Były piłkarz Realu, który "przepił" karierę: Raz miałem spotkanie z Jezusem...

Brazylijczyk od dawna nie robi ze swojego nałogu tajemnicy. - Jestem facetem, który nie może wypić jednego czy dwóch drinków. Muszę pić do nieprzytomności - wyjawił jakiś czas temu.

Okazuje się, że do kieliszka zaglądał już w roku 2005, kiedy to trafił do Realu. Przed czteroma laty wyznał, że po wielkim transferze, do głowy uderzyła mu "sodówka". Ponoć oprócz treningów, liczyły się dla niego jedynie alkohol i imprezy. Balował w klubach do białego rana, forsując kolejne bariery wstydliwego nałogu.

Cicinho w samej rundzie wiosennej sezonu 2005/06 rozegrał 24 mecze. Można sobie tylko wyobrazić, jak bardzo jego organizm musiał być wycieńczony. Nic dziwnego, że Real wkrótce z niego zrezygnował. Nadzieje na opamiętanie okazały się jednak płonne.

- Mówili mi, że jeśli nie zmienię stylu życia, to umrę. Paliłem po dwie paczki papierosów dziennie. Trenowałem w Romie, ale i tak wiedziałem, że nie zagram. Nie przestawałem więc pić. Raz miałem nawet spotkanie z Jezusem po wypiciu 18 caipirinhas (brazylijski koktajl - red.) i 14 piw - przyznał piłkarz.

W stolicy Włoch Brazylijczyk bawił w latach 2007-2010. Już wtedy próbował terapii odwykowych, które jednak - jak stwierdził - "nie sprawdzały się w jego przypadku".

Co jednak najbardziej zdumiewające, jego zupełnie niesportowy tryb życia pozwolił mu nadal grać w piłkę. Przez trzy sezony w tureckim Sivassporze (lata 2013-16) wystąpił w sumie w 102 meczach, notując przy tym trzy bramki i aż 30 asyst.

Od 1 lipca pozostaje bez pracy. Ma 36 lat. Mimo wszystko, jeśli nawet nie czuje się w pełni spełniony, jego kariera i tak zakrawa o cud. Aż strach pomyśleć o konsekwencjach...