Finał Ligi Mistrzów: 12 gniewnych ludzi. Banda Simeone w drodze po chwałę
Jedenastu wojowników plus jeden dowódca. Tak w skrócie wyglądało Atletico Madryt w kończącym się powoli sezonie. Banda prowadzona przed Diego Simeone była mieszanką piłkarzy zarówno niechcianych w innych klubach, przeżywających drugą młodość, jak i młodych, głodnych sukcesów. Wszystkich ich łączyła jednak jedna cecha - niesamowita wręcz determinacja w dążeniu do celu, a także chęć udowodnienia czegoś wszystkim i samemu sobie.
Koszmar z przeszłości
24 maja 2014 roku, Estadio da Luz w Lizbonie. Finał Ligi Mistrzów mają rozstrzygnąć pomiędzy sobą dwa kluby z Madrytu: Real i Atletico. "Królewscy", którzy mieli nieco łatwiejszą drabinkę, są faworytem. "Rojiblancos" do finału awansowali rozbijając po drodze Milan, zatrzymując Barcelonę (podobnie jak w obecnym sezonie w ćwierćfinale), a na koniec pokonując Chelsea na Stamford Bridge. Żelazne płuca, determinacja i waleczność to cechy, jakie pozwoliły piłkarzom Simeone zapewnić sobie bilety do Lizbony. Finał zaczynają genialnie. Diego Godin wyprowadza drużynę ich na prowadzenie. Potem mogą robić to, co lubią najbardziej -, bronić się i groźnie kontratakować. Przez godzinę robią to niemal bezbłędnie, aż w końcu przychodzi 93. minuta. Rzut rożny dla Realu wykonuje Luca Modrić, Sergio Ramos urywa się obrońcom i doprowadza do wyrównania. W dogrywce Atletico traci trzy bramki i nie zdobywa pierwszy raz w swojej historii pucharu Ligi Mistrzów (wcześniej Pucharu Europy). Madryt płakał, Madryt się cieszył!
Stary dobry Simeone
Od tamtego meczu minęły już dwa lata, a w Atletico poza roszadami kadrowymi nic się nie zmieniło. Simeone nadal emocjonalnie przeżywa każdy mecz, czasami wydaje się, że sam najchętniej wbiegłby na boisko. Atletico nadal gra ultra defensywny futbol i, zdaniem niektórych ekspertów, zabija ten sport. Argentyńczyk jednak ma gdzieś krytyków. Bronią go wyniki. Po pierwsze, finał Ligi Mistrzów, już drugi w ciągu trzech lat. Po drugie, Atletico praktycznie do ostatniej kolejki walczyło o triumf w Primera Division. Po trzecie, w tym sezonie "Rojiblancos" już raz pokonali Real. Wszystko to powoduje, że zarzuty pod adresem Simeone są bezpodstawne. W tym aspekcie Argentyńczyk nieco przypomina Jose Mourinho - , Też jest jedyny w swoim rodzaju, a jego styl prowadzenia drużyny jest bardzo podobny do Mou. Simeone ma jednak lepszy kontakt z zawodnikami. W przeciwieństwie do Portugalczyka nie pali za sobą mostów, a w Madrycie nikt nawet nie pomyślałby o podziękowaniu za współpracę 46-latkowi. Kiedy Simeone przejmował obowiązki trenera w sezonie 2011/2012 drużyna była w rozsypce. Słabe wyniki spowodowały, że Atletico potrzebowało zmiany – „dobrej zmiany”. Menedżer postawił na swoje metody. Pierwszy sezon zakończył na piątym miejscu, ale od 2013 roku nie spadł poniżej pierwszej trójki, w tym wygrywając ligę w 2014 roku. Szkoleniowiec "Colchoneros'' stworzył w stolicy coś z niczego. Mimo kilku zmian kadrowych w porównaniu z 2014 rokiem teraz pozostał szkielet drużyny. Na dodatek trener potrafił wykrzesać ile się da z niektórych zawodników.
11 gniewnych ludzi. Bramkarz i defensywa receptą na sukces!
Zacznijmy od najważniejszej formacji, bez której nie było by sukcesów Atletcio. Na pierwszy plan Jan Oblak. 23-latek o świetnych warunkach fizycznych już w poprzednim sezonie pokazywał się ze świetnej strony, ale w obecnych rozgrywkach jego talent wystrzelił. W lidze rozegrał wszystkie mecze, puszczając zaledwie 18 bramek! Słowak 24 razy zachowywał czyste konto, a na dodatek wybrany został do jedenastki sezonu. Sam bramkarz byłby jednak bezradny gdyby nie świetna formacja obronna. Przywódcą defensywy jest bezdyskusyjnie Diego Godin. Argentyńczyk, który świetnie pamięta gorycz porażki z 2014 roku. To on otworzył wtedy wynik i to on nie pokrył Ramosa w 93. minucie. Teraz 30-latek to prawdziwa ostoja ekipy z Vicente Calderon i razem z Jose Gimenezem, czy też rzadziej w tym sezonie ze Stefanem Saviciem, stanowi zaporę nie do przejścia. Boki obrony również zabójcze. Lewa flanka Felipe Luiz, który po nieudanej przygodzie w Chelsea odbudował formę w Madrycie. Do tego na prawej stronie niezwykle doświadczony Juanfran.
Stachanowcy o żelaznych płucach
Pomoc jest tą formacją, o której najczęściej zapomina się mówiąc o Atletico. To druga linia zostawia najwięcej zdrowia w każdym spotkaniu. Gabi, który z klubem z Vicente Calderon jest związany praktycznie całe życie. To prawdziwy kapitan i dobry duch zespołu. Do pomocy Augusto Fernandez, lub też Tiago, który w klubie jest również długo. Razem z Gabim na boisku są praktycznie wszędzie. Na boku Koke, już teraz będący ważnym elementem kadry Vicente del Bosque. No i oczywiście odkrycie sezonu Saul Niguez, którego akcją z półfinałowego meczu z Bayernem zostanie zapamiętana na długo. Droga 21-latka na piłkarskie salony nie była łatwa. Zaczynał w Realu, ale jako dzieciak przeżywał tam koszmar. Koledzy na niego donosili, nieraz kradziono mu buty czy też jedzenie. Zdecydował się na przenosiny do lokalnego rywala i jak widać był to strzał w dziesiątkę. Oczywiście duże znaczenie mają również rezerwowi, którzy często potrafią dużo wnieść do zespołu. Najczęściej z ławki pojawiał się Yannick Ferreira Carrasco oraz Oliver Torres, ale w Atletico nikt nie obraża się na szkoleniowca. Każdy zna swoją rolę w drużynie, i rzadko kiedy sprzeciwia się decyzjom Simeone.
Cudowne dziecko i odrodzony Torres!
Linie ofensywną tworzy para zawodników o zupełnie innej charakterystyce. Antoine Griezman - cudowne dziecko francuskiej piłki, zawodnik o świetnej technice, już teraz uznawany jest za jednego z najlepszych piłkarzy świata. Nie dziwi fakt, że interesują się nim tacy potentaci finansowi jak Manchester United. Drugi z tego duetu - Fernando Torres. Swoją przygodę zaczynał na Vicente Calderon, potem skusiły go pieniądze. O ile w Liverpoolu grał dobrze i był gwiazdą, to epizody w Chelsea czy też Milanie były totalną porażką. "El Nino" wrócił do Hiszpanii i pod okiem Simeone odbudował formę. Jego brak w szerokiej kadrze La Furia Rocha na Euro 2016 okrzyknięto sensacją. Co ciekawe niedawno internet obiegło zdjęcie z jednego z meczów Atletico gdzie Torres był kapitanem Simeone, gdy ten był jeszcze piłkarzem ”Rojiblancos”. Teraz sytuacja się odwróciła, a napastnik pod skrzydłami byłego partnera z boiska przeżywa drugą młodość.
Dwa oblicza Madrytu
W sobotni wieczór hiszpańska stolica będzie podzielona. Faworyta ciężko wskazać. Real wbrew pozorom nie ma za sobą dobrego sezonu. Fatalny początek, wysoka porażka z Barceloną, odpadnięcie, w dość niecodziennych okolicznościach z Pucharu Króla, nie zapowiadały udanego roku. ”Królewscy” w porę zorientowali się, że ich przygoda z Rafą Benitezem nie przynosi nic dobrego. Przyszedł Zenedine Zidane i od tego czasu zespół odnosił same sukcesy. Pokonał Barce na Camp Nou i awansował do finału Ligi Mistrzów. Żadnego usprawiedliwienia nie będą mieli jednak piłkarze ”Los Blancos” , jeżeli finał przegrają. Oznaczałoby to, że Real nie zdobędzie żadnego trofeum, a to w Madrycie jest niewybaczalne. Ciśnienie ciąży, więc na piłkarzach Zidane’a. To może być przewagą Atletico, ale z drugiej strony na podopiecznych Simeone ciąży presja sukcesu. Jeszcze nigdy nie wygrali najważniejszego tytułu w Europie. Może uda im się tym razem. Czas pokaże. Jedyne pewne jest to, że Madryt znowu zapłacze, Madryt znowu będzie się cieszył!
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze