Lorek: Pszczółki z Coventry na wojennej ścieżce

Żużel
Lorek: Pszczółki z Coventry na wojennej ścieżce
fot. Polsat Sport

Mick Horton współczuje Dakocie Northowi, ale nie rozumie dlaczego w rewanżowym meczu półfinałowym play-off Australijczyka zastąpi Brytyjczyk Edward Kennett. Starcie Piratów z Poole z Pszczołami z Coventry zapowiada się pasjonująco. Równie ciekawie powinno być w Swindon, gdzie kipiący emocjami Alun Rossiter pragnie odrobić 14 punktów straty do Asów z Manchesteru. Polsat Sport, godz. 20.30.

W miniony piątek fani z Coventry i Poole zostali uraczeni wybornym widowiskiem. Obrońcy mistrzowskiego tytułu prowadzili 43-35 na dwa wyścigi przed końcem pojedynku. Jednak Gary Havelock wierzył w swoich zawodników i w ostatnich akordach zagrał na nosie Piratom. Hans Andersen i Danny King dokonali niemożliwego: przeszli zimową porą północną ścianą Gasherbrumów. Duńczyk jeździł z zębem, nie przestraszył się Chrisa Holdera i Macieja Janowskiego. Remis wlał morze otuchy w serca kibiców Pszczółek. Niestety, wkrótce zaczęły napływać wieści, które zaniepokoiły menedżera Coventry Bees, Gary’ego Havelocka. Opuchlizna na kostce Jasona Garrity’ego urosła do gigantycznych rozmiarów. Lekarze, którzy nie raz podziwiali Lady Godivę, tym razem nie mogli przebić się przez ocean uroczej golizny, bo opuchlizna nie pozwoliła na wykonanie precyzyjnego prześwietlenia. Jason, największy wojownik Pszczół, z bólem serca musiał podjąć decyzję o rezygnacji z jazdy w rewanżowym meczu z Poole Pirates. Zastąpi go klubowy kolega z Sheffield Tigers, Josh Bates, nowo kreowany mistrz Wielkiej Brytanii do lat 19. 12 Września Bates nie miał sobie równych podczas finałowych zawodów na torze w Berwick. O ile Bates ma podobną konstrukcję psychiczną do Garrity’ego i podobnie jak Jasonowi przyświeca mu maksyma: nie biorę żadnych jeńców, o tyle wydarzenia związane z absencją Daka Northa, rozpaliły wyobraźnię promotora Coventry Micka Hortona. Mick nie wytrzymał nerwowo kiedy w sobotni wieczór został poinformowany o tym, że Daka zastąpi Edward Kennett. Niczym Old Shatterhand sięgnął po sztucer Henry’ego i wypalił…

 

Partyjka golfa

 

Szefostwo klubu z Coventry przystąpiło do działania słysząc rewelacje napływające z hrabstwa Dorset. Mick Horton wystosował pismo do BSPA (stowarzyszenia promotorów) oraz SCB (żużlowej komisji orzekającej), aby instancje te sprawdziły czy Piraci działają w świetle prawa. Poole Pirates zgłosiło zmianę w składzie zespołu w drugim meczu półfinałowym fazy play-off. Dakota North, 24-letni Australijczyk z Shepparton, został wycofany ze składu mistrzów Elite League z powodów osobistych. Tata Dakoty, były żużlowiec Stoke Potters, uległ koszmarnemu wypadkowi w Australii. Dak jest nieobecny w wymiarze mentalnym. Co zrozumiałe, przeżywa dramat, bo tata leży w ciężkim stanie w szpitalu. Cóż robić, lecieć na drugi kraniec świata czy ścigać się na żużlu? Mick Horton, człowiek, który nie przebiera w słowach i jest zwolennikiem działania pod wpływem impulsu, wytoczył potężną kolubrynę, równie groźną jak ta, którą Kmicic okiełznał pod murami Jasnej Góry…

„Dak North otrzymał tydzień wolnego, aby dojść do siebie. Rozumiem co przeżywa, bo jego tata walczy o powrót do zdrowia po drugiej stronie globusa. Chcę podkreślić, że jako klub Coventry Bees, współczuje Dakocie, bo znalazł się w arcytrudnej sytuacji. Łączę się w bólu z całą rodziną Northa, ale cała ta sprawa ma kilka znaków zapytania. Do wypadku w fabryce w Australii doszło przed pierwszym meczem półfinałowym na Brandon Stadium. Mimo to, Dak pojechał w barwach Poole Pirates. Nie zdobył ani jednego punktu. W sobotę wieczorem nasz menedżer, Gary Havelock, został poinformowany, że Edward Kennett, zawodnik Rye House Rockets, zastąpi Northa w meczu rewanżowym. Nie zwlekaliśmy i już w niedzielę rano wysłaliśmy pismo do odpowiednich instancji z zapytaniem o prawdziwą przyczynę absencji Dakoty. Teraz okazuje się, że Poole ma zaświadczenie od medyków, że North nie jest zdolny do jazdy i przez tydzień musi odpoczywać, bo jest zdruzgotany. Jestem ciekaw czy szefostwo Poole uciekłoby się do tego triku, gdyby Dak wykręcił 10 punktów w piątkowy wieczór przy Rugby Road. Wątpię, żeby Middlo wyrzucił go wówczas ze składu Piratów na poniedziałkowe spotkanie. Spodziewałem się, że Dak niezwłocznie wykupi bilet i uda się w daleką podróż do Australii, aby być przy łóżku swojego taty. Gdyby coś takiego przydarzyło się mojemu zawodnikowi, nalegałbym, aby czym prędzej wsiadł do samolotu, nie bacząc na koszty, bo rodzina jest przecież najważniejsza. Tymczasem co widzę? W niedzielę Dak North urządził sobie partyjkę golfa ze swoim kumplem Davey Wattem. A zatem co tu jest grane? To oczywiste, że Eddie Kennett jest aktualnie w takiej formie, że z pewnością zdobędzie więcej punktów na torze w Poole niż Dak North. Rozumiem fanów Coventry, którzy są zniesmaczeni zachowaniem Poole, bo ja też na ich miejscu nie ruszyłbym się z fotela. Jednak obiecuję, że Pszczoły będą walczyć do końca z podniesionym czołem. W piątek zawiódł nas Freddie Lindgren, który wykręcił zaledwie 3 oczka + bonus, więc skorzystamy z zastępstwa zawodnika. Jedziemy bez Jasona Garrity’ego, ale chłopcy wyprują sobie żyły, byle tylko awansować do wielkiego finału play-off. Rozumiem, że gdyby Poole zdołało wjechać do finału, Dak North pojawi się w składzie na mecz przeciwko Belle Vue czy Swindon…” – kończy zdenerwowany Mick Horton.

Matt Ford, promotor Poole Pirates, ze spokojem odpowiada, że lekarz Northa zatroskany o psychiczny aspekt zagadnienia, zalecił Dakocie tydzień odpoczynku. „Rodzina jest najważniejsza, więc nie ma sensu, aby Dak męczył się na motocyklu, skoro jego myśli wędrują do taty przykutego do szpitalnego łóżka w Australii. Eddie Kennett pomógł nam przed rokiem kiedy Josh Grajczonek leczył uraz obojczyka, więc myślę, że i tym razem Ed stanie na wysokości zadania. Mamy szczególny powód, aby po raz trzeci sięgnąć po mistrzostwo Elite League: pragniemy zadedykować tenże tytuł Darcy’emu Wardowi. Dla nas wielkie i trudne boje to nie pierwszyzna. Potrzebujemy wsparcia kibiców i sądzę, że spora rzesza fanów będzie nas wspierać w poniedziałkowy wieczór przy Wimborne Road” – wyznał Matt Ford.

Szefowie Poole i Coventry nigdy nie wysyłają sobie kartek na Boże Narodzenie i nie piją sobie z dzióbków. Nie inaczej będzie zapewne w tym roku, skoro przed rewanżowym meczem w Poole iskrzy…

 

Braterskie duety z Manchesteru

 

O niebo spokojniej jest na linii: Swindon – Manchester... Przyjrzyjmy się liście triumfatorów Elite League Riders Championship. W gablocie klubowej przy Kirky Lane dumnie spoczywają przepiękne puchary. Ivan Mauger zdobył dla Belle Vue Aces ten cudny skarb w 1971 roku. Peter Collins wygrywał ELRC w latach 1974-1975. Chris Morton dołożył do kolekcji to cenne trofeum wygrywając zawody ELRC w 1984 roku. Shawn Moran był nieuchwytny dla rywali w 1989 roku. Joe Screen „Machine” wygrał turniej dla najlepszych zawodników ligi brytyjskiej w 1992 roku. Jason Crump dwukrotnie wygrywał ELRC (w 2006 i 2008 roku). A ostatnim, który tak pięknie rej wodził w barwach Belle Vue był Rory Schlein (sezon 2011).

Znakiem firmowym żużlowego klubu z Manchesteru są bracia! Już przed II wojną światową duet braciszków rozsławiał klub Belle Vue Aces. Peter Collins, indywidualny mistrz świata z 1976 roku, z łezką w oku wspomina braci Langton. „Eric i Oliver, cóż za duet! Eric urodził się w 1907 roku i był pierwszą prawdziwą gwiazdą Belle Vue. Potem w jego ślady poszli tacy mistrzowie jak Jack Parker, Peter Craven i Ivan Mauger. Obaj bracia: Eric i starszy od niego o 3 lata Oliver, pochodzili z Leeds, ale całą karierę spędzili w Manchesterze. W 1932 Eric wygrał Star Riders’ Championship na Wembley – turniej, który był protoplastą późniejszych finałów światowych. Miał ogromnego pecha, bo padł ofiarą złamanej obietnicy podczas pierwszego finału mistrzostw świata. W 1936 roku Eric Langton i Australijczyk Lionel van Praag stanęli do barażu o tytuł mistrza świata na londyńskim Wembley. Dlaczego u licha zawarli takie porozumienie, że ten który szybciej dotrze do pierwszego wirażu, będzie mistrzem świata, a wolniejszy na starcie ma zakaz wyprzedzania – nie mam zielonego pojęcia! Być może nie dostrzegali jaką wartość mają te zawody, a były to przecież pierwsze mistrzostwa świata na żużlu. Eric świetnie wystrzelił spod taśmy, ale van Praag miał w nosie przedstartowe ustalenia i wyprzedził go na wyjściu z pierwszego łuku! Dziś spoglądając na czarno-białe fotografie, trudno nie dostrzec zdziwienia na twarzy Langtona. Sam jest sobie winien. Podczas walki na torze nie ma dżentelmeńskich układów, szczególnie gdy ścigasz się z Australijczykiem. Jak na ironię, Eric najechał na taśmę przy pierwszym podejściu do finału. Dziś zostałby wykluczony, ale w 1936 roku reguły pozwalały na udział w powtórce jeśli zawodnik dotknął taśmy. Ogromnie żałuję, że nie spotkałem Erica w Australii. Langton wyemigrował do Perth w 1955 roku. Ścigałem się w Perth w serii test meczów: Australia – Anglia. Podejrzewam, że Eric gościł na trybunach podczas tych spotkań. Byliśmy na tym samym stadionie Claremont, a nie spotkaliśmy się. Tego nie mogę odżałować… Bardzo przyjaźnię się z jego synem, Simonem. Co dziś brzmi niesamowicie, obaj bracia: Eric i Oliver byli inżynierami i potrafili zbudować w swoim warsztacie motocykl od podstaw! Kiedy Eric rozpoczął nowe życie w Australii, zostawił dwa motocykle z lat 30-tych w garażu u brata Olivera w Leeds. Stały tam nietknięte aż do śmierci Olivera w 1978 roku. Były zawodnik Belle Vue, Roy Chappell, zakupił je, a jakiś czas później odkupiłem je od Roya i odrestaurowałem oba motocykle. Z kolei motocykl, z którego Eric korzystał w Australii pod koniec kariery jest eksponatem w Muzeum Nauki i Przemysłu w Manchesterze. Podejrzewam, że Eric osiągnąłby więcej, gdyby nie wybuchła II wojna światowa. Eric wznowił starty po wojnie, ścigał się do 1947 roku, ale nie był już młodzieniaszkiem. Zalałem się łzami kiedy zmarł w 2001 roku…” – wspomina PC, który był najlepszym żużlowcem globu podczas finału na Stadionie Śląskim w 1976 roku.

Chris i Geoff Pusey: ciekawy duet rodem z Liverpoolu. Obaj zaczynali przygodę z motocyklami na torach trawiastych. „Zakochałem się w speedwayu oglądając czarodzieja balansu, Petera Cravena. Craven był królem toru w Manchesterze. Peter rozpalił we mnie żar i sprawił, że zapragnąłem być mistrzem świata na żużlu. Chris Pusey dołączył do Belle Vue w 1967 roku, a więc 4 lata po tragicznej śmierci Cravena. Mieliśmy wówczas niezłą pakę: Soren Sjosten, Cyril Maidment, Tommy Roper. Jednak Pusey wniósł do zespołu niezwykły bagaż entuzjazmu. Znałem go wcześniej, bo tata zabierał mnie na wyścigi na trawie, a Chris szalał na grasstracks. Chris był człowiekiem, który żył dla wyścigów. Nie odniósł oszałamiających sukcesów, ale ludzie podrywali się z miejsc widząc jego szarże. Jego młodszy brat Geoff nie był tak dobry, może dlatego, że brakowało mu talentu i szybkiego sprzętu. Pamiętam, że był solidnym ligowym rzemieślnikiem. Z Chrisem sięgaliśmy trzykrotnie po mistrzostwo ligi w latach 1970-1972. Nie chce mi się wierzyć, ale Chrisa nie ma już wśród nas od 2002 roku…” – Peter utonął w rwącym strumieniu smutku.

 

Ród Collinsów

 

Peter Collins spędził całą swoją karierę w barwach Belle Vue Aces Manchester. Ścigał się dla Asów w latach 1971-1986. Bracia Petera, Les i Neil byli kolegami klubowymi PC, ale bronili również barw innych drużyn. Phil i Stephen Collinsowie  nie dostąpili zaszczytu jazdy na Hyde Road Stadium. Les dołączył do Asów w 1975 roku, z kolei Neil przywdział plastron Belle Vue w 1981 roku. „Większość chłopaków z mojego pokolenia zaczęła zabawę w sport w szkółce na Hyde Road. Mieszkałem z braćmi w Lymm, maleńkim miasteczku oddalonym od stadionu o 25 minut jazdy, więc był to niejako naturalny wybór. Wszyscy marzyliśmy o tym, aby w przyszłości bronić barw Belle Vue. Les, wicemistrz świata z Los Angeles z 1982 roku, był zachwycony kiedy po raz pierwszy wyjechał na tor jako żużlowiec Asów. Bracia korzystali z moich starych motocykli. Użyłem swoich kontaktów, aby łatwiej mogli wkroczyć do zawodowego sportu. Nie lubiłem ścigać się z braćmi, bo speedway jest okrutnie niebezpiecznym sportem, a ja nie chciałem skrzywdzić żadnego z moich najbliższych. Byłem szczęśliwy kiedy mogłem odnosić sukcesy z braćmi w barwach Belle Vue. Wówczas nie byłem tak zdenerwowany. Czułem się za nich odpowiedzialny kiedy jeździliśmy w tym samym zespole. Później Les i Neil postanowili przefrunąć do Leicester i ten okres kariery nie był dla mnie zbyt miły. Co nie znaczy, że nie chichrałem się w duchu kiedy wygrywałem z nimi wyścig. Podejrzewam, że oni też mieli frajdę kiedy pokazywali mi plecy. O wiele bardziej cieszyłem się kiedy wygrywałem wyścig z Ole Olsenem czy Ivanem Maugerem. Koszula bliższa ciału… Phil miewał wspaniałe występy w barwach Cradley Heath, a Stephen miał najtrudniej z nas, bo kiedy wkroczył w świat sportu, diametralnie zmieniła się technologia. Nie było łatwo się wybić w tym okresie” – podkreśla Peter.

A co dziś porabiają braciszkowie? Phil mieszka w Kalifornii, a Stephen osiadł w Black Country w Stourbridge. Z kolei w Lymm wciąż żyje trio: Peter, Les i Neil.

 

Moranowie

 

Kelly, ten uroczy urwipołeć i szaleniec, nie żyje już od 5 lat. Wiecznie tuż za podium indywidualnych mistrzostw świata… Jednak to co wyczyniał na bike’u było jak mgnienie wiosny, jak fortepian i głos Filipa Topola z formacji Psi Vojaci czy Mozart w Don Giovannim… Poezja. Jak przystało na chłopców z zachodniego wybrzeża USA, wiedzieli, że w życiu przede wszystkim chodzi o doskonałą zabawę. Błyskotliwe kariery, piękne kobiety nie odstępowały ich na krok, fenomenalne wyścigi Shawna Morana na Odsal Stadium w finale światowym w 1990 roku po dziś dzień mrożą krew w żyłach. Kiedy John Perrin, kontrowersyjny promotor Belle Vue, sprowadził Moranów do Manchesteru w 1989 roku, fani oszaleli ze szczęścia. „Nie wiem czy bracia Moranowie mieli świadomość tego, że speedway mógł dać im więcej, bo dysponowali ogromnym talentem. Kelly potrafił być dzikusem poza torem, wyobraźnia sięgała absolutnych dziwactw. On żył na 200%. Shawn był nieco spokojniejszy w pubie. Osiągnęli wiele, wspaniale bawili tłumy, przydali wiele radości kibicom z Manchesteru, ale żałuję, że nie przykładali się tak bardzo do speedwaya, bo byli to chłopcy na miarę mistrzów świata” – mówi Peter Collins, który był już na sportowej emeryturze kiedy Moranowie zakotwiczyli w Manchesterze.

 

Carr ileż w was czaru!

 

Chłopcy z Preston. Eric Boocock, były szeryf Belle Vue, wiedział, że warto zdobyć podpisy Louisa i Petera Carr.
„Bardzo solidni żużlowcy oddani klubowi. Zawsze zostawiali serce na torze. Pamiętam wyjątkowy wyścig z Peterem Carrem na torze w Exeter na początku lat 80-tych. Musieliśmy wygrać ten mecz. Promotor nie dopuszczał innego rozwiązania. Menedżer rozrysował nam plan wedle którego musieliśmy wygrać wyścig 5-1. Peter wystrzelił perfekcyjnie spod taśmy, dołączyłem do niego, ale na plecach mieliśmy wyjątkowego zawodnika: Amerykanina Scotta Autreya. Carr podążał środkiem toru, a ja pilnowałem wewnętrznej. Na wejściu w oba wiraże utworzyły się potworne koleiny. Podskakiwaliśmy na motocyklach jak kangury. Na ostatnim wirażu Peter Carr nadział się na rynnę, podbiło go i zaczął spadać z motocykla. Zdjąłem prawą stopę z haka, wyprostowałem ją, zawisła w powietrzu i dotknąłem motocykla Carra. Chciałem, żeby Peter wrócił do pozycji pionowej, więc trąciłem nogą jego motocykl! Peter utrzymał się na motocyklu jakby dostał zastrzyku adrenaliny, wygiął się i przywieźliśmy 5-1. Często wspominamy tą akcję i śmiejemy się do rozpuku” – Collins cieszy się jak młodzieniaszek.

Frank Smith notował kapitalne wyniki na torach trawiastych, ale skrycie marzył, aby jego dwaj synowie zachłysnęli się żużlem. Frank jeździł dla Asów w latach 80-tych. Radował się kiedy Andy Smith sięgnął po indywidualne mistrzostwo Wielkiej Brytanii w latach 1993-95. „Ścigałem się z Frankiem Smithem na trawie. Paul i Andy zawsze włóczyli się za swoim tatą. Andy w kółko powtarzał, że chce jeździć w Belle Vue razem ze mną. Ziściło się jego marzenie, osiągnął wiele, ale miał pecha, bo był zbyt podatny na wszelkiego rodzaju kontuzje. Brał udział w koszmarnych karambolach. Kilka razy witał się z wózkiem inwalidzkim, ale cudem uniknął kalectwa. Cieszę się, że Andy Smith żyje na godziwym poziomie w Australii, a jego syn Jack już zdradza oznaki zainteresowania speedwayem. Paul miał dobre starty i przywoził sporo punktów jako rezerwowy. Gdybym wciąż był w klubie (Collins zrezygnował z roli promotora kiedy Belle Vue przeniosło się z Hyde Road na Kirky Lane), dałbym mu więcej okazji do wykazania się talentem. Miał szansę zostać solidnym ligowcem” – uważa Peter Collins.

Chłopcy z okolic Manchesteru, St.Helens, od najmłodszych lat oswajali się z prędkością. Bracia Worrall kochają speedway, ale freestyle motocross również nie jest im obcy. „Kiedy ścigałem się w Belle Vue, cała moja wioseczka przyjeżdżała na zawody do Manchesteru. Powiedziałem promotorowi Davidowi Gordonowi, że choć czasy się zmieniły, jestem pewien, że dla talenciaków z St.Helens przyjdzie mnóstwo osób z okolic Manchesteru. Steve to zdolny chłopak, ale pamiętam okres kiedy Richie, dziś Rebeliant z Somerset, jeździł w Belle Vue. Czuł tor przy Kirky Lane. To człowiek, który wie na czym polega speedway. Belle Vue zmontował ciekawy zespół, ale Zagar, Nicholls czy Cookie w trójkę nie wygrają meczu” – podsumowuje Collins.

Zagar z pewnością meczu nie wygra, bo jak rzekłby Zbyszko z Bogdańca, „okrutnie słaby na ciele bywa i delikatny z niego fizyk”. Jakim cudem w niedzielę 20 września błyszczał na torze w Pardubicach podczas najstarszych zawodów na świecie: Zlatej Prilby, a w poniedziałek nie może pojechać na doskonale znanym sobie torze w Swindon? Tego nie wie ani gospodarz obiektu w czeskim Svitkovie, ani tata France Zagar, a Chris Morton nawet nie próbuje tej zagadki rozwikłać. Doktor Watson również skapitulowałby…

 

Swindon walczy do końca

 

14 punktów. Dużo i mało. Rossiter przyznaje, że ustawienie Petera Kildemanda pod nr 4 nie przyniosło żadnych korzyści Rudzikom. „Wolałbym, żeby Pająk jechał jako prowadzący parę. Głowię się nad ustawieniem zespołu na mecz rewanżowy. Oczywiście wierzę w to, że jesteśmy w stanie odrobić 14 punktów straty z Manchesteru. Charles Wright nie przepada za obiektem Asów i nawet po wygranej 5-1 w piątym wyścigu z Aaronem Summersem, nie czuł się komfortowo. Zawiedli nasi liderzy. Wykluczenia i upadki sporo nas kosztowały. Peter Kildemand niepotrzebnie wdał się w pyskówkę z sędzią Peterem Clarke, bo wiadomo było, że arbiter nie zmieni decyzji” – wyznał Rosco.

ildemand jest przepełniony szczęściem, bo nie doszedł do skutku piętnasty wyścig. „Cudownie, że rozpadało się nad torem, bo w ostatnim biegu więcej do powiedzenia mieliby gospodarze. Ja walczyłem o przetrwanie. Nie lubię toru w Manchesterze. Kocham się ścigać, a na Kirky Lane nie można pognać z zawrotną prędkością. Nie spoglądam na karty historii, choć wiem, że w tym sezonie Belle Vue wygrało na Abbey Stadium różnicą 14 punktów 53-39. Jeśli zaczniemy od mocnego uderzenia, to jesteśmy w stanie zniwelować przewagę drużyny Marka Lemona” – twierdzi Pająk, zwycięzca GP Danii w Horsens.

Otworzyć ogień od pierwszego puszczenia dźwigienki sprzęgła. Rossiter nie podda się tak łatwo, tym bardziej, że ma w składzie dwie torpedy: Grzegorza Zengotę i Nicka Morrisa. A jeśli Troy Batchelor i Peter Kildemand pojadą jak spece od Blunsdon, będzie arcyciekawie!

Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze