Iwańczyk: Polski sport znów na szczycie. I to nie przez przypadek

Inne
Iwańczyk: Polski sport znów na szczycie. I to nie przez przypadek
fot. PAP

Najlepszy w historii występ naszej reprezentacji w lekkoatletycznych mistrzostwach świata to niezbity dowód na to, jaki postęp zrobił polski sport. Biało-czerwoni sięgali po medale spodziewanie, dochowując się następców dla największych gwiazd. Za naszymi plecami zostały takie potęgi jak Rosja, Francja czy Niemcy.

Siatkarze zdobywają mistrzostwo świata, piłkarze ręczni trzecią drużyną globu, piłkarze nożni po raz pierwszy w historii wygrywają z Niemcami, są liderem eliminacyjnej grupy Euro 2016. W 32-letniej historii lekkoatletycznych mistrzostw (w Pekinie odbyła się 15. edycja imprezy) to najlepszy start Polaków. Nie tylko ze względów statystycznych (tak jak w Berlinie przed sześcioma laty osiem medali, ale aż trzy złote). Zliczając wszystkie finałowe miejsca (1-8) można śmiało stawiać tezę, że w najnowszej historii tak silnej reprezentacji jeszcze nie mieliśmy.


Jeszcze niedawno biadoliliśmy, że polski sport to jedna wielka ruina, ostatnie wyniki mówią jednak co innego. Przypadek? Nie przypuszczam.


Nie mam dość kompetencji, by stwierdzić, że dochowaliśmy się systemowych rozwiązań, a wszystkie dyscypliny działają według tyleż wymarzonej co mitycznej piramidy, ale styl, w jakim bijemy najlepszych na samo szczęście nie wskazuje.


Weźmy lekkoatletów, bo to oni są bohaterami Polaków w ostatnich dniach. Każde złoto wykute na mistrzostwach w Pekinie było spodziewane. Tak, spodziewane, choć brzmi to nieprawdopodobnie, słuchając opowieści o przypadkowości dotychczas osiąganych sukcesów. Młociarze Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek byli pewniakami, jakich nie mieliśmy od dekad. Dyskobol Piotr Małachowski sięgnął po złoto z niemałymi problemami, ale po kolejnym jego zwycięstwie w Diamentowej Lidze mogliśmy tego oczekiwać.


Wierzyliśmy w srebrny medal Adama Kszczota na 800 m? A dlaczego nie, skoro Polak wygrywał mityngi obsadzone największymi gwiazdami tej konkurencji, a jeszcze przed finałowym startem jego trener Zbigniew Król bez pudła wytypował czołową trójkę.


Jeszcze kilka lat temu zastanawialiśmy się z troską, co będzie, kiedy odejdą nasi mistrzowie – choćby wspomniany Małachowski. Co się okazało? Właśnie w ich cieniu dochowaliśmy się następców rokujących na podobnego kalibru sukcesy. O ile brąz młociarza Wojciecha Nowickiego mógł być zaskoczeniem (on sam celował w ścisły finał), o tyle kolejne osiągnięcie dyskobola Roberta Urbanka (brąz) było planowane nawet przez zagranicznych fachowców.


Polacy zajęli szóste miejsce w klasyfikacji medalowej. Wyprzedziły nas jedynie potęgi: Kenia, Jamajka, USA, Wielka Brytania i Etiopia, ale i potęgi zostały za nami, wśród nich Niemcy, Rosjanie, Francuzi. To także znak czasów, bo o demonstracji podobnej siły jeszcze niedawno nawet nie marzyliśmy.


Mistrzostwa te dały także nadzieję kibicom, że doping nie „przeżarł” sportu do cna. Impreza odbyła się przecież niedługo po szokujących informacjach o powszechnym (skandal ujawniony przez BBC i ARD miał dotyczyć setek lekkoatletów sięgających po medale w ostatnich imprezach), niemal systemowym dopingu nie tylko krajów, które z moralnych wartości w jakiejkolwiek dziedzinie życia robią sobie niewiele. Plaga dotknęła także tych, których w ogóle nie podejrzewaliśmy o tak dalece posunięty cynizm. Trudno mówić o zupełnym oczyszczeniu, skoro aż 66 lekkoatletów mających na sumieniu dopingową skazę wystartowało w Pekinie. Wśród nich także medaliści: Asafa Powell, Justin Gatlin, LeShawn Merrit, Sandra Perković oraz niestety nasz tyczkarz Piotr Lisek, któremu zachodnie media przypomniały dopingowy występek sprzed lat (wciąż wierzymy, że to w skutek nieświadomego przyjęcia napoju energetycznego). I tak jednak obyło się bez większych skandali, co pozwala nam spojrzeć na chińskie mistrzostwa jako jedne z najlepszych w historii.


Abstrahując od Polaków impreza w Pekinie to także potwierdzenie absolutnej dominacji Usaina Bolta, którego śmiało można nazywać sportowcem wszech czasów. Jamajczyk ma na koncie aż 11 złotych medali MŚ, podczas swoich startów nie zdobył tylko trzech, kiedy zdyskwalifikowano go za falstart w 2011 r. na 100 m oraz podczas mistrzostw w Osace w 2007 r., kiedy sięgał na 200 m i w sztafecie „tylko” po srebro. Warto przy tej okazji wspomnieć także o amerykańskiej biegaczce Allyson Felix (dziewięć). Gorsi od tej pary były nawet monumentalne postaci lekkoatletyki – Carl Lewis czy Michael Johnson (po osiem tytułów).


Kolejne mistrzostwa świata również odbędą się na arenie olimpijskiej – w Londynie. Mają być największe w historii pod każdym względem. Oby także dla polskiej reprezentacji były jeszcze okazalsze niż występ w Pekinie.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze