Kmita: I po mistrzostwach

Piłka nożna
Kmita: I po mistrzostwach
fot. Cyfrasport

Przeleciały cztery, piłkarskie tygodnie jak z bicza strzelił. Minęły szybko, za szybko, no i cóż zrobimy czekając na kolejny duży piłkarski turniej? Oczywiście musimy być cierpliwi, ale już dzisiaj wiadomo, że ani w roku 2018 na Mistrzostwach Świata w Rosji, ani w 2020 na ekstrawaganckim "paneuropejskim" Euro, a tym bardziej na katarskim Mundialu w 2022 nie zbuduje się podobnej atmosfery do tego, co przeżyliśmy we Francji.

Euro 2016 zapamiętamy, wbrew początkowym obawom, jako turniej bezpieczny, emocjonujący, zaskakujący i co najważniejsze radosny dla nas - Polaków. Wszak dawno, bardzo dawno nie graliśmy pięciu meczów w wielkim turnieju. Dawno nie wygraliśmy dwóch meczów w fazie grupowej. Nigdy nie straciliśmy tylko dwóch bramek w turnieju, i nigdy nie odpadliśmy nie przegrywając meczu w regulaminowym czasie. Słowem był to dla nas turniej niezwykły i szczęśliwy, a duch czasów Kazimierza Górskiego, Jacka Gmocha i Antoniego Piechniczka unosił się nie tylko nad telewizyjnym studiem Euro, ale i na "uśmiechniętych" polskich i francuskich ulicach.

 

Więcej, tej radości było co nie miara nie tylko pod Wieżą Eiffela, ale także na ulicach Reykjaviku, Cardiff, Budapesztu, Dublina, Belfastu, a nawet Tirany. Nigdy wcześniej drużyny z peryferiów wielkiego futbolu nie napędziły tyle strachu utytułowanym mistrzom i nigdy wcześniej skład ósemki ćwierćfinalistów nie miał tak egzotycznej konfiguracji. Przypadek Islandii i Walii przywrócił nadzieję, że w futbolu, najpiękniejszej z wszystkich gier, wciąż każdy Dawid ma szanse na wygraną z każdym Goliatem. Słowem było emocjonująco, sensacyjnie, pięknie, a w tym wszystkim - my Polacy, chwaleni przez media całej Europy.

 

W Polsce podobnie - powszechny entuzjazm i poczucie sukces nie opadły nawet po nieudanym strzale Kuby Błaszczykowskiego. Huczne powitania poszczególnych piłkarzy w ich rodzinnych miejscowościach przypomniały stare, dobre czasy. Może to efekt trzech dekad wielkiej smuty, a może naturalna reakcja ludzi kochających biało-czerwonych. Jest w tym jednak pewne niebezpieczeństwo, o którym wspomina w wywiadach prezes Zbigniew Boniek, twierdząc, że my - Polacy, lubimy unosić się na falach wyżej niż one same nas niosą. I to tak samo, na tych złych, jak i na tych dobrych. Więc może dzisiaj, nie odmawiając wielkiego sukcesu drużynie Adama Nawałki, w oczekiwaniu na kolejne sukcesy polskiej drużyny, warto zauważyć, że ta drużyna wciąż jest w budowie. Nadal szukamy klasycznej "dziesiątki", bez której Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik nigdy nie będą strzelać wielu bramek. Już szukamy następców Kuby Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka, bo lepiej niż we Francji już raczej nie zgrają. Ich koledzy z reprezentacyjnej obrony i pomocy też już tacy najmłodsi nie są, więc roboty przed Nawałką co niemiara. A jakie są nasze ambicje? Oczywiście wciąż, niezmiennie, na miarę jednej z ośmiu, najlepszych drużyn Europy.

Marian Kmita/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Gruzja - Grecja. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie