KOO Tigers - grają razem ponieważ kochają tę grę!

Inne
KOO Tigers - grają razem ponieważ kochają tę grę!
@RIOT

W finale Mistrzostw Świata League of Legends będziemy świadkami pojedynku wielkiego SKT i, pozostającej odrobinę w cieniu, drużyny KOO Tigers. Drugi koreański team udowodnił jednak, że nie może być traktowany jak kopciuszek i ma zamiar stanąć w szranki z SKT jak równy z równym.

KOO Tigers już przestało być wielką niewiadomą, ale w świadomości sporej części fanów sportów elektronicznych ciągle są przypadkowymi finalistami. Mało tego, gro ekspertów jest zdania, że KOO Tigers nie miało prawa dostać się na Worldsy po rozegraniu sezonu w piekielnie mocnym LCK. Drużyna została skompletowana z zawodników, którzy zostali wyrzuceni ze swoich poprzednich drużyn, a sama organizacja ma pod swoimi skrzydłami tylko dywizję League of Legends. KOO Tigers jest też na papierze najsłabszą ze wszystkich koreańskich drużyn, które grały na tegorocznych Mistrzostwach Świata. Tygrysy mają za sobą trzy zmiany nazwy – wcześniej byli rozpoznawalni jako GE Tigers – i to być może dlatego nie byli kojarzeni przez sporą część fanów.

 

Jednak wszystko zaczęło zmieniać się jak w kalejdoskopie, gdy koreański team prezentował coraz efektowniejsze sposoby na eliminowanie przeciwników. Gdy NaJin Swords zrezygnowało z usług większości obecnego składu KOO Tigers pod koniec 2014 roku, zawodnicy nie zrezygnowali. Do Kuro, Hojina, Gorilli dołączył PraY i Smeb, ale bardzo długo cała drużyna nie była traktowana poważnie. Przegrani ze swoich byłych drużyn nie mogli przecież zrobić niczego wielkiego – szczególnie w piekielnie mocnej lidze koreańskiej. Gracze odrzucili większe pieniądze z zachodu i próbowali stworzyć coś większego na swoim podwórku.

Z NoFem z byłego NaJin jako trenerem, KOO Tigers zostało objawieniem koreańskich rozgrywek! Wszystkie drużyny z Korei Południowej są znane jako wyważone i powolne. KOO Tigers jest kompletnie inne. Gdy inne koreańskie drużyny zastanawiają się nad sposobami na efektywny, powolny push bez tracenia zasobów, KOO Tigers w tym czasie nurkuje pod wieże, używa wszystkich umiejętności, masakruje przeciwników i tańczy na ich zwłokach. Oni grają tak, jakby mieli z tego mnóstwo zabawy. I rzeczywiście tak jest! Hojin i spółka to kumple którzy dziś zagrają tak jak 3 lata temu w kafejce internetowej po szkole. Tym razem jednak w tej kafejce będzie też 100 000 entuzjastycznie nastawionych fanów League of Legends, a ich poczynania zobaczy kolejne kilka milionów miłośników esportu na całym świecie. KOO Tigers kompletnie nie pasuje do innych drużyn z Korei. Są unikatowi, spontaniczni, kolorowi i – co najlepsze – nie chcą być postrzegani w inny sposób.

 

Wszystko co trzeba wiedzieć na temat KOO Tigers to tyle, że grają razem ponieważ kochają tę grę. To sporo tłumaczy sposób w jaki grają. Poszczególni gracze nie są zadziwiająco mocni indywidualnie, nie dominują we wczesnej fazie rozgrywki i nie zachwycają błyskotliwymi zagraniami. Ale gdy nadchodzi późna faza gry, cała drużyna zmienia się w olbrzymią, perfekcyjnie naoliwioną maszynę do miażdżenia przeciwników. Nie ma obecnie na świecie drużyny, która rozgrywałaby lepsze walki drużynowe niż KOO Tigers. Dla nich nie ma znaczenia czy są 2000 czy 6000 złota biedniejsi od swoich przeciwników. Każdy teamfight rozgrywają tak, jakby miał być ostatnim. Smeb i Gorilla potrzebują popchnąć swoich kolegów do walki w odpowiednim momencie, a reszta powinna stać się sama. Zawodnicy muszą tylko skorzystać z tego, że podczas gry wyglądają jakby urodzili się na Summoners Rift.

 

koo1

 

Można spojrzeć na to jakkolwiek, ale jedno nie podlega dyskusji – KOO Tigers jest jedną z dwóch czołowych drużyn świata i w finale zmierzą się z całym esportowym imperium sygnowanym marką SKTelecom T1. Imperium które – niezależnie od tego czy wygra – nadal będzie miało się dobrze. Dla Tygrysów to życiowa szansa na to, żeby zapisać się w historii esportu lub – co wydaje się bardzo atrakcyjne dla zawodników KOO – świetnie się bawić w Mercedes-Benz Arena w Berlinie.

 

Rok temu Smeb, toplaner KOO Tigers, był uznawany za najgorszego gracza w koreańskim LCK. Rok temu. Teraz jest najstraszniejszą Fiorą na świecie. Z tego powodu ta postać jest często banowana przeciwko niemu. Smeb wtedy wzrusza ramionami i zdobywa quadra-killa jako Riven. Ten gracz jest jedną z najjaśniejszych gwiazd tegorocznych Worldsów i na pewno będzie o nim głośno w przyszłości. Niezależnie od tego jakie barwy będzie reprezentował.

 

Hojin, jungler KOO, także nie był uznawany za najlepszego gracza na swojej pozycji. Eksperci byli właściwie zgodni – Hojin jest solidny, ale nie kluczowy. To całkowita prawda. Nikt w KOO Tigers nie jest kluczowy. Hojin odstaje od przeciwników we wczesnej fazie gry, ma problemy z obraniem odpowiedniej ścieżki przy czyszczeniu dżungli i wywieraniem presji na liniach, ale to wszystko zmienia się jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki gdy dochodzi do pierwszych teamfightów. Wtedy zostaje jedną z pięciu części koreańskiej recepty na wygrywanie. Najdobitniej pokazuje to półfinałowy wybór Hojina przeciwko Fnatic. Jungler KOO Tigers zdecydował się na wybranie Zaca i całkowicie oddał inicjatywę we wczesnej fazie gry, by potem konsekwentnie demolować Huniego i spółkę w teamfightach.

 

Na środkowej alei KOO Tigers gra Kuro – najpewniejszy gracz z całej piątki. Centralna figura KOO Tigers jest cichym rzemieślnikiem, który zawsze wykonuje swoją pracę na sto procent. Filar całego KOO Tigers jest swego rodzaju oazą spokoju, która równoważy szalone i impulsywne zapędy pozostałej czwórki zawodników. Kuro jest niebywale groźny jako Viktor, który może być kluczową postacią podczas dzisiejszego finału. Styl gry tego zawodnika nie jest niczym nowym – robienie małych kroków powoli zbliżających go do celu. Celu, który jeszcze nigdy nie był tak blisko.

 

PraY i Gorilla także są ciekawą dwójką. PraY wybierał do tej pory raczej użytkowych ADC (jak Ashe) i używał swoich umiejętności przywódczych do rozpoczynania teamfightów, a Gorilla (przez wielu umieszczany w gronie najlepszych supportów na świecie) świetnie się z nim uzupełnia.

 

koo2

 

KOO Tigers może wygrać Mistrzostwa Świata. Oczywiście nie będzie to najłatwiejsze zadanie, ale wciąż pozostające w zasięgu czarnych koni turnieju. Gdyby drużynie udało się zmusić SKT do zagrania pod ich dyktando, to szanse na zwycięstwo drastycznie wzrastają. Żeby wygrać KOO Tigers musi forsować walki drużynowe. Gorilla jest lepszym wspierającym niż Wolf z SKT i Tygrysy muszą wykorzystać to, żeby rozpoczynać walki drużynowe zawsze gdy nadarzy się okazja. SKT jest lepsze, gdy jest rozproszone po całej mapie, KOO Tigers jest silniejsze gdy walczy razem.

 

Drugą furtką dla KOO Tigers może być Smeb, który przejdzie samego siebie i dosłownie zniszczy MaRina na górnej alei (dokładnie tak jak zrobił to z toplanerem Fnatic w półfinale). Smeb doskonale czuje się w obecnej mecie i – gdyby postawił na jedną kartę – może okazać się przepustką do zwycięstwa. Jeśli jest jakiś moment w historii League of Legends, w którym KOO Tigers może pokonać SKT, to nastąpił właśnie teraz. Obecnie to zawodnicy z górnej alei prowadzą swoje drużyny do zwycięstwa, a ta sytuacja jest idealna dla Tygrysów.

 

Jak będzie naprawdę? Wiemy tylko tyle, że wszystkie niewiadome zostaną rozwiane już w dniu dzisiejszym. Pozostaje zarezerwować sobie sobotnie popołudnie, usiąść głęboko w fotelu, zapiąć pasy i cieszyć się esportowym widowiskiem na najwyższym, światowym poziomie.

Michał Bogacz

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze