Jabłoński: Doping? Zgodziłem się na wykrywacz kłamstw

Sporty walki
Jabłoński: Doping? Zgodziłem się na wykrywacz kłamstw
fot. Cyfrasport

"Bolały mnie posądzenia o stosowanie dopingu, dlatego zgodziłem się na badanie wykrywaczem kłamstw. Wyszło oczywiście na moje" - stwierdził 26-letni Tomasz Jabłoński (75 kg, SAKO Gdańsk), który w bułgarskim Samokowie został wicemistrzem Europy w boksie.

Polska Agencja Prasowa: Po latach posuchy polscy pięściarze wreszcie znaleźli się na podium ME, na jego drugim stopniu. Eksperci przed turniejem wskazywali właśnie pana i Igora Jakubowskiego (91 kg) w gronie kandydatów do medalu.

 

Tomasz Jabłoński: Moim celem minimum był brąz, bo przyjechałem tu z zadaniem wywalczenia kwalifikacji na mistrzostwa świata. Po bardzo dobrym sezonie w barwach Rafako Hussars Poland w lidze World Series of Boxing, w którym wygrałem sześć z siedmiu walk, wiedziałem, że stać mnie na kolejne zwycięstwa w Bułgarii. O awansie do finału głośno jednak nie mówiłem.

 

Jabłoński srebrnym medalistą mistrzostw Europy w boksie

 

Jest pan najstarszy w kadrze, ale staż w boksie ma jeden z najkrótszych. Jak pan trafił do pięściarstwa?

 

Faktycznie zacząłem treningi bardzo późno, bo w wieku 17 lat, kiedy rówieśnicy mieli za sobą już po kilka sezonów startów. W najbliższej rodzinie i na moim gdyńskim osiedlu nikt nie boksował, dlatego tak późno pierwszy raz założyłem rękawice. A wszystko za sprawą szkoleniowca Tomasza Laski. Potem przeniosłem się do Sokoła Gdynia, a następnie - znów z trenerem Laską - do SAKO Gdańsk.

 

W wynikach juniorów i młodzieżowców z zawodów krajowych sprzed niemal dekady próżno szukać Tomasza Jabłońskiego.

 

Stoczyłem kilka walk w turniejach trójmiejskich i w okolicy, np. Tczewie, a następnie na dwa lata przerwałem systematyczne treningi. Męczyły mnie okropne bóle głowy, a lekarze nie potrafili zdiagnozować, co mi jest. Prawdopodobnie chodziło o jakieś spięcie mięśni, które powodowało ucisk i moje problemy. Porobiłem wszelkie możliwe badania, okazało się, że jest w porządku. W międzyczasie chodziłem na zajęcia brazylijskiego jiu-jitsu, boksu tajskiego i oczywiście klasycznego pięściarstwa. Potrenowałem i w 2010 roku trochę spontanicznie pojechałem na mistrzostwa Polski seniorów do Strzegomia, gdzie wywalczyłem srebro.

 

Ten sukces zmienił pana podejście do boksu, wyobrażenie o tym sporcie?

 

Nigdy wcześniej nic nie zdobyłem w tym sporcie. Wówczas uwierzyłem, że boks może być moim sposobem na życie i postanowiłem wszystko na jedną kartę. Pierwszą decyzją była rezygnacja z pracy w warsztacie samochodowym, w którym byłem zatrudniony przez trzy lata.

 

Z czego się pan utrzymywał?

 

Prezesem SAKO Gdańsk jest Marek Chrobak, jednocześnie mój trener klubowy, który przyjechał do Samokowa i codziennie bardzo mi pomagał, podobnie jak szkoleniowcy kadry Zbigniew Raubo i Ludwik Buczyński. Chrobak prowadzi firmę ochroniarską, w której pracowałem. W warsztacie nie mogłem ciągle liczyć na dni wolne czy urlopy w związku z wyjazdami na zgrupowania czy zawody. Z kolei Marek, wielki pasjonat boksu, ustawiał mi dyżury tak, abym mógł trenować. Nie brakowało jednak nocek na bramce na dyskotekach. Bywało niebezpiecznie, bo miałem do czynienia z pijanymi itd. Na szczęście ja do agresywnych nie należę, wolę się dogadać.

 

Jako jeden z pierwszych Polaków trafił pan do ligi WSB do zespołu z Bombaju.

 

To było cenne doświadczenia, bo musiałem radzić sobie sam w dalekim kraju, dodatkowo z niewielką tylko znajomością języka rosyjskiego. Bardzo się cieszę, że od kilku lat mam możliwość rywalizowania w drużynie Rafako Hussars Poland prowadzonej przez Jarosława Kołkowskiego i Jacka Szelągowskiego. To okazja boksowania ze świetnymi rywalami, ale też stałego zarabiania w boksie. Nasze umowy obowiązują przez pół roku, a to co odłożę w tym czasie mam na kolejne sześć miesięcy. Mam nadzieję, że teraz finansowo zyskami, a mój sukces i Igora docenią władze polskiego sportu i otrzymamy stypendium. Bardzo by nam pomogło w przygotowaniach do igrzysk.

 

W pana życiorysie jest też znacznie mniej przyjemny czas, kiedy walczył pan z posądzeniami o stosowanie dopingu.

 

Podczas którychś z badań okazało się, że mam problemy z tarczycą. Lekarze mówili, że mają one związek z moimi obciążeniami psychicznymi, ze złą dietą itd. W ogóle organizm wariował. Doszło do tego, że wykryto u mnie hormon żeński. Dowiedziałem się, że albo stosuję doping, albo mam nowotwór. Perspektywy fatalne, ale się nie poddawałem, bo nigdy nie przyjmowałem zakazanych środków.

 

Jakie były pana dalsze kroki?

 

Wraz z panami Chrobakiem i Kołkowskim postanowiłem bronić swego dobrego imienia i zdecydowałem się na badanie wykrywaczem kłamstw. Przyjechałem w tym celu do Warszawy, usłyszałem wiele pytań, ale wyszło na moje. To jedno. Po drugie, żaden raczysko mnie nie dopadł i mogłem spokojnie wrócić do pięściarstwa.

 

Opinie są takie, że dziś Tomasz Jabłoński to wzór dla młodych bokserów i kandydat do olimpijskiego podium.

 

Dbam o siebie, bo wiem o co walczę. Mam wspaniałych ludzi wokół siebie. A moja dziewczyna Katarzyna Łapińska też boksuje, choć w przeciwieństwie do partnerki kolegi z Husarii i kadry Dawida Michelusa (60 kg) nie startuje w mistrzostwach kraju.

 

Zaplanowaliście już ślub?

 

Mieszkamy razem, ale na razie terminu wesela nie ustaliliśmy. Dobrze jest nam ze sobą i bez papierka. Najgorsze, że w ostatnim czasie nie mogłem zabrać Kasi na żaden urlop, bo brakowało mi czasu. Poza tym ona pracuje zawodowo i nie może ot tak sobie wziąć kilku dni wolnych. Ale kiedyś to nadrobimy.

MC, PAP

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze