Pindera: Do raju było blisko

Piłka ręczna
Pindera: Do raju było blisko
fot. PAP

Takie mecze jak ten z Danią będą się śnić latami. Piłkarze ręczni byli o jedną bramkę od finału igrzysk w Rio.

Wielkie zrywy to nasza specjalność, i to w każdym wydaniu, nie tylko sportowym. Piłkarze ręczni w fazie grupowej grali słabo, nie dawali nadziei na wielkie występy i medal. Do ćwierćfinału dostali się kuchennymi drzwiami i prawdę mówiąc ich szanse  w starciu  z Chorwacją nie wyglądały najlepiej. A jednak Polak potrafi, szczególnie Karol Bielecki i bramkarz Piotr Wyszomirski. Ten pierwszy rzucił Chorwatom 12 bramek i był bohaterem tego spotkania, podobnie jak Wyszomirski, który szybko zastąpił Sławomira Szmala.

 

W półfinałowym spotkaniu było podobnie. Duńczycy bali się jak ognia Bieleckiego, który mimo ograniczonego widzenia (jedno oko stracił przed laty podczas meczu, właśnie z Chorwacją) jest czołowym snajperem olimpijskiego turnieju, ale tak naprawdę przestraszyli się Wyszomirskiego. To co wyprawiał bowiem nasz bramkarz nie mieściło się w głowie. Bronił w nieprawdopodobnych sytuacjach, wygrywał pojedynki jeden na jeden. W pewnych momencie Duńczycy nie wiedzieli już co robić, tracili powoli nadzieję, że mogą go pokonać. Gdyby wtedy Polacy potrafili zdobyć kilka goli, mecz byłby rozstrzygnięty.

 

A tak doszło do dogrywki, która rozpoczęła się fatalnie dla naszego zespołu. Rywale wyszli na prowadzenie trzema bramkami, po pierwszej części doliczonego czasu gry wygrywali 29:26 , a w drugiej, choć ani razu nie pokonali Wyszomirskiego, zdołali utrzymać przewagę (29:28) i to oni, nie Polacy, zmierzą się w walce o złoto z Francją. A nasz zespół zagra o brązowy medal z Niemcami, który uległ Trójkolorowym, podobnie jak nasi piłkarze ręczni Duńczykom, jedną bramką.

 

Jedno jest pewne, to będzie kolejna, wielka wojna z udziałem naszej drużyny, która zostawi na boisku serce i wszystko co ma. Ale czy to wystarczy do zwycięstwa nad Niemcami? Nikt tego nie wie. Na papierze więcej szans daje się naszym rywalom, ale prawda jest taka, że w olimpijskim turnieju nie ma zdecydowanych faworytów, no może poza Francuzami, prawdziwymi mistrzami w swoim fachu. Chorwaci byli przecież uważani za lepszych w starciu z Polakami i opuszczali boisko w niesławie. Z kolei przed meczem z Danią uważano, że z kim jak z kim, ale z nimi mamy największe szanse na zwycięstwo, bo ponoć potrafimy z nimi grać. Tyle, że końcowe rezultaty zaprzeczyły tym opiniom.

Sprawdza się tylko to, że w takich wielkich, dramatycznych meczach zawsze ktoś w naszej ekipie gra wspaniałą solową partię. Z Chorwatami bohaterem był niesamowity Karol Bielecki, który w kierunku bramki rywali miotał nieprawdopodobne pociski, a z Danią Wyszomirski, teoretycznie nasz rezerwowy bramkarz, jeszcze lepszy niż w starciu z Chorwacją, który potrafił po raz kolejny zamurować swoją niewielką świątynię niezwykle skutecznie.

 

I jeśli zrobi to również w meczu o brązowy medal z Niemcami, a Bielecki lub ktoś inny pokaże jak się zdobywa bramki, to faworyt wcale nie musi zejść z boiska z medalem. To są igrzyska, tu nie ma pewniaków, tu przegrywają najlepsi i najwięksi z mistrzów.

Janusz Pindera z Rio de Janeiro, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie