Finał NBA dla Cavs: Miliarderzy też płaczą

Koszykówka
Finał NBA dla Cavs: Miliarderzy też płaczą
fot. PAP

Zaraz po siódmym meczu fianłów, cała ekipa Cavaliers poleciała z Oakland do Las Vegas, by w nocnym klubie Steve Wynn’a “XS” świętować do poniedziałku pierwszy tytuł w historii klubu. Rachunek był podobno sześciocyfrowy, ale na pewno chętnych do zapłaty bylo wielu. Koszykarze Cleveland przeszli do historii, ich lider LeBron James, tylko to miejsce ucementował. I udowodnił, że miliarderzy też płacza.

Kiedy w 1996 roku zaczynały się finały NBA, koszykarze Chicago Bulls przyszli na trening w koszulkach z napisem: “72-10. Nie ma znaczenia, jak nie ma pierścienia”. Przed zakończonymi w sobotnią noc w Oakland finałami, Golden State Warriors pobili rekord Bulls, kończąc sezon zasadniczy z dorobkiem 73 zwycięstw i tylko 9 porażek. W finale z Cleveland Cavaliers,  prowadzili 3-1, słysząc co pięć sekund, że nikt historii finałów takiego prowadzenia nie oddał.  Nikt z nas dziś nie wie czy może sami uwierzyli, że już są mistrzami, że kolejne mecze to tylko formalność. Co wiemy na pewno – Cavaliers nigdy nie uwierzyli, że już nie mają o co grać. LeBron James o to zadbał. Niepobijalne rekordy (co udowodnili sami Warriors w sezonie zasadniczym) są o to, żeby je poprawiać.

 

HERO BALL. Bardzo popularne w tegorocznych playoffs – kiedy jeden koszykarz chce sam wygrać mecz, zostać jego bohaterem. Prawie  nigdy nie wychodzi… jeśli się nie ma bohaterów. Statystyki trzech ostatnich meczów LeBrona Jamesa: 41 pkt, 41 pkt oraz w siódmym meczu “triple double”: 27 punktów, 11 zbiórek, 11 asyst plus dwa przechwyty i trzy zablokowane rzuty. “Hero Ball” Kyrie Irvinga, rzut za trzy na 53 sekundy przed końcem meczu miał znaczenie tylko dlatego, że “The King” najpierw dwukrotnie zablokował, a później przechwycił pod koszem podanie koszykarzy z Golden State. Irving, który udowodnił w tych finałach, że ofensywie jest jednym z najlepszych koszykarzy świata, tylko z niedowierzaniem kiwał głową na konferencji prasowej opisując grę Jamesa. “Dziś oglądałem mecz, który LeBron skomponował jak Beethoven” – mówił Irving. To są słowa, które po meczach słyszymy od koszykarzy… którzy nie mają statusu gwiazdy Irvinga.

 

STATYSTYKI HISTORII. Czytanie statystyk tegorocznych finałów, to lektura, która niedługo trafi do historii National Basketball Association. Kilka przykładów:

 

- James jest tylko trzecim koszykarzem w historii siódmego meczu finałów (obok Jamesa Worthy i Jerry Westa, obaj LA Lakers), który zanotował “triple double”.

- Tylko LeBron James i Kareem Abdul-Jabbar wywalczyli puchar MVP finałów grając w różnych zespołach. James – Miami, Cleveland, Jabbar – Los Angeles, Milwaukee.

- James jest pierwszym graczem w historii, który w CAŁEJ SERII FINAŁOWEJ był liderem statystycznym w pięciu głównych kategoriach meczowych NBA (punkty, zbiórki, asysty, bloki, przechwyty). W OBU drużynach.

 

27 GRUDNIA, 1964. To ostatni raz, kiedy stolica stanu Ohio mogła cieszyć się z mistrzowskiego tytułu. Wtedy bohaaterem był grający w fubolowym Cleveland Browns Jim Brown.  19 czerwca, 2016: “To dla was, Cleveland. Zasłużyliście na to” – krzyczał płacząc podczas wywiadu LeBron James. 31-letni James jest wart blisko milliard dolarów, może grać w miejscach (znacznie) piękniejszych niż Cleveland, ale chciał zrobić coś specjalnego. Dla niego historia zatoczyła niezwykłe koło – ci sami ludzie, którzy 8 lipca 2010 roku, kiedy ogłaszał odejście do Miami Heat, palili publicznie koszulki Jamesa, świetowali do poniedziałkowego rana, skandując jego nazwisko. “Wiem, czego życie mnie nauczyło przez ostatnie cztery lata, kiedy nie grałem w domu. Ale wiedziałem, że jak będzie szansa, jak będą właściwi ludzie, to pomogę drużynie dotrzeć tam, gdzie jeszcze nigdy nie była. O to naprawdę chodziło”. Gdyby chciał, James może odejść z Cleveland (nie ma wiążacego kontraktu) już dziś, ale teraz już nikt jego koszulek z numerem 23 nie będzie palił. Kibice będą je oprawiać w ramki.

 

LAS VEGAS: Jak świetować, to jak raz na 54 lata. Zaraz po meczu, cała ekipa Cavaliers poleciała z Oakland do Las Vegas, by w nocnym klubie Steve Wynn’a “XS” świętować do poniedziałku pierwszy tytuł w historii klubu. Rachunek był podobno sześciocyfrowy. I nie zaczynał się od 1.

 

PRZEGRANI… CZEKAJĄ NA DURANTA?  Stephen Curry siedział  w szatni Warriors, przez prawie piętnaście minut. Głowa w rękach, w pełnym stroju, jakby nie wierzył, że ciągu jednego meczu rozmowy o (prawie) legendarnej drużynie zamieniły się w słowa “może nam się uda w przyszłym roku”. Przez 82 mecze sezonu zasadniczego, Golden State Warriors przegrali tylko 9 meczów. Czyli tyle…ile w 24 meczach playoffs. “Jesteśmy w szoku. Myśleliśmy, że wygramy” - powiedział po meczu trener Warriors, Steve Kerr. Nikt lepiej niż były gracz Chicago Bulls nie wie, jak trudno wygrać kolejne mistrzostwa – od 1969 roku udało się to tylko ośmiu drużynom. Tylko wspólne 31 punktów dwójki Curry-Thompson  w meczu, który decydował o wszystkim pokazały, że recepta “rzucamy za trzy więcej niż ktokolwiek inny w historii” sprawdza się w sezonie zasadniczym – ale niekoniecznie w playoffs. Warriors będą mieli wystarczająco wiele pieniędzy by podpisać kontrakt z Kevinem Durantem, piekąc dwie pieczenie przy jednym ogniu – osłabiając Oklahoma City Thunder, najgroźniejszego rywala w Konferencji Zachodniej i pozyskując jednego z najlepszych graczy NBA. “W przyszłym roku zrobimy wszystko, by być jeszcze lepszą drużyną” – mówi Kerr. To przeklęte (dla kibiców Warriors) “w przyszłym roku”…  

Przemek Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie