Premier League: Derby Londynu, które nie wyjaśniły nic
To były wyjątkowe derby Londynu, które po raz pierwszy od wielu lat miały mieć bezpośrednie przełożenie na mistrzostwo Anglii. Spotkanie miało wiele twarzy: na prowadzenie mimo przewagi rywali wyszedł Arsenal, czerwona kartka dla Coquelina uskrzydliła Tottenham, który za sprawą swoich liderów odzyskał prowadzenie, a gdy wydawało się, że grający w dziesiątkę Arsenal zostanie na White Hart Lane rozszarpany, wynik dość nieoczkiwanie ustalił Alexis Sanchez.
To był mecz, nazywany przez wielu małym finałem rozgrywek o zwycięstwo w Premier League. Co prawda bez udziału obecnego lidera z Leicester, jednak większość angielskiego środowiska to właśnie między Arsenalem, a Tottenhamem upatrywała roztrzygnięcie walki o najważniejsze angielskie trofeum. Zgodnie z oczekiwaniami zespołem mającym inicjatywę od pierwszego gwizdka miał Tottenham.
Znajdujący się w wyśmienitej formie Koguty co prawda potknęły się w tygodniu, gdy poległy 0:1 na stadionie West Hamu - to jednak jedyna skaza na świetnym okresie gry zespołu Mauricio Pochettino, który wyrósł na głównego kandydata do mistrzostwa. Spurs atakowali, a Arsenal próbował grać z kontry: bez zarzutu między słupkami spisywał się zastępujący Petra Cecha David Ospina - Kolumbijczyk instynktownie obronił strzał Dele Allego z pięciu metrów.
Nieoczekiwanie pod koniec pierwszej połowy na prowadzenie wyszli goście: robiący szum z przodu Danny Welbeck wypatrzył nabiegającego Hectora Bellerina, a Hiszpan - ni to strzelając, ni to dośrodkowując, trafił w nogi znajdującego się na piątym metrze Aarona Ramseya. Walijczyk jednak zachował niesamowity instynkt strzelecki, bowiem wykorzystał siłę nabicia i pięknym strzałem piętą pokonał Hugo Llorisa. Kanonierzy przed przerwą mogli jeszcze podwyższyć prowadzenie, ale obiecującą szansę zmarnował aktywny Welbeck.
Po przerwie jednak cały plan Arsenalu legł w gruzach: drugą (głupią) żółtą kartkę zarobił Francis Coquelin, co dodało sił Tottenhamowi, a wyraźnie odebrało wiarę gościom. Tottenham mocniej przycisnął po raz pierwszy w spotkaniu i od razu odebrał odwiecznemu rywalowi prowadzenie. Przypadkowa odbijanka w polu karnym po rzucie rożnym i przytomność Toby'ego Alderweirelda, a potem już geniusz Harry'ego Kane'a i goście zostali postawieni pod ścianą. Przy drugiej z bramek może się wydawać, że ratujący piłkę Alli znajdował się na spalonym, sędzia jednak uznał inaczej. Belg i Anglik wyprowadzili więc Tottenham z powrotem na pole position w walce o mistrzostwo Anglii i wydawało się, że to dopiero początek katorgi stłamszonego na White Hart Lane Arsenalu, jednak o dziwo stało się zupełnie inaczej.
Grający w dziesiątkę goście podnieśli się i wyrównali stan gry. Grę na siebie wreszcie wziął Alexis Sanchez, a każda kolejna akcja Kanonierów sprawiała coraz większe zagrożenie. Inna sprawa, że goście mieli też dużo szczęścia, bo Tottenham miał kilka okazji na podwyższenie prowadzenia. Na kwadrans przed końcem drugą asystę zanotował Hector Bellerin, a strzał z ostrego kąta Alexisa Sancheza wyrównał stan spotkania. To pierwszy gol Chilijczyka od bardzo dawna, jednak niezwykle ważny: pozwala Arsenalowi przedłużyć - coraz mniejszą, ale jednak - szansę na mistrzostwo Anglii.
Przed końcowym gwizdkiem swoje okazje marnowali jeszcze Aaron Ramsey i Harry Kane, a wynik remisowy wisiał na włosku. Emocjonujące spotkanie zakończyło się jednak ostatecznie wynikiem 2:2 i w kwestii walki o mistrzowski tytuł nie wyjaśniło właściwie nic. Piłeczka nadal znajduje się po stronie Leicester.
TOTTENHAM - ARSENAL 2:2 (0:1)
Toby Alderweireld 60', Harry Kane 62' - Aaron Ramsey 39', Alexis Sanchez 76'
czerwona kartka: Francis Coquelin 55'
Tottenham: Lloris; Walker, Wimmer, Alderweireld, Rose (Davies 78'); Dier, Dembele (Son Heung-Min 82'); Eriksen, Alli, Lamela (Mason 67'); Kane
Arsenal: Ospina; Bellerin, Mertesacker, Gabriel, Gibbs; Coquelin, Elneny (Giroud 75'); Ramsey, Ozil (Campbell 90'), Sanchez; Welbeck (Flamini 85')
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze