pokonania lwa w jego jaskini. Swoją cegiełkę miał w tym też bardzo pewny Fabiański, który wyraźnie zapomniał już o upokarzającej porażce kilka osiem miesięcy temu. Polak dwoił się i troił we własnym polu karnym, w większości wyłapując dośrodkowania, które były główną metodą Chelsea na zaatakowanie jego bramki. Zaimponował zwłaszcza przy solowej próbie Hazarda, który huknął z ostrego kąta. Polak okazał się jednym z ojców świetnego wyniku Swansea na Stamford Bridge.

 

CZYTAJ WIĘCEJ O MECZU



Artur Boruc: Bournemouth - Aston Villa 0:1

Nowym starym reprezentantem Polski w Premier League został dziś Artur Boruc, który po epizodzie w Southampton wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej kuchennymi drzwiami: po awansie z Championship. Boruc rozgrywał swój okrągły pięćdziesiąty mecz w Premier League, jednak nie miał wielu okazji, by się wykazać. Polak stanowił pewny punkt swojego zespołu, a w 48. minucie wybronił znakomitą okazję Idrissy Gueye.

The Cherries nie wyciągneli wniosków z ostrzeżenia i dał się stopniowo spychać do defensywy. The Villans rozwijali skrzydła i swego dopięli w 72. minucie. Rezerwowy Rudy Gestede wyskoczył najwyżej przy rzucie rożnym i strzałem głową z siedmiu metrów nie dał najmniejszych szans na interwencję Borucowi. Kopciuszek zaczął więc sezon od falstartu.


Tomasz Kuszczak: Birmingham City - Reading 2:1

Bohaterem swojego zespołu został z kolei Tomasz Kuszczak. 33-latek debiutował dziś w nowych barwach i rozpoczął swoją przygodę w najlepszy możliwy sposób. Jego zespół prowadził po upływie regulaminowego czasu gry 2:1 i czekał na końcowy gwizdek. W doliczonym czasie gry sędzia musiał jednak wskazać na wapno: Simon Cox był przewracany w polu karnym Kuszczaka, a do wykonania jedenastki podszedł doskonale znany polskim kibicom Orlando Sa.

Portugalczyk jednak przestrzelił! Niezwykły spokój Kuszczaka w 97. minucie dał Birmingham City pierwsze zwycięstwo w nowym sezonie Championship. Po spotkaniu ekscytacji nie krył menedżer Birmingham, Gary Rowett:
To właśnie cały urok Championship - to najbardziej nieprzewidywalna liga świata. Rzut karny należał się naszym rywalom, jednak mieliśmy szczęście, że w bramce stał Kuszczak. Dał nam wielki moment przepełniony doświadczeniem i geniuszem, który pozwolił nam utrzymać zwycięstwo. To było jak z filmu Hitchcocka!

 

Bartosz Białkowski: Brentford - Ipswich Town 2:2

Jesli mowa o Hitchcocku, równie dramatyczną końcówkę przeżył dziś Bartosz Białkowski. Niestety tym razem to Polak znalazł się po tej drugiej stronie: Ipswich prowadziło na boisku rywala 2:0, by dać sobie wbić dwie bramki już w doliczonym czasie gry. Bramki zdobywali Andre Gray i James Tarkowski, który został największym bohaterem niezwykłego comebacku.

Hubert Chmielewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze