Gol ze 100 metrów i inne rozczarowania. Polacy przed wielkimi turniejami w XXI wieku
Mecze przygotowujące polskich piłkarzy do wielkich turniejów w XXI wieku często nie należały do łatwych. Zdarzały się liczne wpadki, np. z Kolumbią po strzale... z prawie stu metrów. W środę biało-czerwoni, szykujący się do Euro 2016, zagrają w Poznaniu z Serbią.
Przed rozpoczynającym się 10 czerwca turniejem we Francji podopiecznych Adama Nawałki czekają cztery gry kontrolne - w środę z Serbią w Poznaniu, trzy dni później z Finlandią we Wrocławiu, 1 czerwca z Holandią w Gdańsku i 6 czerwca z Litwą w Krakowie. Dzień po ostatnim z tych meczów Polacy wylecą do swojej bazy turniejowej w La Baule.
Żaden z najbliższych rywali biało-czerwonych nie wystąpi w mistrzostwach Europy 2016. To jednak nie oznacza, że zawodników Nawałki czekają lekkie sparingi. W XXI wieku polscy piłkarze nie mieli łatwej przeprawy ze swoimi rywalami w wiosennym okresie przygotowawczym.
W 2000 i 2001 roku kadra prowadzona wówczas przed Jerzego Engela spisywała się świetnie w eliminacjach mistrzostw świata, zajęła pierwsze miejsce w grupie, ale im bliżej było mundialu w Korei Południowej i Japonii, tym wyniki coraz gorsze. W marcu 2002 Polska przegrała w Łodzi z Japonią 0:2, a w kwietniu uległa w Bydgoszczy Rumunii 1:2 (rywale już do przerwy prowadzili 2:0 i mieli kolejne okazje). Nikłe majowe zwycięstwo nad Estonią 1:0 w Warszawie nie rozwiało wszystkich obaw.
Michał Listkiewicz, prezes PZPN w latach 1999-2008, pytany kilka miesięcy temu o życzenia dla obchodzącego urodziny Nawałki, powiedział: "Życzę mu, aby po tym awansie nie było takiego wariactwa, jakie miało miejsce np. po awansie do mistrzostw świata 2002. Świętowano pół roku, a w tym wszystkim troszkę zapomniano, że trzeba jeszcze grać w piłkę".
W Korei Południowej biało-czerwoni przegrali dwa pierwsze spotkania - 0:2 z gospodarzami i 0:4 z Portugalią, tracąc nadzieje na wyjście z grupy.
Do historii polskiego futbolu przeszły dość burzliwe, zwłaszcza w ostatnim okresie, przygotowania piłkarzy do MŚ 2006 w Niemczech. Kadrę prowadził wtedy Paweł Janas. Na początku marca przegrał w Kaiserslautern z USA 0:1. Drużyny musiały walczyć nie tylko ze sobą, ale również z pogodą - gęsto padający mokry śnieg utrudniał normalną grę.
W kolejnych towarzyskich meczach rywale byli mniej wymagający, ale zdarzyła się wpadka - 2 maja kadra Janasa przegrała w Bełchatowie z Litwą 0:1. Dwanaście dni później we Wronkach biało-czerwoni pokonali Wyspy Owcze 4:0, a następnego dnia selekcjoner ogłosił skład na MŚ, w którym zabrakło Tomasza Frankowskiego, Jerzego Dudka czy Tomasza Kłosa.
Ostatni sprawdzian w kraju odbył się 30 maja w Chorzowie (z Kolumbią) i okazał się kuriozalny. Część kibiców gwizdała, protestując przeciwko brakowi w kadrze m.in. Dudka. Na domiar złego biało-czerwoni przegrali 1:2, tracąc gola na 0:2 po strzale... bramkarza rywali Luisa Martineza z jego pola karnego. Tomasz Kuszczak nie zdołał wybić piłki lecącej pod poprzeczkę i gwizdy w Chorzowie stały się jeszcze głośniejsze.
Kadra wyjechała na mundial do Niemiec w niezbyt dobrej atmosferze. Wprawdzie kilka dni później w towarzyskim meczu w Wolfsburgu podopieczni Janasa pokonali Chorwację 1:0, ale - jak się okazało - nie miało to przełożenia na postawę biało-czerwonych w turnieju. Podobnie jak cztery lata wcześniej przegrali dwa pierwsze mecze grupowe (0:2 z Ekwadorem, 0:1 z Niemcami) i stracili szansę awansu do 1/8 finału.
Na kolejnej wielkiej imprezie biało-czerwoni wystąpili dwa lata później - w 2008 roku w mistrzostwach Europy. Drużynę prowadził Leo Beenhakker, stając się po udanych eliminacjach ulubieńcem kibiców.
Ostatnie miesiące przed turniejem w Austrii i Szwajcarii nie były jednak zachwycające. Wprawdzie jeszcze w lutym kadra wygrała na Cyprze m.in. z Czechami 2:0, ale pod koniec marca przyszła wysoka, zasłużona porażka 0:3 z USA w Krakowie. W maju biało-czerwoni zremisowali w niemieckim Reutlingen z Macedonią 1:1 i pokonali skromnie Albanię 1:0 (1200. gol w historii reprezentacji Polski, strzelcem Maciej Żurawski), a na początku czerwca zremisowali w Chorzowie z Danią 1:1.
Sam udział w mistrzostwach Europy zakończył się tak jak w dwóch poprzednich mundialach, czyli na fazie grupowej (jeden punkt w trzech meczach).
Do Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie biało-czerwoni - jako współgospodarze - nie musieli się kwalifikować, więc mogli skupić się na spotkaniach towarzyskich. Nastroje kibiców były dość optymistyczne. Kadra prowadzona wtedy przez Franciszka Smudę w żadnych z wiosennych sprawdzianów przed turniejem nie straciła bramki. Inna sprawa, że niewiele również strzelała.
Najpierw zremisowała bezbramkowo z Portugalią 0:0 na historyczne otwarcie Stadionu Narodowego w Warszawie. Następnie, tuż przed ME 2012, pokonała w austriackim Klagenfurcie Łotwę 1:0, Słowację również 1:0 (jedyna w karierze bramka w reprezentacji Damiena Perquisa), a w Warszawie słabiutką Andorę 4:0.
Sam turniej okazał się jednak dla gospodarzy nieudany i Polacy, zgodnie z niechlubną tradycją swoich występów w XXI wieku, odpadli po fazie grupowej.
Jak teraz biało-czerwoni przepracują ostatni okres przed wielką imprezą? Czy euforia po udanych eliminacjach nie okaże się przedwczesna? W grudniu prezes PZPN Zbigniew Boniek zapewniał w rozmowie z PAP, że wszyscy w kadrze narodowej stąpają twardo po ziemi:
"Jestem spokojny. Myślę, że od góry, czyli od nas, aż do piłkarzy, panuje poczucie własnej wartości, ciszy, inteligencji i nie grozi nam to, co w przeszłości. Pompowanie balonu? Znając polskie realia, wiem, jak to będzie nakręcane. Zapewniam jednak - my niczego nie pompujemy. (...) Żadnych buńczucznych zapowiedzi nie ma. Podchodzimy do tego z dystansem. Myślę, że słynna +choroba pokwalifikacyjna+ nam nie grozi" - powiedział wówczas szef PZPN.
Początek środowego meczu z Serbią, pierwszego w ramach bezpośrednich przygotowań do Euro 2016, o godz. 20.45.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze