Nicki zagrał va banque

Żużel
Nicki zagrał va banque
fot. Cyfra Sport

Trzykrotny indywidualny mistrz świata na żużlu, Duńczyk Nicki Pedersen nie zjawił się na treningu przed Grand Prix w Toruniu. W pocie czoła pracował na stadionie imienia Alfreda Smoczyka w Lesznie. Przebierał w silnikach, kręcił nosem, szukał optymalnego rozwiązania, ale ryzyko opłaciło się. Nicki wygrał w znakomitym stylu zawody na Motoarenie. Turniej w Toruniu był jednym z najpiękniejszych tegorocznych widowisk żużlowych.

Per Jonsson, indywidualny mistrz świata na żużlu z 1990 roku, od lat przyjaźni się z Jackiem Gajewskim. Jacek, który oprócz miłości do speedwaya, fascynuje się wyścigami Moto GP, supercrossem, motocrossem, kolarstwem i nie stroni od sportu, zaprosił fenomenalnego Szweda do prac nad wytyczaniem nitki toru na Motoarenie. Powstało arcydzieło, bo tor spełnia wymogi najbardziej wybrednego fana żużla. Maciej Domka, do niedawna trener Urszuli Radwańskiej, był zachwycony wyścigami podczas FST Grupa Brokerska Speedway GP w Toruniu. Nie dziwota, wszak Per Jonsson ma wizję, niezwykłe wyczucie i doświadczenie. Ścigał się na niezwykłej beczułce Odsal Stadium w Bradford, wie jak mają być wyprofilowane wiraże, a że przyjaźni się z wiceprezesem KS Toruń, przeto nie szczędził wysiłków i stworzył wyjątkowe cacko. Nawet znamienity dziennikarz piszący przed laty o muzyce rockowej, a teraz parający się speedwayem, rodak Jonssona – Tommy Rander, chylił czoła nad efektem prac Pera. Tommy, który napisał porywającą książkę o Olle Nygrenie, stworzył wzorce dobrej telewizyjnej relacji pracując dla Screensports w latach 90-tych, uwielbia tory w King’s Lynn i Bydgoszczy, ale po tegorocznej rundzie GP do złotego duetu dołączył obiekt leżący przy ulicy… Pera Jonssona w Toruniu. Zaiste, ściganie było pierwszorzędne jak rzekłby Jan Ząbik…

 

Elite League: Emocje w finale i wypadek Polaka! Zobaczcie


Medal od Michała Zaleskiego

Prezydent Torunia ma głowę na karku. Bardzo rozsądnie buduje sportową bazę w Grodzie Kopernika. Przepiękna hala widowiskowo – sportowa powstała przy ulicy Bema prezentuje się fascynująco. Michał Zaleski ma niezbywalny atut. Goście z zagranicy kochają urokliwe uliczki Starego Miasta. Kelvin Tatum, trzykrotny indywidualny mistrz świata na długim torze, ilekroć przybywa do Torunia, taszczy ze sobą gigantyczną torbę KTM. Mógłby w niej zmieścić pół Azji i 200 tysięcy pierników, ale woli kolekcjonować piękne wspomnienia. Zawsze sypia w hotelu Bulwar, bo musi mieć piękny widok na rzekę Wisłę. Taki to romantyk z brązowego medalisty indywidualnych mistrzostw świata z Chorzowa z 1986 roku. Joe Parsons, szef Monster Energy na Europę, zakochał się w Toruniu do tego stopnia, że zamieszkał w tym czarującym mieście. Z Polką rzecz jasna, bo domostwo ktoś musi zręcznie ogarnąć… Jak miło kroczyć śladami Ryana Sullivana, byłego zawodnika miejscowego klubu, który też znalazł miłość w Toruniu… Mark Loram, indywidualny mistrz świata z 2000 roku, czarodziej balansu na motocyklu, każdego roku zjawia się na GP w Toruniu. Norrie Allan, menedżer Leicester Lions, były mechanik Loramskiego, może przegapić urodziny królowej Elżbiety, ale co roku zjawia się na żużlowej GP w Toruniu i bawi się doskonale. Świat żużla kocha klimat panujący w tym mieście. Torben Olsen, syn trzykrotnego indywidualnego mistrza świata, Ole Olsena, uwielbia rozmawiać z prezydentem miasta, Michałem Zaleskim. Docenia wiedzę prezydenta o czarnym sporcie, wsłuchuje się w jego sugestie i obiecuje, że podobnie jak w tym roku, Motoarena będzie gospodarzem ostatniej europejskiej rundy Grand Prix. Szósty raz Toruń organizował GP na żużlu i za każdym razem na ludzi pracujących jak mróweczki spada grad pochwał. To przemiłe, że grupa ludzi skupionych wokół speedwaya w Grodzie Kopernika potrafi pracować z taką lekkością na najbardziej prestiżowej imprezie i zadbać o najdrobniejsze niuanse z uśmiechem na ustach. Wielka klasa. Torben Olsen nie wyobraża sobie, aby Toruń zniknął z mapy Speedway Grand Prix. Kontrakt na organizację turnieju GP kończy się w 2018 roku, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie pozbawi się takiej perełki. Speedway smakuje wyjątkowo przy ulicy Pera Jonssona.


Co równie piękne, prezydent, który dba o wielokierunkowy rozwój sportu w Toruniu, wie, że speedway wciąż jest sportem nr 1 w mieście, w którym triumfy święcił Wojciech Żabiałowicz. Michał Zaleski pamięta również o tych, którzy troszczą się o rozwój młodych talentów w Toruniu. Jan Ząbik opanował wzruszenie, bo otrzymał wyjątkowe odznaczenie Thorunium dla najbardziej zasłużonych mieszkańców tego grodu. Stadion powoli zapełniał się kibicami, dochodziła godzina 18.35, a na podium przeznaczonym dla najlepszej trójki prezydent miasta wręczał medal Janowi Ząbikowi. Na tą przepiękną scenę z łezką w oku spoglądali kibice Stali i Apatora Toruń, a Jan, choć w styczniu skończył 69 lat, cieszył się jak dziecko. Specjalnie dla Jana Ząbika z Anglii przyjechali jego koledzy klubowi z Sheffield Tigers. I to jacy artyści… Doug Wyer (siódmy zawodnik finału światowego w Chorzowie w 1976 roku) i Ray Wilson (czwarty na Ullevi w 1971 roku, mistrz świata par w 1972 roku) – kwiat światowego speedwaya. Cudne w tej historii jest to, że Jan Ząbik spędził zaledwie sezon w barwach Sheffield Tigers (1980), a zaskarbił sobie taką sympatię, że po 35 latach odwiedzają go koledzy z Wysp… Wyjątkowo wzruszający moment. Miss Monster Energy, panna Monika, wybrana głosami kibiców, nie bardzo kojarzyła kim jest Jan Ząbik, za to bardzo pragnie wybrać się w długą podróż do Australii, bo lubi tatuaże i styl jazdy Taia Woffindena, który tak pięknie ścigał się w Sweden... Dwie sceny oddalone od siebie o niecałe 7 minut, a zgoła odmienne doznania… Speedway jest niezwykłym teatrem… Brakowało jeszcze śpiewającego Tommy’ego Randera, który zarzuciłby długimi batami skrojonymi na wzór Andersa Michanka (mistrza świata z 1974 roku) i przypomniałby jak to drzewiej królował rock & roll…



Moc smoka

Nicki Pedersen przez dwa miesiące poszukiwał mocy w silnikach. Nie winił nikogo za ten stan rzeczy, nie rzucał obelgami w stronę mechaników, bo wie, że takich speców jak Tomasz „Chrupas” Dołkowski i Marek Hućko ze świecą szukać… W piątek nie pojawił się na owalu Pera Jonssona. Wybrał stadion imienia Alfreda Smoczyka i katował się przerzucaniem silników z ramy do ramy. To zakrawało o biczowanie się, ale Nicki jest profesjonalistą w 200% i choć wskazówki zegara pędziły jak szalone, on wciąż szperał. Pragnął znaleźć złoty środek. Tak bardzo chce prześcignąć Grega Hancocka w klasyfikacji mistrzostw świata, że do znudzenia kręcił kółka na leszczyńskim Smoku. I smok wyposażył go w tajemną wiedzę. Helge Frimodt Pedersen, menedżer Nickiego, uśmiechał się przed pierwszym wyścigiem GP w Toruniu. Żartował o Caroline Wozniacki, którą chętnie zaprosiłby do parku maszyn przed GP, ale błysk w oku Helge zdradzał jedno: Nicki będzie piekielnie mocny na Motoarenie. I szalał, chodził takimi ścieżkami jak młody kocur, a nie weteran cyklu GP, któremu w kwietniu stuknęło 38 lat… Aż dziw, że Nicki, który wygrał w tym sezonie aż 3 turnieje GP (Tampere, Malilla, Toruń) jest dopiero trzeci w klasyfikacji… Duńczyk traci zaledwie 2 oczka do Grega Hancocka, a w perspektywie ma fascynujący turniej w Melbourne. Historia stoi po stronie Grega, bo 13 lat temu w Sydney Herbie wygrał GP Australii, ale speedway jest tak nieprzewidywalnym sportem, że nie sposób odgadnąć co wydarzy się 24 października na Etihad Stadium. Nad rzeką Yarra widywano cuda…

 

Kubica w akcji, czyli prosta, ostre cięcie i...?


Nicki słusznie zauważył, że Toruń jest wyjątkowym torem, bo „jeśli masz idealne ustawienie sprzętu, to jest to najpiękniejsze miejsce pod słońcem do ścigania, ale jeśli męczysz się i nie możesz spasować klamotów, to jest to przeklęte miejsce”. Duńczyk zwierzył się, że diabeł tkwi w szczegółach. „Długo poszukiwaliśmy prędkości, a wystarczyło zmienić jeden maleńki niuans, żebym odzyskał radość z jazdy. Byłem niepocieszony, bo wykonywaliśmy mnóstwo pracy, a przed zachodem słońca wciąż nie bardzo wiedziałem w którą stronę podążać, żeby być lepszym od konkurentów. Chciałem mocnym akordem zakończyć europejską część sezonu w cyklu GP. W Melbourne nie będę miał nic do stracenia, powalczę o srebrny medal” – mówił z uśmiechem Nicki.


Duńczyk popisał się żartem podczas konferencji prasowej. Kiedy Phil Rising, legendarny brytyjski dziennikarz, szef branżowego tygodnika „Speedway Star”, stwierdził, że dla Taia będzie to niezwykłe święto kiedy odbierze puchar w swoim australijskim domu, Nicki tylko lekko uśmiechnął się… Gdy Tai otworzył usta i przytaknął, że wkroczenie na murawę Etihad Stadium będzie wspaniałym momentem, bo nic nie smakuje tak jak tytuł mistrza świata świętowany w domu, Nicki przerwał Brytyjczykowi i rzekł: „Tai, to ile ty masz domów?” Woffy przyznał, że traktuje Australię jak swój dom, wszak tam dojrzewał, choć jest to jego drugi dom, bo przyszedł na świat w brytyjskim Scunthorpe…



Śladami Williamsa i Cravena

Tylko 16 żużlowców ma w kolekcji więcej aniżeli jeden tytuł indywidualnego mistrza świata. W sobotę 3 października Tai Woffinden dołączył do tego zacnego grona. Co więcej, zaledwie 2 brytyjskich żużlowców ma 2 tytuły mistrzowskie. Niestety, obaj już nie żyją… Walijczyk Freddie Williams, który sięgnął po złoto w 1950 i 1953 roku (oba finały światowe rozegrano na Wembley Stadium) i Peter Craven, który był najlepszym żużlowcem świata w 1955 i 1962 roku… Craven, zwany przez historyków Wizard of Balance (czarodziej balansu) zginął w 1963 roku na torze w szkockim Edynburgu… Poczciwy rudzielec świętował na Wembley, ówczesnej perełce speedwaya. Tai wyrównał osiągnięcie Williamsa i Cravena, ale wcale nie zamierza na tym poprzestać. Jeśli tylko nie zechce skakać z Kanału Korynckiego czy frunąć na nartach przez ośnieżone kuluary Alp, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że będzie murowanym kandydatem do tego, aby zdetronizować Rickardssona i Maugera. Tylko co wtedy poczną jego dzielni giermkowie, którzy walczyli o sporo wejściówek na padok dla sponsorów Woffy’ego, a i tak okazało się, że jest ich za mało. 50 sztuk poszło jak woda… „Jestem pełen pokory, bo wiem jakie błędy popełniłem po zdobyciu pierwszego złota w 2013 roku. Promowałem speedway gdzie tylko się dało. Wchodziłem wszystkimi możliwymi oknami, udzielałem setek wywiadów, rozpychałem się, aby o żużlu było głośno, bo byłem pierwszym Brytyjczykiem po Loramie, który wszedł na szczyt. Odchudziłem kalendarz startów, jestem wyspany, nie ma śladów zmęczenia, odnalazłem wspaniały język z tunerem Peterem Johnsem. Mam znakomitych polskich mechaników, którzy są najlepsi na świecie. Mam Petera Adamsa, który trzyma nerwy na wodzy i zawsze przechowuje dla mnie złotą radę. Ciężko pracowaliśmy jako zespół, a ja bardzo pragnąłem zapewnić sobie złoto w Toruniu. Kiedy Greg Hancock wygrał GP w 2014 roku, powiedziałem mu, aby nie czuł się zbyt komfortowo, bo za rok zedrę mu koronę. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem, gdyż zdobyłem tytuł po zerze Grega w półfinale, a ja sam nie byłem szybki w Toruniu. Nie lubię sięgać po złoto w kiepskim stylu, ale tak ułożył się dla mnie ten turniej. Specjalne podziękowania płyną dla Monster Energy i mojej rodziny, która dzielnie mnie wspiera w walce o laury” – rzekł Woffy.


I pomyśleć, że w 2002 roku kiedy tata Taia, Rob Woffinden mechanikował Steve’owi Johnstonowi podczas GP Australii w Sydney, Woffy przełączył telewizor na inny kanał po trzech wyścigach, bo speedway go wydał mu się wówczas nudny. A w 2015 roku 25-letni Woffinden utonie w strugach szampana po ostatnim tegorocznym turnieju, na który bilety doskonale się sprzedają osiągając poziom 24 tysięcy…

Doyley wreszcie w finale

Jason nadrabia stracony czas. Jacek Gajewski ma zmysł obserwacji i wie, że sobotni termin spotkań na torze Leicester Lions w Elite League odbił się czkawką Australijczykowi. Doyley był przemęczony, a że poprzez kontuzje dobił do portu pt. Speedway Grand Prix dopiero w wieku 30 lat, przeto roznosi go energia, bo za wszelką cenę pragnie zaznaczyć swoją obecność w mistrzostwach świata. Rodzą się dziwne akcje na torze kiedy Doyley wysadza w powietrze czysto jadącego Chrisa Harrisa (GP Łotwy) czy wejście w kredę w Gorzowie Wielkopolskim, po którym niczym domino rozsypało się zdrowie Pedersena i Zagara. „Bardzo potrzebuję startów w Anglii. Elite League jest skrojona pod moje potrzeby, bo pozwala mi zachować rytm jazdy. Niestety, muszę poszukać innego klubu niż Leicester, bo jazda na Wyspach w sobotni wieczór nie jest idealnym rozwiązaniem. Szukam klubu w Elite League, który ściga się w środę, ewentualnie w czwartek. Wówczas wypocznę przed GP i polską ekstraligą” – rzucił Doyley.


Czyżby oznaczało to, że wziął sobie do serca rady Jacka Gajewskiego? Pewnie tak, choć czwartkowe obiady będą utrudnione, bo Swindon ściga się w czwartki, ale Doyley wytoczył armatę w stronę Russella i Rossitera, więc raczej nie znajdzie się dla niego miejsce wśród Rudzików… Piraci z Poole, którzy jeżdżą w środy? Możliwe, ale raczej niewykonalne. Może jednak Asy z Manchesteru i poniedziałkowe wieczory? „Zrzuciłem ogromny balast. Ocierałem się o finał GP. Udało się na torze w Toruniu. Przed rozpoczęciem sezonu 2015 zakładałem, że będę chciał utrzymać się w cyklu GP. Mam nadzieję, że znakomity występ w Toruniu dał mi automatyczny awans do cyklu GP w 2016 roku. Cóż za wieczór! Zająłem drugie miejsce, a czuję się jakbym wygrał! Nie mogę doczekać się zawodów w Melbourne. Ścigać się na oczach przyjaciół i rodziny w GP na kontynencie australijskim to spełnienie moich marzeń. Pojadę bez presji, bo jestem już prawie pewny utrzymania w cyklu!” – mówił na gorąco Doyley. A stojąca w tle w salce konferencyjnej, narzeczona Jasona, Brytyjka Emily, czekała aż Doyley udzieli wywiadów złaknionym jego szczebiotu dziennikarzom. „On wie, że mądra kobieta stoi za sukcesem każdego mężczyzny. Dojrzał, żeby to pojąć” – szepnąłem do Emily. „Proszę, powtarzaj mu te słowa jak najczęściej!” – rzekła z uśmiechem panna z hrabstwa Norfolk. Właśnie, Norfolk, może Doyle skusi się na King’s Lynn Stars?


Matematyka jest niestrawna, gdy chłopcy pędzą z prędkością 100 km na godzinę na prostej na Motoarenie. Przeto dopiero gdy opadną emocje, można wziąć do ręki ołówek z napisem: Przemysław Termiński – senat RP, gramy fair i zacząć liczyć skrupulatnie punkty. Doyley ma 103 punkty i zajmuje 5 miejsce. Przy odrobinie szczęścia, Jason może jeszcze wyprzedzić Duńczyka Nielsa Kristiana Iversena (105 punktów)  i zająć czwarte miejsce w debiutanckim sezonie w GP. Peter Kildemand, który jest dziewiąty, choćby stanął na rzęsach i na układanym torze w Melbourne wykręcił 21 oczek, zakończy sezon z dorobkiem 100 punktów, a więc Doyle na 100% utrzymał się w cyklu. Prawie pewny utrzymania jest Maciej Janowski, który ścigał się na Motoarenie jak młody Bóg, choć zaczęło się nieprzyjemnie, bo Magic, któremu nr 1 wylosował w piątkowe popołudnie prezydent Torunia Michał Zaleski, zaczął od zera. Później był już jednak ogień w oczach Macieja i fenomenalne ściganie. Jak dobrze, że KK, schodzący ze szczytów, odebrał oczko Michaelowi Jepsenowi Jensenowi, bo to również przybliżyło Macieja do wyśnionej ósemki.



Rozterki Magica


Zostać w Poole Pirates, gdzie ma jak u pana Boga za piecem czy skusić się na szwedzką Elitserien? Telefony urywają się, Magic jest pożądany przez szwedzkich promotorów. Szkopuł w tym, że logistycznie oznaczałoby to ogrom pracy po niedzielnych meczach ekstraligi, a Magic jest na tyle rozsądny, że nie będzie trzymał trzynastu srok za jeden ogon. Anglia lub Szwecja. Trzech lig i cyklu GP nie ma sensu obskakiwać, bo zdrowie jest tylko jedno. Co prawda Magic jest znakomicie wytrenowany, ma dopiero 24 lata, więc organizm sporo wytrzyma, ale nie wolno popadać w spiralę szaleństwa. U Middlo jest kapitanem, Wyspy idealnie wkomponowują się w filozofię startów Macieja, ale wyboru nikt za niego nie dokona. Magic to materiał na fenomenalnego zawodnika, który już sporo osiągnął, ale Lew ma wielkie aspiracje, więc…


Świetnie funkcjonujący zespół mechaników, wyrozumiały i opiekuńczy tata, zacni i sprawdzeni sponsorzy, a więc podwaliny pod sukces są bardzo solidne. „W GP jest tak trudno o punkty, że jeden maleńki błąd sprawia, że przyjeżdżasz ostatni. Uczę się, robię małe błędy, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. GP to katusze dla psychiki. Wytrzymać mentalnie w tak znakomitym towarzystwie, gdzie nikt nie odpuści na cal – oto zadanie, który wyzwala we mnie dodatkową motywację. Cieszę się, że zmieściłem się na podium na torze, który sprzyja fantastycznym wyścigom” – przyznał Maciej. 16 punktów zapasu nad Pająkiem Kildemandem. Dużo i mało w kontekście Melbourne…


Magic zapisze się w annałach światowego speedwaya. W 13 wyścigu, tuż po kosmetyce nawierzchni, dokonywał cudów na torze. Wchodził ciasno, niemalże ocierał się o kevlar konkurentów, ale wyszedł zwycięsko z rywalizacji z Pedersenem, Woffindenem i Iversenem. Wówczas Maciej potrzebował punktów jak kania dżdżu, bo po 3 seriach miał tylko 4 oczka na koncie. Zwycięstwo z takimi asami podbudowało Magica, ale prawdziwym kunsztem popisał się w półfinale. Serce podchodziło pod gardło, Iron Maiden i „Run to the hills” wygrywał rytm w głowie, a Magic podróżował od Hancocka pod Holdera aż przyczaił się za Doylem. Cóż to był za wyścig nr 21!!! Poezja speedwaya. Maciej nie przestraszył się rywali, chodził jak tancerz, było ciasno, wąsko, ale wrocławianin po męsku wślizgiwał się w każdą lukę jaką zostawili mu przeciwnicy. Był tak kreatywny jak Mozart podczas komponowania Don Giovanniego. Ten bieg Magica przypominał akcje Darcy’ego Warda z toruńskiej Motoareny z 2011 roku… Cóż Darcy wyczyniał z Tomaszem Gollobem, Gregiem Hancockiem i Chrisem Harrisem w 12 wyścigu GP w Toruniu przed czterema laty…


Kiedy opadł kurz i stadion pustoszał, z wolna pakował walizkę sędzia sobotniej rundy GP, Szwed Krister Gardell. Krister jest byłym żużlowcem. Przed laty jeździł w barwach Indianerny Kumla i Filbyterny Linkoeping. Okazał wielkie serce, bo podczas zawodów ligowych upadł przed nim Dennis Lofqvist. Krister miał wybór: albo uderzyć w Dennisa i doprowadzić do tragedii albo ominąć leżącego rywala i uderzyć w bandę. Wybrał pocałunek z bandą. Złamał nogę, biodro, a lewa noga przez 4 tygodnie była niczym martwa. Czarne myśli zaczęły krążyć po głowie Gardella. Wchodziła w grę amputacja… Uniknął paraliżu, dziś cieszy się każdym wschodem słońca. „Pamiętam ten fantastyczny wyścig Darcy’ego na Motoarenie. Dałbym wiele, aby móc go oglądać na motocyklu, bo to wspaniały chłopak. Z nim GP w Toruniu byłoby niedoścignionym wzorem. GP’2015 było najpiękniejszym turniejem w cyklu GP, Toruń znów pokazał się z wybornej strony. Pragnę tylko jednego: aby spełnił się sen i Darcy wrócił do nas w roli, która była mu pisana. On jest ze starej szkoły speedwaya, choć ma dopiero 23 lata… Ponad wszystko kochał się ścigać na żużlu” – zakończył Krister Gardell.


Agnieszka Radwańska nigdy nie ścigała się na żużlu, ale ma wielkie serce. Przekazała rakietę z autografem i sukienkę, w której grała na światowych kortach, aby zasiliła konto wspierania australijskiego artysty. Dawid Celt, wielki fan speedwaya rodem z Częstochowy, miasta zakochanego w żużlu, też pragnie, aby Darcy Ward cieszył się zdrowiem. Świat sportu pokazał cudowne oblicze. Joe Parsons, zanim zapuścił się w urokliwe uliczki Torunia, pod welonem nocy, wzruszył się kiedy usłyszał o wspaniałym geście finalistki Wimbledonu z 2012 roku… Świat nie wstydzi się płakać, oby te łzy wzruszenia uleczyły Darcy’ego…

Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze