Środowisko sportowe pożegnało Elżbietę Krzesińską
Przed "Złotą Elą" najwspanialsze zawody, niebiańskie areny - powiedział minister sportu Witold Bańka, żegnając na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach zmarłą 29 grudnia wybitną lekkoatletkę Elżbietę Krzesińską
Mszę świętą żałobną odprawił krajowy duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń. Jak zaznaczył, wielokrotnie spotykał się ze złotą medalistką igrzysk w Melbourne (1956) i srebrną w Rzymie (1960), rekordzistką świata w skoku w dal (6,35 m w 1956 roku). "Rozmowa ze "Złotą Elą" była wielką przyjemnością" - podkreślił.
Zmarła Elżbieta Duńska-Krzesińska. Miała 81 lat
Minister Bańka przyznał, że gdy odchodzi tak wybitny zawodnik, jakim była Krzesińska, zawsze jest to trudny czas nie tylko dla najbliższej rodziny, ale także dla całego środowiska sportowego.
"Jesteśmy zasmuceni, ale popatrzymy z perspektywy nadziei. Przed "Złotą Elą" najwspanialsze zawody, niebiańskie areny, najznakomitsza publiczność" - powiedział brązowy medalista mistrzostw świata z Osaki (2007) w sztafecie 4x400 m.
Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Andrzej Kraśnicki zaznaczył, że "ból i smutek ogarnął rodzinę olimpijską, gdy 29 grudnia dowiedziała się, że odeszła na zawsze jedna z najwybitniejszych w historii lekkoatletek".
Przypomniał, że gdy Elżbieta Krzesińska mówiła o igrzyskach w Melbourne, z dumą podkreślała, iż stała na najwyższym stopniu podium obok reprezentantek lekkoatletycznych potęg - USA i Rosji. Twierdziła także, że najważniejsza jest jednak rodzina i zdobycie zawodu. Z wykształcenia była lekarzem stomatologiem - studiowała na Akademii Medycznej w Gdańsku i tam też trenowała. W 1952 roku jej szkoleniowcem został Andrzej Krzesiński, za którego trzy lata później wyszła za mąż.
"Jeszcze nie tak dawno cieszyliśmy się jej obecnością na różnych spotkaniach, a na 80. urodziny otrzymała tort z pięcioma kółkami. Była wspaniałym sportowcem, wspaniałym człowiekiem, i taką zostanie w naszej pamięci" - powiedział prezes Kraśnicki przed złożeniem urny z prochami "Złotej Eli" do grobu.
Do lekkoatletyki trafiła nieco przypadkowo. W Elblągu, pod koniec roku szkolnego, z powodu licznych nieobecności na lekcjach wychowania fizycznego (wstydziła się przebierać w strój sportowy), nauczyciel postawił jej warunek. Dostanie na świadectwie maturalnym piątkę, jeśli przeskoczy poza wytyczoną przez niego na piasku linię. Wylądowała tak daleko poza linię, że zaszokowała nie tylko nauczyciela.
W 1956 roku wynikiem 6,35 ustanowiła w Budapeszcie rekord świata. Identyczną odległość uzyskała w Melbourne. Sławę zdobyła przede wszystkim ...włosami. Mimo znakomitego skoku w igrzyskach w Helsinkach (1952), została przesunięta z drugiej na dwunastą pozycję. Przyczyną degradacji był długi warkocz, który przy lądowaniu, gdy miała odchyloną do tyłu głowę, pierwszy dotknął piasku, zostawiając na nim ślad długości ok. 60 cm.
Konkurs przerwano, a sędziowie dyskutowali, jaką odległość skoku uznać - od belki do początku śladu warkocza, czy do śladu ciała. Mając mało czasu i wobec ostrego protestu Węgrów, orzekli, że "warkocz jest częścią ciała". Po tym zdarzeniu w Polsce wywiązała się wielka debata, a warkocz miał zarówno zwolenników, jak i przeciwników.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze