Ranieri jak Di Caprio. Upragniony Oscar za najdziwniejszą z ról?
Czy ta analogia ma prawo bytu? Wszyscy mają go za wielką postać, wielokrotnie był bliski absolutnego szczytu, jednak zawsze coś niewytłumaczalnego stawało na przeszkodzie. Czy Claudio Ranieri wcielając się w rolę rozszarpywanego przez niedźwiedzia rozbitka zdobędzie swojego Oscara w postaci pierwszego tytułu mistrzowskiego w karierze?
Skoro już mamy rok cudów, to dlaczego nie. Leonardo Di Caprio jest bezsprzecznie jednym z największych aktorów swojego pokolenia i wielokrotnie przymierzany był do najbardziej prestiżowej nagrody świata, jednak przez długie lata nie było mu to dane. Cały świat showbiznesu łapał się za głowę, zaś internet szydził w postaci tysiąca memów, animacji i grafik - powstała nawet gra na smartfony, w której Leo podąża za statuetką, jednak nigdy ma jej nie dosięgnąć.
Kilka dni temu po swoim kontrowersyjnym monologu Maciej Stuhr przyznał, że Di Caprio wielkim aktorem jest, jednak grał już w swoim życiu więcej niż ból i cierpienie: to właśnie za poprzednie role powinien zostać nagrodzony Oscarem. Na tym bowiem bazuje przełomowa rola 41-latka w filmie "Zjawa", za który został nagrodzony tak pożądaną statuetką za rolę pierwszoplanową na ostatniej gali rozdania Oscarów.
Gdzie tutaj szukać połączenia z Claudio Ranierim, szkoleniowcem Leicester City? Spieszymy z odpowiedzią: do Włocha przylgnęła bowiem bardzo męcząca łatka "wiecznie drugiego". Swoimi wyczynami balansował więc gdzieś między cudotwórcą, a przegranym. Niestety dla niego - na korzyść drugiego z określeń. 64-letni Włoch za uszy w górę wyciągał już bowiem chociażby Fiorentinę, wracający do wielkiej piłki Juventus czy Romę. Dobrą robotę robił także w Chelsea czy mającym zagrać w otwarte karty z wielkim PSG bogatym beniaminku AS Monaco - zawsze jednak kończył z niczym. Czy to już czas, by Ranieri dostał swojego Oscara i to w najmniej oczekiwanym momencie?
Batistuta, Canizares i fatalne końcówki
Zacznijmy od początku: 51-letni Ranieri w 1993 roku przejął staczającą się na dno Fiorentinę i ponownie wprowadził ją do Serie A przy okazji tworząc legendy Gabriela Batistuty czy Francesco Toldo. Zespół z Florencji rósł w siłę i w pierwszym kwartale 1996 roku znajdował się tuż za przewodzącym ligowej tabeli Milanem. W marcu jednak nadszedł kataklizm - bo słowo zadyszka nie odda w pełni tego, co stało się z zespołem. Viola dostała tęgie lania od Lazio (0:4), AS Romy (1:4) i wspomnianych Bianconeri (1:3) w efekcie kończąc sezon na czwartej lokacie. Na pocieszenie przyszły mniej prestiżowe triumfy w Pucharze i Superpucharze Włoch w 1996 roku.
Nieudany szturm na Scudetto skończył się odejściem do Hiszpanii, gdzie Ranieri spróbował swoich sił w Walencji. Scenariusz się powtórzył: Włoch z ligowego średniaka zrobił kandydata do wygrania ligi i wprowadził go do Champions League. Szerszej publiczności przedstawił chociażby Santiago Canizaresa czy Claudio Lopeza, jednak finał był niemal identyczny, jak w pierwszym przypadku: pozycja wicelidera, nadzieje na happy end i fatalna końcówka sezonu. Jeszcze gorzej było w Atletico, bo zespół grał beznadziejnie i ostatecznie spadł z La Ligi, Ranieri zaś stracił pracę w trakcie sezonu.
Klątwa Ranieriego
Przyszedł czas na podbój Wysp Brytyjskich, gdzie Ranieri musiał przełamać barierę językową. Przyzwoite szóste lokaty w Chelsea były fundamentem do stworzenia silnego zespołu przy udziale wielkich pieniędzy Romana Abramowicza. To właśnie "za kadencji" Ranieriego do klubu sprowadzono Franka Lamparda, rozkwitł też talent Johna Terry'ego. W 2003 roku na transfery wydano już 120 milionów funtów, a zespół Włocha wzmocniły prawdziwe gwiazdy światowej piłki: Adrian Mutu, Claude Makelele, Hernan Crespo czy Juan Sebastian Veron. Cierpliwość działaczy była jednak krótka, a Ranieri miał pecha: trafił bowiem na sezon The Invincibles, kiedy to Arsenal wygrał ligę nie zaznając żadnej porażki. Cecha wspólna z poprzednimi zespołami? Kiepska końcówka sezonu. Miał wszystko, by zawojować Anglię, jednak szybko został zastąpiony przez Jose Mourinho, który wraz z zespołem zdominował rozgrywki na kolejne lata.
Z Portugalczykiem zetrzeć się okazję miał zresztą bezpośrednio we Włoszech, gdzie próbował odbudować zszarganą reputację Starej Damy. Najniższy stopień podium w pierwszym sezonie po powrocie (2007/2008) dawał nadzieję, że kolejne rozgrywki stać już będą pod znakiem otwartej walki o Scudetto z dominującym w Serie A Interem. Stare demony odezwały się jednak raz jeszcze, a zespołowi odebrało prąd w tym samym newralgicznym momencie: kilka punktów straty przed finiszem rozgrywek dawało nadzieję na coś więcej, jednak Juve zremisowało aż pięć meczów z rzędu i na trzy kolejki przed końcem straciło szansę na trofeum. Stara Dama odblokowała się dopiero, gdy w rozgrywkach wszystko było już jasne na korzyść Nerrazurrich. Inter mistrzem został po raz czwarty z rzędu, a Ranieri stracił pracę.
Prawdziwe apogeum klątwy Ranieriego przyszło jednak dopiero, gdy pomocną dłoń do menedżera wyciągnęła Roma. Po dwóch przegranych spotkaniach na inaugurację sezonu Ranieri zastąpił Luciano Spallettiego i momentalnie ulepszył grę zespołu. Niesamowite serie oraz pokonanie bezpośredniego rywala do mistrzostwa - Interu w 31. kolejce dało zespołowi zaledwie jeden punkt straty do zespołu Mourinho. Na pięć kolejek przed końcem Giallorossi byli nawet liderem, a seria gier bez porażki osiągnęła imponujące 23. Ranieri nazywany był cudotwórcą, jednak wystarczyło jedno potknięcie, by stracić wszystko: rzymianie mimo prowadzenia po golu Tottiego przegrali na Stadio Olimpico z Samdporią 1:2, a oba gole dla przyjezdnych zdobył Giampaolo Pazzini. Ta wpadka kosztowała zespół mistrzostwo, bo końcówkę bez porażki zaliczył Inter, który zresztą zgarnął wówczas pamiętną potrójną koronę.
Dość powiedzieć, że z zespołu wyrzucony został pół roku później po porażce z Genoą 3:4, choć jego zespół prowadził już 3:0...
Komentarze