Pindera: Wygrany narzeka, pokonany się cieszy
Mariusz Wach odniósł kolejne zwycięstwo na zawodowym ringu, ale z Brazylijczykiem Marcelo Nascimento walczył bardzo słabo. Wach (32-2,17 KO) poprawił bilans stoczonych pojedynków, ale wcale się nie dziwię, że po wygranej w Kędzierzynie Koźlu miał markotną minę. – Styl robi walkę, a on wybitnie nie pasował mi stylowo. Brakowało mi wszystkiego – narzekał Polak i to chyba jest najlepszy komentarz do tego co widzieliśmy w jego walce z Nascimento (22-13, 19KO).
Wachowi faktycznie nic nie wychodziło. Wydawało się, że mierzący 196 cm pięściarz z San Paulo będzie rywalem, jak kiedyś mówił Angelo Dundee: skrojonym na jego potrzeby. Z jednej strony przewidywalny w ataku, z drugiej dziurawy w obronie.
A Wach przecież potrafi zadawać ciosy proste. Teoretycznie sukces powinny przynieść mu proste akcje: zablokowanie obszernego prawego cepa i prawy prosty lub sierpowy, którym powinien skosić Brazylijczyka, który wielokrotnie w swojej karierze padał na deski. A „Wiking” ma przecież głowę z betonu. Pokonali go tylko Władimir Kliczko i Aleksander Powietkin, a więc najlepsi z najlepszych.
Teraz niewiele jednak brakowało, by do tego szacownego grona dołączył ktoś taki, jak jego sobotni rywal. – Jestem przekonany, że gdyby ten pojedynek miał miejsce w Brazylii, to ja byłbym zwycięzcą – powiedział mi Nascimento, wyraźnie zadowolony ze swojej postawy. I choć sędziowie ogłosili jego przegraną ( jeden z nich punktował zdecydowanie za wysoko dla Wacha), to on podkreślał, że cieszy go to, ja walczył.
- Zrobiłem wszystko, to co chciałem. Naprawdę czułem się lepszy, ale nie narzekam, bo wiem na czym polega ten biznes – powiedział na zakończenie.
A Wach w odróżnieniu od niego narzekał, i słusznie. Powrót po kilkumiesięcznej przerwie nie był udany i on sobie doskonale z tego zdaje sprawę. Brakowało szybkości, dynamiki i pomysłu na walkę. Choć pomysł ponoć był, tyle, że nie było widać, żeby Wach próbował go realizować. Nieporadność Polaka w tym pojedynku była bardzo denerwująca, bo może przecież oznaczać, że jego czas powoli się kończy. On sam ma jednak nadzieję, że będzie lepiej, że to był tylko gorszy dzień, a wszystkiemu winny niewygodny styl Brazylijczyka, z czym niestety trudno się zgodzić.
Pamiętajmy, że po przegranej z Aleksandrem Powietkinem pod koniec minionego roku, Polak poddał się operacji stopy i dość długo wracał do pełnej sprawności. Jego waga (ponad 118 kg) też wskazuje na to, że nie był najlepiej przygotowany. Wach w Kazaniu walczył o swoją wolność, teraz to on decyduje o wszystkim. Wyraźnie to podkreślił w studiu Polsatu, już po walce z Nascimento. Ale czy brak promotora, to dobre rozwiązanie? Mam wątpliwości. U Mariusza Grabowskiego „Wiking” występuje przecież gościnnie.
Mimo słabej postawy w starciu z Marcelo Nascimento, wciąż mam wrażenie, że Wacha stać na więcej. Ale tylko wtedy, gdy podejmie radykalne decyzje dotyczące jego bokserskiej przyszłości. Inaczej będzie taki, jak w sobotnim pojedynku, czyli nijaki, bez najmniejszych szans na skuteczną konfrontację z pięściarzami lepszymi od Nascimento, a takich przecież w wadze ciężkiej nie brakuje.
Komentarze