Śladami Lewandowskiego: Partyzant Leszno

Piłka nożna
Śladami Lewandowskiego: Partyzant Leszno
fot. R. Murawski

Jak funkcjonują kluby, w których startował do wielkiej kariery najsłynniejszy polski piłkarz ostatnich lat? Czy magia nazwiska Roberta Lewandowskiego ma wpływ na zainteresowanie mediów, sponsorów? Na początek Partyzant Leszno – klub, w którym Lewy stawiał pierwsze kroki, a którego zawodnikiem nigdy oficjalnie nie był.

Między Warszawą a Sochaczewem, Nowym Dworem i Grodziskiem Mazowieckim. Mniej więcej w środku tego kwadratu położone jest Leszno. Miejscowość od stolicy dzieli niewiele ponad 30 kilometrów; dojeżdża tu podmiejska linia "719" – jakieś 40 minut z Górczewskiej.


pl3


Jedną z wizytówek Leszna jest klub piłkarski Partyzant, od lat występujący w A-klasie. Nietrudno znaleźć drogę na jego obiekty. Wystarczy skręcić z głównego traktu w ulicę Szkolną i tuż za remizą strażacką ukazuje się nam klubowy budynek, na nim herb Partyzanta: żółta tarcza, piłka, rok powstania – 1934, choć obecna nazwa nawiązuje raczej do czasów II wojny światowej.  Za budynkiem, w głębi placu – boisko.  To znaczy coś na kształt boiska: żółte plamy mieszają się z nierównościami, nierówności z nielicznymi kępkami zielonej trawy. To jedna z tych nawierzchni, na którą Leo Beenhakker na pewno nie wyprowadziłby swojego psa, w obawie, że skręci łapę...


Teren jest nieco zaniedbany, ale znajduje się w urokliwym miejscu: tuż za jedną z bramek ściana lasu - tu zaczyna się Puszcza Kampinoska. Na tym trawniku swe pierwsze futbolowe kroki stawiał najlepszy polski piłkarz ostatnich lat - Robert Lewandowski.

 

Klub, którego nie było

 

W Lesznie do dziś plują sobie w brodę, że go wtedy nie zarejestrowali. Choćby na jedną rundę... W Partyzancie nie było drużyny juniorów z jego rocznika i rodzice Roberta zdecydowali się szukać dla niego zespołu w stolicy, przez co przepadły gigantyczne jak na A-klasowe warunki pieniądze. W myśl przepisów UEFA dotyczących szkolenia młodzieży, klubowi w którym piłkarz występował w wieku juniorskim i młodzieżowym należy się niewielki procent od kolejnego transferu do klubu z innej federacji. Świeży jest przykład transferu Pedro z Barcelony do Chelsea, który poratował jego pierwszą drużynę - CD Raqui San Isidro - zastrzykiem gotówki w wysokości ponad 400 tysięcy euro. W Lesznie o takiej forsie nawet nie marzą. Finansowe wsparcie gminy pozwala klubowi normalnie egzystować. O luksusach nie ma mowy. Pieniądze to jedno, ale cierpi też wizerunek klubu w mediach: Lewandowski jest oficjalnie wychowankiem Varsovii, a epizod związany z Partyzantem jest często pomijany przy opisach kariery słynnego napastnika.



pl6
Boisko Partyzanta położone jest w urokliwym miejscu, tuż przy granicy Puszczy Kampinoskiej. Na murawie nie jest już jednak tak zielono... / fot. R.Murawski.


Mimo, że szybko Lewy przeniósł się do Warszawy, często tu trenował, a zdarzało się, że grał i strzelał gole dla Partyzanta nawet w oficjalnych rozgrywkach. Występował tu oczywiście na "nielegalu":


"Pamiętam taki ligowy mecz tu w Lesznie. Robert miał wówczas może z piętnaście lat i był piłkarzem Varsovii. Zagrał od początku i już w pierwszej połowie zdobył trzy, czy cztery bramki dla Partyzanta. W przerwie parę osób wpadło w popłoch. Co będzie, jak go sprawdzą? Pamiętam, że ojciec kazał mu się przebrać i gdzieś go ukryli, żeby nie było awantury" - wspomina Kamil Matusiak, obecny trener Partyzanta.


O czym marzy Partyzant?


"Szkoda, że media nie są specjalnie zainteresowane naszym klubem. Gdy trzeba zrobić jakiś materiał o Robercie, nagrać jakiś reportaż - oczywiście, było tu u nas wielu dziennikarzy, telewizje - również z Niemiec. Gorzej, gdy chcemy powiedzieć coś więcej o naszej obecnej sytuacji, codziennych problemach, bolączkach... W ostatnim czasie wysłałem ponad sto maili z prośbą o pomoc, na które nie było większego odzewu. Po długich staraniach udało mi się nakłonić dwie firmy, które zainwestowały parę złotych, co nam bardzo pomogło. Sytuacja klubu nie wygląda może najgorzej, od pewnego czasu widać poprawę, ale marzymy o większym zainteresowaniu ze strony sponsorów, by powalczyć o coś więcej, niż A-klasa" - mówi nam Kamil Matusiak.


"Pragniemy, by magia nazwiska Lewandowski w końcu tu zadziałała i żebyśmy my również mogli z tego korzystać. Robert wielokrotnie nam pomagał, przekazywał piłki, koszulki… W połowie sierpnia zorganizowaliśmy tu rodzinny piknik sportowy, a Robert – poprzez swoją mamę, panią Iwonę – przekazał nam na loterię fantową koszulkę Bayernu Monachium z autografem. Środki zebrane na pikniku przeznaczyliśmy na zakup toreb dla drużyny. Może w przyszłym roku uda się na taką imprezę ściągnąć Roberta?" – snuje plany trener Partyzanta, a po chwili dodaje:


"Nie chodzi nam jednak tylko o to, by we wsparcie klubu angażować Roberta. Liczymy przede wszystkim na lokalny biznes oraz na firmy, które budują markę na jego nazwisku. Niestety, póki co nazwisko Lewandowski nie jest wielkim magnesem dla lokalnych firm… Opieramy swą działalność głównie na środkach, jakie otrzymujemy z Gminy Leszno. Są to pieniądze jak najbardziej wystarczające do zapewnienia funkcjonowania klubu, ale jeśli marzymy o czymś więcej, niż A-klasa, o lepszych efektach szkolenia, dobrze byłoby, gdyby zaangażował się również ktoś z zewnątrz. Gmina – wiadomo – ma w budżecie wiele innych wydatków, może ważniejszych: przedszkole, szkoła, infrastruktura… Pamiętajmy jednak, że klub też jest jakąś wizytówką Leszna."


pl8
Sen z powiek klubowym działaczom spędzają problemy z nawierzchnią boiska. / fot. R. Murawski


Partyzant Leszno zrzesza obecnie około 150 piłkarzy, jeśli dodamy do tego rodziny oraz kibiców – również zainteresowanych działalnością klubu, to tworzy się nam całkiem spora lokalna społeczność. Trenują tu cztery roczniki juniorskie plus zespół seniorów. Tylko najmłodsi nie grają jeszcze w żadnych rozgrywkach ligowych. W klubie stawia się przede wszystkim na miejscowych:

"Do tej pory zawodnicy często dojeżdżali z Warszawy, więc wiadomo – czasem ciężko było zebrać skład. Gdy przyszedłem do klubu chciałem, żeby w drużynie grali przede wszystkim młodzi, mieszkańcy naszej gminy. Na tym to wszystko chyba powinno polegać: kluby z lig okręgowych , czy też A i B-klasowe powinny zrzeszać okolicznych sportowców i dawać rozrywkę miejscowym kibicom, zamiast wydawać pieniądze na graczy nie związanych z lokalnym środowiskiem. Myślę, że postawienie na młodych graczy z Leszna poprawiło również frekwencję na meczach. Teraz przychodzi na nie dużo osób jak na A-klasę. Ludzie mają frajdę widząc w akcji swoich znajomych, grających z zaangażowaniem szesnasto-, czy siedemnastoletnich piłkarzy" – twierdzi  Matusiak.


"Jakie są najpilniejsze potrzeby klubu? Przyjrzeli się panowie naszej murawie?" – pyta trener. "Przecież na takim placu nie da się grać w piłkę…"


Następcy Lewego


To, że Partyzant chciałby otrzymać kawałek z wielkiego tortu nie powinno dziwić. Zaskakuje natomiast brak większego zainteresowania tutejszym futbolem ze strony działaczy, menadżerów, czy skautów ze stolicy. Czyżby nikt nie wierzył w to, że ożywcze powietrze Puszczy Kampinoskiej może mieć pozytywny wpływ na kształtowanie kolejnych piłkarskich talentów? Trener Matusiak też jest całą sytuacją zaskoczony:


"Dla mnie to jest dziwne. Jest takie Leszno, pochodzi stąd Robert Lewandowski. Moim zdaniem, PZPN, czy MZPN mógłby choćby raz do roku przysłać tu jakiegoś trenera, czy piłkarza ze znanym nazwiskiem. Można by zrobić pokazowy trening dla dzieciaków, żeby zachęcić ich do uprawiania sportu. Czegoś takiego w ogóle nie ma, a chyba nie są to dla związku wielkie koszty, by od czasu do czasu kogoś takiego wysłać w teren. Podkreślam: raz do roku… To by wystarczyło, bo taka wizyta odbiłaby się wśród młodych szerokim echem. Nabraliby przekonania, że warto pracować, że ktoś nas na tej wsi obserwuje…"


pl4
Robert Lewandowski wystartował z Leszna do wielkiej kariery. Nie wyszyscy go tu lubią? /fot. R.Murawski


Czy nazwisko Lewandowski przyciąga do klubu okoliczną młodzież? Ciężko powiedzieć – mówi  trener – z jednej strony na pewno tak, Robert jest wzorem dla dzieciaków, ale z drugiej młodzi chcą po prostu pograć w piłkę, a gdzie indziej mają to robić, jak nie tu?  Po chwili dodaje:


"Zaangażowaliśmy się w to i chcemy stworzyć tutejszej młodzieży dobre warunki do gry. Dobrze byłoby, gdyby powstała nowa jakość, stabilizacja, a nie działania w stylu: "z roku na rok i jakoś to będzie". Fajnie byłoby wysłać jakiś zespół juniorów na obóz przygotowawczy. To teoretycznie nie są wielkie pieniądze, ale dla nas jednak spora kwota…"


Było Lewandowskich wielu...


"Możecie mi nie uwierzyć, bo mało kto w to wierzy, ale takich Lewandowskich było tu przynajmniej kilku. Piłkarzy z podobnym talentem, a może nawet większym. Krzysztof Zwoliński, Kamil Bieńko... Mieli niesamowite papiery na granie. W pewnym momencie to się rozeszło. U nas wielu piłkarzy ma kłopoty z przejściem z wieku juniorskiego do seniorskiego. Jest też inny problem. Parę lat temu, gdy ja grałem, gdy startował do wielkiej kariery Robert Lewandowski, kluby zamiast wychowanków, wolały stawiać na piłkarzy z zagranicy. Zły wpływ mieli menadżerowie, którzy ściągali całe zastępy zawodników z Afryki, czy zza wschodniej granicy. Dogadywali się z trenerami, z władzami klubu i wpychali swoich graczy do zespołu. Nie chcę teraz wymieniać nazwisk szkoleniowców  z Warszawy, ale tak było... Przyjeżdżał menadżer, zawodnik podpisywał umowę, a trener dostawał z tego kontraktu działkę pod stołem. Trener zarabiał na boku, w zamian wstawiał piłkarza do drużyny, a wychowankowie lądowali na ławce, czy na trybunach. Przez te układy zmarnowano wiele talentów, paru chłopaków zniechęciło się do piłki" – twierdzi Matusiak.


pl10
Działacze Partyzanta chcą stworzyć tutejszej młodzieży dobre warunki do gry. / fot. R. Murawski


Robertowi Lewandowskiemu się jednak udało, jego kariera, mimo kilu zakrętów była prowadzona wzorowo począwszy od wieku juniorskiego, poprzez dobre (a może szczęśliwe) wybory klubów w niższych ligach, aż do wielkiej kariery. Warto pamiętać o ogromnej roli rodziców Roberta w rozwoju jego talentu:


"Pochodził ze sportowej rodziny, jego świętej pamięci ojciec był judoką, ważną postacią w tutejszym środowisku sportowym, mama – siatkarką. Oboje wierzyli w jego talent, pokierowali jego karierą, wozili go na treningi z Leszna do Warszawy. Po śmierci ojca Robert nie miał łatwo, musiał zmienić podejście do wielu spraw… Podpisał kontrakt z Deltą, zaczął zarabiać, by odciążyć mamę. Kilka lat później przyszły sukcesy: kolejne korony króla strzelców, gra na coraz wyższym poziomie…" – wspomina opiekun Partyzanta.


W senne sierpniowe przedpołudnie z ławki rezerwowych obserwujemy niemal puste jeszcze boisko Partyzanta. Kilku chłopaków rozgrzewa się wokół murawy: rozciąganie, przebieżki… Może talent wsparty ciężką pracą pozwoli któremuś z wychowanków klubu z Leszna zrobić w przyszłości podobną karierę, jak Robert?


"Do tego potrzebne jest jeszcze szczęście. Bardzo dużo szczęścia" – mówi trener Matusiak.

Rafał Hurkowski, Robert Murawski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze