Finał w cieniu skandalu? Dym na Stadionie Narodowym
Pierwsza połowa finału Pucharu Polski rozpoczęła się od odpalenia rac na trybunach zajmowanych przez kibiców Legii, a w drugiej przebieg spotkania zakłócili bawiący się pirotechniką kibice Lecha. Arbiter przerwał zawody na kilka minut, niestety nie uspokoiło to sympatyków Kolejorza.
Spotkanie na Stadionie Narodowym rozpoczęło się z opóźnieniem. Kibice warszawskiej Legii odpalili race i boisko przez kilka minut było zadymione. W drugiej połowie, po bramce zdobytej przez Legię, doszło do kolejnych incydentów, tym razem ze strony kibiców Lecha. W 74. minucie sędzia Szymon Marciniak był zmuszony przerwać spotkanie, gdy race poleciały w pole karne warszawskiej drużyny.
"Sędzia Szymon Marciniak był wściekły. Powiedział, że wznowi spotkanie dopiero w momencie gdy zgasną wszystkie race na trybunach" – informował z murawy Stadionu Narodowego reporter Polsatu Sport Sebastian Staszewski.
Mecz wznowiono po ośmiu minutach, ale nie przerwało to skandalicznego zachowania kibiców. Kolejne race leciały na boisko, jedną z nich został trafiony w nogę bramkarz Legii Arkadiusz Malarz. Arbiter doliczył blisko kwadrans do podstawowego czasu gry, a na tym przykrym incydencie bardzo ucierpiało samo widowisko.
Przejdź na Polsatsport.pl