Bosacki przed finałem Pucharu Polski: Trofeum przyjedzie do Poznania!
Różnica punktowa w tabeli Ekstraklasy jest bardzo duża między Legią a Lechem, ale nie oznacza to, że Legia jest zdecydowanym faworytem. W zeszłym roku te same drużyny stoczyły wyrównany bój w finale, dlatego teraz spodziewam się tego samego. Z małą różnicą, że tym razem Puchar Polski przyjedzie do Poznania – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl były wieloletni kapitan Lecha Poznań Bartosz Bosacki.
Adrian Janiuk: Czego możemy spodziewać się w finale Pucharu Polski? Ostatnie mecze ligowe Lech i Legia potraktowały z przymrużeniem oka? Obie ekipy delikatnie mówiąc nie zachwyciły.
Bartosz Bosacki: Myślę, że były to bardziej wypadki przy pracy niż potraktowanie ligowych potyczek ulgowo. Ani Legia, ani tym bardziej Lech nie mogą pozwalać sobie na potknięcia w decydującej fazie sezonu. Ci pierwsi nie są jeszcze pewni mistrzostwa, bo Piast wciąż depcze im po piętach. Z kolei „Kolejorz” remisem z Lechią jeszcze bardziej skomplikował swoją sytuację w tabeli ligowej. Jednak jestem zdania, że klimat oraz cała otoczka finału Pucharu Polski wyzwoli w piłkarzach wyjątkowe emocje. Polecam nie sugerować się wynikami ostatnich gier ligowych, bo finałowe starcie będzie zupełnie inną, odrębną historią.
Niezdobycie Pucharu Polski przez Lecha oznacza dla poznaniaków całkowite spisanie sezonu na straty. Dla klubu, którego jest Pan wychowankiem finał z Legią oznacza być albo nie być?
Zdecydowanie tak! Patrząc na sytuację w jakiej znajduje się dzisiaj Lech poniedziałkowy mecz będzie kluczowy, żeby w jakiś sposób wyjść z twarzą i uratować ten sezon. Szanse na zajęcie miejsca na podium w Ekstraklasie są coraz mniejsze, więc zdobycie Pucharu Polski to najprawdopodobniej dla „Kolejorza” jedyna okazja, żeby w następnym sezonie występować w europejskich pucharach.
Zdobycie tego trofeum znacznie poprawi humory w stolicy Wielkopolski?
Wydaje mi się, że trudno będzie przykryć gorycz, która niewątpliwie jest w Poznaniu po takim trudnym sezonie. Być może spojrzenie na kończące się rozgrywki odmieniłby poniekąd triumf w Pucharze Polski oraz dobry start na arenie europejskiej w przyszłych rozgrywkach. Wówczas być może będzie się inaczej patrzyło na powoli dobiegającą końca kampanię 2015/16. Choć z drugiej strony wszyscy w mieście, którym na sercu leży dobro Lecha pamiętają fatalny początek i stąpają twardo po ziemi. Trzeba podkreślić, że źle się to wszystko nie skończyło, bo udało się awansować do grupy mistrzowskiej.
Wciąż aktualnemu mistrzowi Polski nie przystoi na 34. kolejki przegrać aż 15 spotkań. Za Pana czasów byłoby to nie do pomyślenia!
Drużyna, która przed rokiem zdobyła mistrzostwo powinna zdecydowanie lepiej się prezentować. Nie mniej jednak przykład Lecha pokazał, że piłka nożna jest nieprzewidywalna, dlatego ją tak lubimy i kochamy. Nie będę próbował przypomnieć sobie ostatniego tak ciężkiego sezonu. Ale dla porównania kiedy ja miałem okazję zdobywać mistrzostwo Polski z „Kolejorzem” ponieśliśmy trzy porażki w trzydziestu meczach. Chociaż przy tym systemie rozgrywek słyszałem głosy, że Lech wciąż ma szansę na obronę tytułu. Brzmiało to wręcz niewiarygodnie, ale teoretycznie rzeczywiście tak było, bo strata do Legii wynosiła osiem „oczek”. ESA37 sprawiła, że margines błędu jest zdecydowanie większy niż w poprzedniej formule.
Lech ma szansę być równorzędnym rywalem dla Legii w finale krajowego Pucharu? Ostatnie dwa mecze „Kolejorz” wyraźnie przegrał, ale pod wodzą Jana Urbana piłkarze z Bułgarskiej potrafili pokonać „Legionistów” na ich terenie.
Wierzę, że będzie to wyrównany spektakl, tak jak przed rokiem. Lech nie stoi na straconej pozycji. Finał Pucharu Polski rządzi się innymi prawami niż potyczki ligowe. Chwała prezesowi Bońkowi i ludziom z nim współpracującym za to, że prestiż i ranga Pucharu Polski zdecydowanie wzrosły. Pełen Stadion Narodowy działa na wyobraźnię piłkarzy oraz kibiców. Jeszcze niedawno finał tej imprezy był rozgrywany w Bełchatowie czy Bydgoszczy. Nikt zbytnio nie chciał zająć się organizacją meczu finałowego. A teraz jest to niewątpliwie piłkarskie święto w naszym kraju! Dlatego jestem pewien, że w obu drużynach wyzwoli to dodatkowe emocje, które przełożą się na fajerwerki na boisku. Liczę, że finał od pierwszych minut będzie nabierał kolorytów.
2 maja faworytem na Stadionie Narodowym będzie Legia Warszawa czy w finale, w którym o triumfie zadecyduje jeden mecz i dyspozycja dnia nie należy wskazywać pewniaka?
Różnica punktowa w tabeli Ekstraklasy jest bardzo duża między tymi drużynami, ale to nie oznacza, że Legia jest zdecydowanym faworytem. Gdyby do finału dostał się jakiś przypadkowy zespół to wtedy można byłoby mówić o Legii, że to pewniak. W zeszłym roku te same drużyny stoczyły wyrównany bój w finale, więc teraz spodziewam się tego samego. Z małą różnicą, że tym razem Puchar Polski przyjedzie do Poznania.
W ostatnich tygodniach punktem zapalnym na linii Lech - Legia był Nicki Bille Nielsen. Napastnik Lecha podsyca atmosferę. Duńczyk powiedział, że nie nawidzi Legii, czym zjednał sobie kibiców „Kolejorza”. Czy na boisku ma szansę stać się dla fanów z Poznania kimś takim jak do niedawna był Kasper Hamalainen? Widzi Pan w nim taki potencjał, czy jest to tylko zawodnik, który lubi robić wokół siebie dużo szumu?
Nielsen jest w Lechu stosunkowo krótko. Nie da się go jednoznacznie ocenić. Do tego miał problemy zdrowotne, dlatego nie podejmę się już teraz jego oceny. Dajmy mu jeszcze czas, ale mecz finałowy będzie sprawdzianem czy Duńczyk może stać się kimś takim jak Hamaleinen czy Rudnevs. Zobaczymy czy udźwignie presję. W meczu z Legią na Łazienkowskiej pokazał się z dobrej strony. Stwarzał sobie okazje do strzału. Mało brakowało, a strzeliłby ładnego gola, ale wtedy na przeszkodzie stanął słupek.
Jakie są na tę chwilę mocne strony i czym Lech może zagrozić Legii?
Na postawę Lecha duży wpływ ma środek pola, czyli Łukasz Trałka i Karol Linetty. Bez tych dwóch graczy zespół Jana Urbana ma spore problemy. Jeżeli ta dwójka będzie miała dobry dzień i zagra na miarę swoich możliwości to „Kolejorz” będzie o wiele mocniejszy.
Po zakończeniu sezonu trener Jan Urban powinien nadal kontynuować pracę w Lechu?
Na podsumowanie pracy szkoleniowca przyjdzie czas po zakończeniu sezonu. W ogólnym rozrachunku trener Urbana wykonał dobrą robotę przy Bułgarskiej, ale na skrupulatną ocenę nadejdzie moment po ostatnim meczu. Jest to doświadczony szkoleniowiec, który na „rynku” nie pojawił się wczoraj. Na pewno odmienił oblicze drużyny, ale tylko tyle mogę powiedzieć, bo nie znam sytuacji drużyny od środka. Z tego co słyszałem to współpraca z zespołem wygląda tak jak powinna.
Tylko wzmocnienia na poszczególnych pozycjach są Lechowi potrzebne czy konieczna jest całkowita rewolucja po sezonie?
Bardzo istotne jest z kim przyjdzie trenerowi pracować w przyszłym sezonie. Wiadomo, że lista zawodników, którzy mogą odejść jest bardzo długa. Nawet najgłośniejsze nazwiska i piłkarze najbardziej związani z klubem czyli tacy jak Kamiński, Linetty i Kownacki obracają się wśród propozycji transferowych. Nie wydaje mi się, żeby na tym etapie budowania zespołu rewolucja w postaci kolejnej zmiany trenera, czy sprzedaży najlepszych graczy była właściwa. Jeżeli Lech zakwalifikuje się do gry o puchary to nie będzie mógł pozwolić sobie na takie ruchy. Nawet jeśli „Kolejorz” nie będzie walczył o grę na arenie europejskiej to nie można drużyny przewrócić do góry nogami.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze