Polski olimpijczyk z Meksyku: Koszykówka w Australii czyni stałe postępy

Koszykówka
Polski olimpijczyk z Meksyku: Koszykówka w Australii czyni stałe postępy
fot. PAP

Bolesław Kwiatkowski, były czołowy polski rozgrywający, olimpijczyk z Meksyku, który na stałe mieszka w Sydney, z uwagą śledził turniej koszykarzy na igrzyskach w Rio de Janeiro i występy drużyny Australii. - Koszykówka w tym kraju czyni stałe postępy - ocenił.

Mieszkający od 1981 roku w Australii Kwiatkowski w reprezentacji Polski rozegrał 114 spotkań, zdobywając 617 pkt. Z drużyną prowadzoną przez trenera Witolda Zagórskiego zdobył m.in. brązowy medal (Helsinki, 1967) i czwarte miejsce (Neapol, 1969) w mistrzostwach Europy, zajął szóstą lokatę w igrzyskach olimpijskich w Meksyku (1968) i piątą w mistrzostwach świata w Urugwaju (1967).

 

W tych ostatnich Polacy ustąpili pola tylko światowym potęgom - ZSRR, Jugosławii, Brazylii i USA. Był to pierwszy i zarazem ostatni występ koszykarzy znad Wisły w czempionacie globu. Tego osiągnięcia biało-czerwoni już nie powtórzyli aż do chwili obecnej. - Wówczas byłem przekonany, że to jest dopiero początek naszych występów w mistrzostwach świata. W tym samym 1967 roku w ME w Helsinkach zajęliśmy przecież trzecie miejsce. Dwa lata później w kolejnym czempionacie Starego Kontynentu w Neapolu przegraliśmy w półfinale dwoma punktami z Jugosławią (74:76 - przyp. red.) i taką samą różnicą mecz o brązowy medal z Czechami (75:77). Byliśmy wściekli, że uciekł nam medal, szczególnie po porażce z Jugosławią. Pamiętam tamten mecz, bo miałem za zadanie kryć rozgrywającego rywali Ivo Daneu, który rzucał hakami z niesamowitych pozycji. Powiedziałem sobie, że jak nie rzuci mi tym hakiem zbyt wielu, to wygramy. Nie uzyskał więcej niż 10, ale trener zdjął mnie jednak z boiska i zaczął go kryć Włodek Trams. On był świetnym zawodnikiem ataku, ale w obronie nie był już tak efektywny - wspomniał były gracz AZS AWF Warszawa.

 

Kwiatkowski, który w 1970 roku został uznany najlepszym koszykarzem w kraju, podkreślił, że w drugiej połowie lat 60. Polska zaliczała się do europejskiej i światowej czołówki. - Czuliśmy, że wtedy tylko Rosjanie byli od nas mocniejsi. Nie mogliśmy im się przeciwstawić, bo mieli wyższych i o wiele sprawniejszych graczy podkoszowych oraz bardzo dobrych zawodników obwodowych. Każdą inną reprezentację byliśmy w stanie pokonać. Podstawą sukcesów była koleżeńskość i zgranie zespołu oraz to, że zawodnicy pełniący role rozgrywających byli prawdziwymi konstruktorami gry. W wyćwiczonych zagrywkach śledziliśmy ruchy wysokich graczy i obsługiwaliśmy ich w tempo podaniami, gdy znajdowali się na pozycjach rzutowych. Potem zaczęto hołdować zasadzie "kto rzuci więcej", np. Młynarski czy Kijewski, a prasa epatowała czytelników indywidualnymi wyczynami - wspomniał.

 

W rozgrywkach ligowych urodzony 28 lipca 1942 roku koszykarz reprezentował barwy AZS AWF Warszawa, z którym zdobył m.in. mistrzostwo (1967) i wicemistrzostwo Polski (1962). W 1968 roku został powołany do reprezentacji Europy na tradycyjną galę FIBA. Na mecze imponujących widowiskową, błyskotliwą grą "Czarodziejów z Bielan" przychodziło wielu jego znajomych z Żoliborza, gdzie mieszkał oraz kolegów z liceum Lelewela. - Miałem wielu kibiców ze środowiska artystycznego. Na nasze mecze przychodzili znani z telewizyjnego programu +Wielokropek" Jasio Kociniak i Janek Kobuszewski, także Andrzej Zaorski. Żony Kociniaka i Zaorskiego były siostrami-bliźniaczkami. Wszyscy z Żoliborza. W naszej klasie w liceum litera "K: miała mocną reprezentację. Moimi sąsiadami w dzienniku byli Felek Kuroń, brat Jacka, Antoni Kantecki, potem profesor na SGPiS, który razem z Balcerowiczem reformował polską gospodarkę czy Marcin Kula, znany dziś profesor nauk humanistycznych - przypomniał.

 

W latach 70. Kwiatkowski przeniósł się do Łodzi, gdzie występował w tamtejszym ŁKS, a potem był trenerem tego zespołu, zdobywając m.in. brązowy medal MP w 1978 roku. W sierpniu 1981, gdy w klubie zrezygnowano z finansowania sekcji, wyjechał do Australii. Po ogłoszeniu w Polsce stanu wojennego postanowił zostać tam na stałe. Mieszka w Sydney.

 

Z zainteresowaniem śledził występy australijskich reprezentacji na igrzyskach w Rio de Janeiro. - Kobietom i mężczyznom początkowo szło w turnieju bardzo dobrze. Koszykarki bardzo liczyły, że zagrają o złoto. Przegrały jednak dramatycznie, bo dwoma punktami, z Serbią w ćwierćfinale. Mężczyźni też przymierzali się do finału z Amerykanami. W pierwszym meczu w grupie grali przecież z nimi jak równy z równym. Przegrali jednak w półfinale po tragicznym meczu, także z Serbią, którą wcześniej pokonali. Tę porażkę przyjęto w kraju z olbrzymim rozczarowaniem. Była jedyna wpadka, bo z Hiszpanią o brąz grali już "łeb w łeb". Pięć sekund przed końcem został im gwizdnięty faul, którego nie było - ocenił.

 

Koszykarze z antypodów skończyli igrzyska na czwartym miejscu. Nie udało im się sięgnąć po pierwszy olimpijski medal, ale to właśnie Australia jest uważana za reprezentację, która już w niedalekiej przyszłości najbardziej może zagrozić w mistrzowskich imprezach niepokonanym od sześciu lat Amerykanom. - Koszykówka w Australii czyni stałe postępy i jest coraz popularniejsza. Ta w wydaniu męskim ma to do siebie, że najlepsi trafiają do NBA. Z kolei liga australijska jest atrakcyjna dla zawodników amerykańskich. O ile Europa jest dla nich trochę egzotyczna, bo to inny język i kultura, o tyle z USA do Australii koszykarze przyjeżdżają jak do siebie. Najlepsi Amerykanie grają tu przez długie lata, ale przez cały czas obowiązuje przepis, że w zespole może grać nie więcej niż dwóch zawodników zagranicznych. Nie popełnia się takiego błędu jak w Polsce, gdzie otworzono w lidze bramy praktycznie dla nieograniczonej liczby cudzoziemców. W składzie Australii na Rio było siedmiu zawodników z doświadczeniem w NBA, a trener może w przyszłości liczyć także na wybranych w drafcie do tej ligi Bena Simmonsa (nr 1. w 2016) i Dante Exuma (5. w 2014) - podsumował Kwiatkowski.

AP, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie