Kostyra: Bohaterzy i bumy

Sporty walki
Kostyra: Bohaterzy i bumy
fot. Lucas Noonan/PBC

Wydawało się, że z polskim boksem taka bida, że aż piszczy. A tu nagle Krzysztof Głowacki zdobywa mistrzostwo świata zawodowców, a Igor Jakubowski i Tomasz Jabłoński są w finale amatorskich mistrzostw Europy, co nie zdarzyło się od 22 lat gdy w Bursie Jacek Bielski zdobył złoto, a Robert Ciba – srebro.

Te oba sukcesy sprawią, że – mam nadzieję – polski boks przesiądzie się z pociągu towarowego z węglem do super expressu, mknącego po nowe mistrzowskie tytuły i medale (może w końcu będzie olimpijski krążek bo czekamy na niego od Igrzysk w Barcelonie).

Te osiągnięcia pokazują też, że nie jest tak źle z polskimi trenerami. Zbyszek Raubo to „złota rączka” wśród polskich szkoleniowców. Kto dziś pamięta, że prowadzeni przez niego zawodnicy zdobyli wcześniej 6 medali na mistrzostwach Europy kadetów i juniorów (m.in. Artur Szpilka srebro w Sciofok w 2005), oraz srebro na mistrzostwach świata juniorów (Paweł Wierzbicki)? To on wprowadzał w boks: Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka, Krzysztofa „Skorpiona” Cieślaka i Krzysztofa Bieniasa...

Wygrana „Główki” z Huckiem to w moim odczuciu najcenniejszy sukces szkoleniowy Fiodora Łapina. Zrealizowany w Polsce, nie za granicą. Gratulacje.

Ale w tej beczce miodu jest też kilka łyżek dziegciu. Pierwsza to, że Głowacki zdobył mistrzowski pas, a wrócił do Polski bez niego, bo ci chłopcy z alfabetu na literki WBO, to takie dziady, że skasowali za galę w Newark około 40 tys. dolarów, a nie przygotowali pasa dla nowego czempiona, zakładając, że wygra Huck. Wstyd, wstyd, wstyd. I to zdarza się po raz drugi. Pamiętam jak z Tomkiem Adamkiem czekaliśmy w Chicago na mistrzowski pas dla niego po wygranej z Paulem Briggsem. Ale zagubił się wtedy inny chłopiec z alfabetu na literki WBC i „Góral” nie dostał pasa czempiona. Gdy rozmawiałem o tym skandalu z prawnikiem Ziggy'ego Rozalskiego Josephem Capone, ten stwierdził ze śmiechem: „Gdy w Chicago rządził mój wujek, to było nie do pomyślenia, bo był wtedy porządek”.

Tylko trochę mniejszy wstyd to rywal dla Maćka Sulęckiego w Newark. Ten Rodrigueza – Berrio to klasyczny bum (włóczęga), organizatorzy gali zgarnęli go chyba z dworca centralnego w pobliskim Nowym Jorku, dali 100 dolarów i kazali walczyć. Ale ich wykiwał, walki w ogóle nie podjął, padł od świstu powietrza po ciosie, który przeszedł obok jego nosa. - Nie dajcie mi już za rywali takich tłustych karłów - prosił po walce promotorów ambitny, Bogu ducha winny „Striczu”.

Chyba i Artur Szpilka powinien poprosić Ala Haymona (za pośrednictwem Leona Margulesa), żeby w końcu dali mu poważnego rywala, bo znów wygrał w Ameryce bez walki, tym razem nie z kelnerem, lecz z inwalidą. Podejrzewam, że Consequera wszedł do ringu z ukrytą kontuzją. Jak jeszcze raz obejrzałem walkę, to takie wyjaśnienie wydaje mi się najbardziej logiczne.

Andrzej Kostyra, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze