Kaźmierczak: Walka z kontuzją nie odebrała mi chęci do powrotu

Piłka nożna
Kaźmierczak: Walka z kontuzją nie odebrała mi chęci do powrotu
fot.PAP
Jeszcze trzy lata temu Przemysław Kaźmierczak (w środku) grał w meczu reprezentacji Polski przeciwko Rumunii.

W piłkę nie gram już od prawie półtora roku. Patrząc realnie to perspektywy odnośnie powrotu na boisko są mało optymistyczne. Do tego mam już swoje lata, więc pojawia się kolejne pytanie, czy dostanę angaż, w którymś z klubów. Chciałbym inaczej zakończyć karierę a nie przez kontuzję. Iskierka jeszcze się tli, że tak się stanie - mówi w rozmowie z Polsatsport.pl były reprezentant Polski Przemysław Kaźmierczak.

Adrian Janiuk: Oficjalny komunikat informujący o tym, że zakończył Pan karierę sportową do tej pory się nie pojawił. To oznacza, że wciąż walczy Pan o powrót na boisko?

 

Przemysław Kaźmierczak: Nadal mam nadzieję, że jeszcze będzie dane mi zagrać w piłkę nożną na profesjonalnym poziomie. Jednak w tej chwili ciężko jest mi jednoznacznie powiedzieć co będę robił w przyszłości. Póki co moje plany są nie do końca sprecyzowane. Raz są myśli w jedną stronę, a raz w drugą. Stoję przed podjęciem ciężkiej decyzji, ale w końcu będę musiał się przed samym sobą określić co dalej.

 

Pawełek na dłużej w Śląsku Wrocław

 

Jak Pan ocenia swoje szanse na powrót do profesjonalnego uprawiania sportu?

 

To zależy od dnia i od tego jak przebiega rehabilitacja. Mam naprawdę różne momenty. Czasami mam wrażenie, że jest coraz lepiej i wtedy jestem naładowany. Ale są też takie chwile, że mam w głowie myśli, żeby dać sobie spokój z całą tą walką i po prostu przestać męczyć siebie i innych.

 

Czyli totalna sinusoida?

 

Zgadza się! Różne myśli mnie nachodzą. Kiedy zaczynam myśleć bardziej racjonalnie, to wtedy zdaje sobie sprawę, że chyba należy sobie odpuścić. Jednak mimo wszystko walka trwa nadal. Nie poddałem się, choć z każdą chwilą jest coraz trudniej. Ostatni swój mecz rozegrałem 17 miesięcy temu. Trochę czasu już upłynęło.

 

Na jakim etapie jest Pana rehabilitacja? Kule odstawił Pan już dość dawno.

 

Kule poszły w odstawkę na dobre, ale praca nad odbudową mięśni jest bardzo żmudna. Mam świadomość, że jeśli okaże się, że kolejny zabieg będzie konieczny to będę musiał zacząć wszystko od zera. Wydaje się, że to może być punkt zwrotny w całym tym leczeniu.

 

Mianowicie, czy jest sens wciąż się łudzić?

 

Przez kolejny zabieg mój powrót do grania może wydłużyć się o kolejne dwa lub trzy miesiące. Nie gram już od prawie półtora roku, a patrząc realnie to perspektywy odnośnie powrotu na murawę są mało optymistyczne. Do tego mam już swoje lata, więc pojawia się kolejne pytanie, czy dostanę angaż, w którymś klubie. Nie podejmuję żadnych rozmów z potencjalnymi pracodawcami, bo to nie ma sensu. Nie jestem fizycznie do tego zdolny. Chciałbym inaczej zakończyć karierę niż przez kontuzję, ale zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Iskierka jeszcze się tli i w tej chwili normalnie pracuję, tak jakbym miał wracać na boisko.

 

Ile zabiegów przeszedł Pan od momentu kontuzji prawego kolana?

 

Przez trzy i pół miesiąca miałem aż cztery operacje. Trochę tego było w krótkim czasie. Wydaje mi się, że w zbyt krótkim czasie… Regeneracja organizmu po tylu zabiegach trwa dość długo, dlatego mój powrót aż tak się wydłużył.

 

Gdzie przechodzi Pan rehabilitację?

 

Obecnie przebywam w Łodzi. Tu przechodzę rehabilitację i trenuję indywidualnie. Wróciłem do rodzinnego miasta po dwunastu latach, bo wcześniej bywałem tutaj przejazdem lub tylko na chwilę. Treningi i rehabilitacje pochłaniają dość dużo czasu, ale również mam go teraz więcej dla rodziny. To jest największy plus całej tej sytuacji. Tak właśnie wygląda mój powrót do żywych (śmiech).

 

Jak wyglądają Pana indywidualne treningi?

 

Ćwiczę na siłowni oraz chodzę na basen. Staram się rotować jeśli chodzi o miejsca treningu. Od jakiegoś czasu w końcu mogę biegać, bo wcześniej mogłem jedynie wskoczyć na rower czy popływać. Jest to kolejny krok do przodu w mojej rehabilitacji. Liczę, że po ostatnim zabiegu będę mógł wrócić do normalnego, w pełni piłkarskiego funkcjonowania. Bez względu czy wrócę do zawodowego sportu czy nie. Chcę przynamniej wyjść na boisko, żeby pograć w piłkę np. z dziećmi czy z kolegami. Muszę być w pełni przygotowany do normalnego życia.

 

Przez ten cały czas odkąd trwa Pana walka o pełną sprawność prawego kolana nie było mowy o grze w piłkę chociaż rekreacyjnie?

 

Jedynie mogę pożonglować piłką i to w miejscu (śmiech). Na pewno nie zapomniałem jak gra się w piłkę, ale najważniejsze, żebym od strony fizycznej był do tego w pełni gotowy. Pamiętam na czym polega futbol. Chęci i ambicja wciąż są do tego, żeby poczuć meczową adrenalinę.

 

Starzy trenerzy nie dzwonią do Pana z zapytaniami o zdrowie i ewentualnymi propozycjami?

 

Miałem kilka telefonów z zapytaniami, ale nie chciałem nikomu obiecywać, że za miesiąc będę zdolny do gry. Powiedziałem, że nie ma co się oszukiwać, bo w tej chwili nie jestem w stanie przyjechać na trening z drużyną. Uznałem, że to nie jest już ten etap, żeby za wszelką cenę gonić za sportem. Przez ostatnie lata wszystko było podporządkowane piłce w każdym aspekcie życia. Stałem się o wiele mądrzejszy przez tę całą sytuację.

 

W przeszłości miałem takie przeświadczenie, że nie mogę być długo kontuzjowany. Kiedyś wszystkie drobniejsze urazy odkładało się na bok. Wmawiałem sobie, że jestem niezniszczalny, ale niestety było to błędne myślenie. Zawsze mówiłem, że jak boli to i tak zacisnę zęby i będę grał. Może, żebym kiedyś odpuścił jeden czy dwa mecze w sezonie to dziś nie miałbym takich problemów ze zdrowiem. Jednak na to nigdy nie ma czasu. Każdy wymaga od ciebie dyspozycyjności. Po latach gry w piłkę organizm odmówił posłuszeństwa i teraz trzeba się odbudować. Jeszcze zobaczymy, co z tego wyjdzie.

 

Kilku starszych zawodników od Pana znakomicie radzi sobie w naszej lidze. Na początku maja skończy Pan 34 lata, więc patrząc w metrykę to wcale nie trzeba jeszcze kończyć kariery.

 

Taka opinia w tym środowisku to rzadkość (śmiech). Mam wrażenie, że jak piłkarzowi stuknie „trzydziestka” to mówi się, że za chwilę czas kończyć. Trzeba obiektywnie przyznać, że w Ekstraklasie jest kilku graczy, którzy mimo wieku są wiodącymi postaciami w swoich drużynach. Tak na szybko przychodzą mi do głowy chociażby Radek Sobolewski, Rafał Murawski, Marek Zieńczuk, Łukasz Surma czy mój krajan Łukasz Madej.

 

Wszyscy, których Pan wymienił są od Pana starsi. A przy Sobolewskim, Surmie i Zieńczuku może czuć się Pan wręcz piłkarskim młodzieniaszkiem.

 

To akurat przypadek (śmiech)! Ci zawodnicy są doskonałym przykładem na to, że nawet grubo po trzydziestce można być liderem i ciągnąć swój zespół. Nie zawsze muszą grać przez 90 minut, ale swoją postawą i podejściem na treningach pokazują jak powinno podchodzić się do swoich obowiązków. Dlatego nie należy zawodników po „trzydziestce” skreślać za szybko.

 

Z perspektywy czasu nie szkoda, że nie został Pan dłużej w Portugalii?

 

Nie żałuję, że wybrałem wtedy ofertę Śląsk Wrocław. Powrót do Polski był bardzo udany, bo spędziłem wspaniałe cztery sezony w ekipie z Dolnego Śląska. Zdobyliśmy mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski oraz zajęliśmy trzecie miejsce w Ekstraklasie. Graliśmy w europejskich pucharach, więc to były tłuste lata dla mnie oraz wrocławskiego zespołu. Ponadto ja i moja rodzina potrzebowaliśmy stabilizacji. Przez cztery lata aż czterokrotnie zmieniałem przynależność klubową. Chciałem na dłużej osiąść w jednym miejscu, a Śląsk był do tego odpowiedni.

 

Zamieniając Boavistę Porto na FC Porto nie miał Pan nieprzyjemności ze strony kibiców Boavisty?

 

Nie miałem żadnych konfliktowych sytuacji ze strony fanów jednej czy drugiej drużyny. Po zmianie barw klubowych zostałem nawet na tym samym osiedlu. Boavista miała wtedy ogromne problemy finansowe. Groziło jej bankructwo. Boavista musiała sprzedawać piłkarzy do innych klubów. Co prawda, za mnie pieniędzy mój pierwszy portugalski klub nie dostał, bo byłem tylko wypożyczony z Pogoni Szczecin, ale wtedy każdy transfer był dla niej na wagę złota.

 

Do Pana byłego klubu dołączył niedawno Maciej Makuszewski. Skrzydłowy wypożyczony z Lechii Gdańsk podobnie, jak Pan i Paweł Kieszek poradzi sobie w Vitorii Setubal?

 

Jestem o tym przekonany! Ma wszelkie predyspozycje, aby zabłysnąć w lidze portugalskiej. Sądzę, że nie będzie to dla niego jakiś ogromny przeskok. Poza tym grał już w lidze rosyjskiej, więc wie na czym polega gra za granicą, bo miał już przetarcie. Do tego trener Quim Machado pracował przez krótki czas z Maćkiem w Lechii. Wie na co go stać i na pewno może liczyć na spory kredyt zaufania ze strony szkoleniowca Vitorii Setubal.

Adrian Janiuk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie