Brutalny upadek Yayi Toure. Lider został symbolem porażki

Piłka nożna
Brutalny upadek Yayi Toure. Lider został symbolem porażki
fot. PAP

Koniec Yayi Toure w Manchesterze City zbliża się wielkimi krokami. Iworyjczyk nie będzie chciał współpracować z Pepem Guardiolą, a środowy występ przeciwko Realowi Madryt przelał tylko czarę goryczy.

Trudno zrozumieć, dlaczego Manuel Pellegrini tak długo trzymał na boisko Iworyjczyka. Czy było to związane z brakiem wartościowego zmiennika? Raczej nie, bo na ławce siedzieli przecież Fabian Delph czy też młody napastnik Kelechi Iheanacho, który w ostatnim czasie czaruje w Premier League. W tym momencie każdy byłby lepszy od Yayi Toure, który przeszedł koło meczu. W przenośni i dosłownie. Real nie miał więc problemów, by wygrać skromnie 1:0 i awansować do finału Ligi Mistrzów.

Jeśli myślimy o Yayi Toure, to zdecydowanie ciężko patrzy się na jego aktualną grę. Ciągle mamy przecież w pamięci fantastyczne występy w Barcelonie, gdzie z defensywnego pomocnika przekształcił się w środkowego obrońcę. Później trafił do Manchsteru City i musiał przejść kolejną metamorfozę - tym razem w ofensywnego pomocnika. Po raz kolejny wszystko zagrało, bo w sezonie 2013/2014 strzelił ponad 20 goli, zanotował prawie 10 asyst, ale liczby i tak nie obrazują jego gry. On był po prostu nie do zatrzymania. Każdy przeciwnika drżał, kiedy on nacierał.

Piekielnie silny, ale i ze znakomitym przyspieszeniem - po prostu pomocnik kompletny. Wspominając ważne gole, które dały Manchesterowi City mistrzostwo Anglii, smutno patrzy się na nieporadność Iworyjczka w środowym półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. A nawet nie na nieporadność, tylko brak zaangażowania. Można mówić oczywiście, że wracał po kontuzji, ale skoro nie czuł się pewnie, to mógł to zasygnalizować. A przecież Pellegrini też ma oczy... Toure był ociężały, kompletnie nie radził sobie z drugą linią rywali, która dzięki temu miała gigantyczną przewagę w swojej strefie.

 

Jeszcze w styczniu Toure krytykował werdykt Afrykańskiej Federacji, która za piłkarza roku uznała Pierre'a Emericka-Aubameyanga z Borusii Dortmund. - Jestem bardzo rozczarowany. To smutne, że dokonano takiego wyboru. Promujemy bardziej to, co dzieje się poza Afryką, aniżeli to, co wydarzyło się na kontynencie. Tak nie powinno być, to hańba dla Afryki - mówił. Wcześniej wściekał się o to, że nikt z Manchesteru City nie pamiętał o jego urodzinach, że nie dostał żadnego prezentu, żadnej kartki... Miał swoje problemy, ale wydawało się, że to tylko go zmotywuje.

Niemal przesądzone jest, że Toure w klubie na przyszły sezon nie zostanie. Tuż po tym, jak Manchester City poinformował, że to Pep Guardiola będzie nowym szkoleniowcem, agent piłkarza stwierdził, że jego klient opuści Etihad Stadium. Nie będzie w tym nic dziwnego, ale jego koniec na pewno nie jest taki, jaki być powinien. Nie na to tak ciężko pracował, by teraz fani zapamiętali go jako tego, który był symbolem porażki z Realem - nawet jeśli to historyczny sukces zespołu.

W tym sezonie jego gra nie powala. O ile jeszcze liczby w miarę go bronią - 8 goli i 7 asyst - to styl pozostawia wiele do życzenia. Bardzo często prezentuje się, tak jak w tym pechowym starciu z Realem, czyli brakuje mu zaangażowania. Czy już czuje gorący kontrakt w Chinach? Chyba jeszcze na to za wcześnie, bo Manchester City wciąż ma o co grać. Wychodzi jednak na to, że będzie musiał to zrobić bez swojego lidera środka pola. A raczej byłego już lidera...

Jakub Baranowski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie