Pindera przed galą w Legionowie: Po słowach przyszedł czas na ciosy

Sporty walki

Na galach w Legionowie na ogół emocji nie brakowało. Tak też powinno być dziś wieczorem, szczególnie w walce Mike’a Mollo z Krzysztofem Zimnochem w wadze ciężkiej.

Na razie złej krwi przed tym pojedynkiem specjalnie nie widać, ale trochę mocnych słów już padło. Amerykanin, kiedy usłyszał, że trener Zimnocha, CJ Hussein skazuje go na błyskawiczną porażkę przez nokaut autentycznie się zdenerwował i nazwał Anglika idiotą. Ale o naszym pięściarzu złego słowa nie powiedział. Jeśli już, były to raczej komplementy. Oczywiście bez przesady, bo Mollo nie po to przyleciał do Polski, by je komukolwiek prawić, ale  brutalnego ataku słownego w jego wykonaniu nie słyszałem.

 

Gala w Legionowie: Mollo prawie dziesięć kilogramów cięższy od Zimnocha!

 

Tym bardziej dotyczy do Zimnocha, który podkreśla, że wiele zmienił w swoim życiu, między innymi nastawienie do otaczającego go świata. Pięściarz w Białegostoku twierdzi, że ucieka jak najdalej od złych emocji i koncentruje się tylko na boksie. Śmieciowe gadanie, co zrozumiałe w tej sytuacji, pozostawia innym.

 

Zmiana klimatu związana z przenosinami do Londynu, gdzie od dłuższego czasu trenuje, też bardzo dobrze mu zrobiła. O samej walce z Mollo mówi niewiele, tak samo jak o przyszłości, ale gołym okiem widać, że porażka nie wchodzi w rachubę, bo zrujnowałaby mu ambitne plany. Pytany o formę nie ukrywa, że jest zadowolony. Pracował ciężko i ma nadzieję, że będzie to widać, gdy wyjdzie do ringu w Legionowie.

 

A gdy ktoś dociska i zadaje pytanie, czy możemy się spodziewać nokautu w jego wykonaniu tylko się uśmiecha. – Jak trafię czysto, to być może będzie i nokaut, ale nie jest on moim celem – odpowiada spokojnie.

 

Mike Mollo, który ma za sobą twarde boje z Andrzejem Gołotą (2008) i Arturem Szpilką (2 x 2013) też nie traci cierpliwości, gdy przychodzi mu odpowiadać kolejny raz na to samo pytanie. Obiecuje, że da to co zawsze: sporo emocji. Zapewnia, że choć wraca po prawie trzyletniej przerwie, to rdzy nie ma na sobie zbyt wiele. Z Samem Colonną przepracował ostro czas przeznaczony na przygotowania do tego pojedynku i zrobi wszystko, by dobrać się Zimnochowi do skóry. Tak jak Szpilce w ich dwóch walkach. Przegrywał wprawdzie przed czasem, ale rzucał „Szpilę” na deski w obu tych pojedynkach i mogło być różnie.

 

Z Gołotą też przegrał, ale na punkty, osiem lat temu. Dziś ma już 36 lat, ale nie czuje się emerytem. Waży jednak prawie 110 kg (109,8). Warto pamiętać, że przed walkami ze Szpilką ważył odpowiednio 105 kg i 105,7 kg. Myślę, że tym razem wniósł na wagę  trochę za dużo i bardzo prawdopodobne, że za ten nadbagaż przyjdzie mu zapłacić w drugiej fazie walki, jeśli tak długo potrwa. Zimnoch w tym starciu jest faworytem, ale musi się mieć na baczności, bo co jak co, ale Mollo potrafi uderzyć. Jeśli jednak Polak myśli o wielkich pojedynkach, a przyznał w prywatnej rozmowie, że tak, to nie ma wyjścia: musi pokonać Amerykanina. I najlepiej gdyby to zrobił w dobrym stylu.

 

Był czas na słowa, teraz niech przemówią pięści. W ringu liczyć się będą tylko ciosy. W podobnej sytuacji, jak Zimnoch jest inny pięściarz z Białegostoku, Kamil Szeremeta (waga średnia, umowny limit 71,8 kg). On też jest faworytem w starciu z Ukraińcem Artiomem Karpiecem. Przegrany, a szczególnie jeśli będzie nim Karpiec, na ciekawe propozycje nie będzie już mógł liczyć. I coś mi się zdaje, że tak właśnie będzie, choć Ukrainiec boksować potrafi. Ale to Szeremeta ma więcej atutów po swojej stronie i zapewne, to on będzie górą w tej rywalizacji.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie