Na zawsze niebieski. Mourinho od bohatera do zera

Piłka nożna
Na zawsze niebieski. Mourinho od bohatera do zera
fot. PAP

Wydarzyło się to, co było nieuniknione. Chelsea zakończyła współpracę z Jose Mourinho, który drugą kadencję w klubie skończył jeszcze szybciej niż pierwszą. Co stało się z trenerem i zespołem, który kilka miesięcy temu sięgnął po mistrzostwo kraju?

Podczas ostatnich sesji treningowych był jakby nieobecny. Jego myśli były zupełnie w innym miejscu niż ciało. Zmienił fryzurę, lecz nie zmienił stosunku do klubu, który od kilku lat jest w jego sercu. W czwartek jakby tylko czekał na wyrok, który ostatecznie zwalił z nóg piłkarski świat.

Najpopularniejsza teoria upadku „Wyjątkowego” to oczywiście bunt piłkarzy. Nie da się oczywiście przejść obojętnie wokół tego, co działo się z zawodnikami, z narastającymi konfliktami, nagłym spadkiem formy i kolejnymi aferami. Jak to możliwe, że tak doświadczony i utytułowany szkoleniowiec nie potrafił zapanować nad szatnią?

 

Piłkarz WBA: Klopp zachowuje się jak idiota

 

Jeszcze w poprzednim sezonie, kiedy były wyniki, każdy po kolei opowiadał, że praca pod okiem Mourinho to spełnienie marzeń, że Portugalczyk to najlepszy trener na świecie i tak dalej. Kiedy ostatnio wyników zabrakło, to tylko kilku zdobyło się na obronę szkoleniowca. Wiele zostało natomiast powiedziane o konieczności poprawy, ale jak pokazywał każdy kolejny tydzień ze słów nie wynikało nic większego. Chelsea regularnie sięgała dna, równie regularnie jak rok temu pięła się ku górze. Zwolnienie Mourinho wydawało się kwestią czasu, lecz trzeba przyznać, że przytrafiło się w bardzo newralgicznym momencie.

 

Ledwie kilka dni temu Chelsea przegrała z Leicester 1:2. Mistrzowie Anglii ponieśli dziewiątą porażkę w sezonie i dali kolejny powód mediom, by rozdrapywać rany. Diego Costa szydził z kolegów z obrony, pokazując, że ci spali podczas akcji bramkowej, Eden Hazard zszedł po 30. minutach trzykrotnie zmieniając zdanie w ciągu 10 sekund, a reszta nie przejawiała chęci do gry. – Czuję się zdradzony, moja praca nie została uszanowana – powiedział Mourinho, pewnie wiedząc, że te słowa wywołają burzę w Anglii. Ostatecznie piorun trafił właśnie w niego.

 

Rozpętana burza po zwolnieniu klubowej lekarki

 

Ale zostawmy na razie rozważania na temat winnych. Kiedy wszystko się popsuło? Kiedy piłkarze rozjeżdżali się na urlopy po zakończonym sezonie 2014/2015 wszystko teoretycznie było w porządku. Pierwszym niepokojącym faktem była zbyt długa przerwa Chelsea. Zawodnicy dostali tak dużo wolnego, że wrócili do treningów i meczów towarzyskich znacznie później niż reszta angielskiej stawki. Wtedy jeszcze nie zwracano na to większej uwagi, bo przecież do startu ligi trochę pozostało. „The Blues” grali jednak słabo, nie wygrywali, a w pierwszym poważnym teście przegrali z Arsenalem spotkanie o Tarczę Wspólnoty. Pierwsza porażka Mourinho z Arsene’em Wengerem była wymowna.

Słówko należy się też poczynaniem Chelsea na rynku transferowym. To właśnie tam Mourinho poniósł kolejną klęskę. Co z tego, że sprowadził na wypożyczenie Falcao czy w ostatniej chwili przechwycił Pedro, skoro jego głównym celem był John Stones i Paul Pogba. Chciał także Douglasa Costę, lecz ten wybrał Bayern i na pewno nie żałuje. Portugalczyk musiał się więc zadowolić panicznymi zakupami w postaci Papy Djilobodjiego oraz Michaela Hectora (od razu wypożyczonego do Reading).

 

Ósmego sierpnia zaczął się nowy sezon Premier League. Chelsea grała na własnym stadionie ze Swansea, zaczęła całkiem nieźle, bo od gola na 1:0, a później na 2:1, lecz ostatecznie goście i tak wyrównali. Nie chodzi jednak o wynik, gdyż remis w pierwszej kolejce nie jest przecież tragedią. Końcówka meczu: Chelsea gra w dziesiątkę, a tu nagle na murawę pada Eden Hazard. Pani doktor Eva Carneiro, która uchodziła za solidną specjalistkę – natychmiast wbiegła, by opatrzyć rannego piłkarza. Nie spodobało się to Mourinho. – Ona nie rozumie gry. To było tylko stłuczenie, a przez jej impulsywne i naiwne wejście mieliśmy ośmiu graczy w polu w trakcie akcji Swansea – tłumaczył. Pomeczowy komentarz to było jedno, ale decyzje to drugie. Portugalczyk bardzo szybko wykluczył Carneiro z drużyny i po jakimś czasie sympatyczna pani doktor musiała opuścić klub. Do dzisiaj sądzi się z „The Special One”, argumentując, że nie została sprawiedliwie i zgodnie z prawem potraktowana.

Pierwsze wotum zaufania od Abramowicza

 

Mourinho wystawił się na ostrzał, bo środowisko poparło Carneiro. Piłkarze też byli rozczarowani, bo pani doktor cieszyła się wielkim szacunkiem w niebieskim otoczeniu. Szybko przypomniano inne zatargi z lekarzami, bo przecież w 2005 roku Portugalczyk starł się z Neilem Frazerem, przez co ten drugi musiał odejść. Poszło o kontuzję Arjena Robbena, który nie miał prawa zagrać, lecz gdy Mourinho to usłyszał, stwierdził, że takiego medyka nie potrzebuje. Rok później narzekał także na kierowcę karetki, która zabrała do szpitala Petra Cecha po feralnym wydarzeniu ze Stephenem Huntem podczas meczu z Reading. Ta profesja nigdy nie miała z nim łatwo…

 

A więc dni mijały, a 16 sierpnia Chelsea przegrała po raz pierwszy w lidze – na wyjeździe z Manchesterem City 0:3. Styl był fatalny, ale Mourinho starał się stosować swoje umysłowe gry, które z perspektywy czasu tylko pogorszyły stan rzeczy. – Pierwszą połowę wygrała lepsza drużyna, lecz w drugiej lepsza była Chelsea – tłumaczył. To nie miało jednak pokrycia z rzeczywistością. Z każdym kolejnym dniem i meczem szedł coraz bardziej w kierunku zwalania winy na wszystko wokół. To z czasem przestało się podobać jego piłkarzom. Kilkanaście dni później mistrzowie Anglii przegrali po raz pierwszy na własnym stadionie – z Crystal Palace 1:2. To była dopiero druga wpadka Portugalczyka w setnym meczu na Stamford Bridge w roli trenera „The Blues”.

 

Kiedy Chelsea pokonała Arsenal 2:0 wydawało się, że wszystko wraca do normy. Piłkarze znowu byli jednością, Mourinho utarł nosa Wengerowi itd… Nic z tych rzeczy, za chwilę „The Blues” przegrali kolejny mecz u siebie – tym razem z Southampton 1:3. „The Special One” zignorował pomeczowy wywiad i sam postanowił wygłosić oświadczenie, które trwało siedem minut. Oberwało się sędziemu, więc było oczywiste, że oberwie się i Portugalczykowi. Kilka dni później został ukarany grzywną 50 tysięcy funtów i zakazem stadionowym. Wtedy po raz pierwszy Roman Abramowicz zadeklarował stuprocentowe poparcie dla swojego trenera. Później działy się takie z pozoru błahe incydenty jak strata cierpliwości i zabranianie jednemu z przechodniów nagrywania go na ulicy, czerwone kartki na meczach, kolejna grzywna, kolejne zawieszenie, no i oczywiście kolejne porażki: z West Hamem, Stoke czy Liverpoolem.

 

Zabłądził, bo szukał mistrzowskiej formy piłkarzy

 

Zaczęły pojawiać się głosy, że Mourinho nie został zwolniony tylko dlatego, że Abramowicz musiałby wypłacić mu około 60 milionów funtów. Ogłoszono też, że Chelsea poniosła stratę wysokości 23 milionów funtów w mistrzowskim sezonie. Choć rosyjski oligarcha nie zbiedniałby od takiego wydatku, to jednak musi go irytować takie wyrzucanie pieniędzy w błoto. Tak więc po raz kolejny zarząd klubu udzielił trenerowi wotum zaufania. Błędne koło nie miało końca.

 

Chelsea w końcu wygrała w Lidze Mistrzów z Maccabi Tel Aviv 4:0, lecz to nie zostało zapamiętane. W przerwie Mourinho miał pretensje do Costy, że ten nie potrafi wykorzystać najprostszej sytuacji. W kolejnym spotkaniu Hiszpan usiadł na ławce rezerwowych, a „The Blues” grali bez nominalnego snajpera. Pod koniec meczu Costa ruszył do rozgrzewki, lecz Mourinho – prawdopodobnie chcąc go ukarać – ponownie wysłał go na ławkę. Napastnik był zły i cisnął narzutkę niemal prosto na swojego trenera. To wywołało kolejną lawinę spekulacji na temat konfliktu. Wcześniej przecież Cesc Fabregas musiał sprostować te doniesienia na Facebooku, gdyż sprawa przyjęła niesamowity obrót. Z czasem przyszły kolejne porażki, a wyjście z grupy Ligi Mistrzów nic Portugalczykowi nie dało. W czwartkowe, grudniowe popołudnie rozstał się z ukochanym klubem.

 

 

Od czasu pojawienia się pierwszych plotek powtarzał, że jest najlepszym trenerem, jakiego mogła mieć Chelsea. Na początku mówił w swoim stylu, z wyższością w głowie, będąc przekonanym o swojej doskonałości. Po kolejnej wpadce sypał głowę popiołem i liczył na wsparcie Abramowicza. Nie ulega wątpliwości, że popełnił w tym sezonie mnóstwo błędów. Stawianie na graczy bez formy czy dziwna protekcja ulubionych ludzi była jego gwoździem do trumny. Skoro co tydzień powtarzał, że chciałby zmienić co najmniej 11 piłkarzy, to dlaczego praktycznie zawsze spotkanie zaczynał ten sam skład? Mourinho wyraźnie się pogubił, ale zrobił to, gdyż nie mógł odnaleźć formy swoich piłkarzy.

Wielkie rozczarowanie i legenda o niebieskim sercu

 

Plotki mówią, że Mourinho zrzekł się gigantycznej odprawy rzędu 50 milionów funtów. To najdobitniej pokazuje, że ten człowiek miał niebieskie serce i niebieską krew. Fani, którzy krytykowali trenera, teraz są niemal w żałobie. Odchodzi przecież legenda, ktoś ściśle związany z klubem, który kocha. Zawsze to powtarzał i z pewnością będzie to powtarzał – niezależnie, gdzie się znajdzie. Może jeszcze kiedyś wróci na Stamford Bridge? To nie jest przecież nierealne.

 

Trwa poszukiwanie winnych. Najbardziej obrywa się piłkarzom: Hazardowi i Fabregasowi. Szczególną burzę wywołał post tego drugiego, który wyraził swoje współczucie trenerowi, mówiąc, że wiele się od niego narzucił. – Zawiodłeś go, Cesc. Nie do zaakceptowania jest to, co robiłeś przez ostatnie tygodnie/miesiące – to pierwszy komentarz. – Jesteś jednym z powodów jego zwolnienia – a to drugi. Ludzie nie mają litości, ale mają rację. Piłkarze nie pomogli swojemu trenerowi, który w tamtym sezonie wzniósł ich na najwyższy poziom. I jeśli już niedługo zaczną prezentować się coraz lepiej, to będzie to oczywistym dowodem, że i tym razem szatnia wygrała, że to zawodnicy mogą decydować o tym, kogo chcą mieć nad sobą.

 

Tymczasowym trenerem miał zostać Juande Ramos, lecz coraz więcej mówi się o powrocie Guusa Hiddinka. Holender już raz pełnił tę rolę i wypadł całkiem nieźle – z trzynastu meczów wygrał aż jedenaście. Zresztą Chelsea wypada bardzo dobrze, mając na ławce tzw. „caretakera”. Nieważny, czy był nim Avram Grant, Hiddink, czy też Roberto di Matteo – za każdym razem „The Blues” meldowali się w finale jakiegoś pucharu. Czasami wygrywali (jak Di Matteo Ligę Mistrzów czy Hiddink – Puchar Anglii), czasami przegrywali (jak Grant finał LM).

 

Mourinho już opuścił Cobham. Zrobił to ze łzami w oczach. Wraz z nim płaczą tysiące, a może i miliony kibiców Chelsea na świecie. W trakcie dwóch kadencji zdobył trzy mistrzostwa Anglii, trzy Puchary Ligi I po jednym Pucharze Anglii oraz Tarczy Wspólnoty. Jedno jest pewne: on pozostanie niebieski na zawsze. Jeszcze wiele razy usłyszymy pieśni wielbiące Portugalczyka na Stamford Bridge. On nie jest zwykłym bohaterem, który na końcu ginie. On jest legendą, która przetrwa na zawsze.

Jakub Baranowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze