MotoGP: Za kulisami Grand Prix Czech

Moto

Jak naprawdę wygląda życie członków wyścigowej karuzeli MotoGP? Zajrzeliśmy za kulisy podczas Grand Prix Czech w Brnie aby się o tym przekonać.

18 rund w 15 różnych państwach. Podczas każdej z nich wyścigi trzech różnych klas, w których łącznie ściga się 82 zawodników reprezentujących 47 różnych zespołów. Siedmiu różnych dostawców motocykli w klasach MotoGP i Moto3 oraz czterech producentów podwozi w Moto2. Dwóch dostawców opon, niezliczona ilość firm zaopatrujących uczestników w podzespoły, paliwa, kombinezony, kaski. Wyścigowy cyrk MotoGP to około dwa tysiące osób i blisko 200 ciężarówek sprzętu; od motocykli i wyposażenia garaży, po jednostki gościnne ekip i mieszkalne zawodników. Wszystko to niemal nieustannie podróżuje z wyścigu na wyścig.

 

W połowie sierpnia, po wakacyjnej przerwie, cała ta machina ponownie wprowadzona została w ruch i to od razu na wysokich obrotach, bowiem całą stawkę czekały dwie rundy w dwa kolejne weekendy. Najpierw wracające do kalendarza po blisko dwudziestoletniej przerwie Grand Prix Austrii, a następnie doskonale znane wszystkim zmagania w Czechach.

 

Logistycznie to spore wyzwanie. Już w niedzielę wieczorem cały sprzęt MotoGP był spakowany i ruszył ciężarówkami w krótką podróż z Red Bull Ringu do Brna. W poniedziałek, po krótkich testach Austrię opuściły także ekipy Moto2 i Moto3. W środę w południe wszystkie garaże były już rozstawione w alei serwisowej czeskiego toru, na zapleczu którego wyrosło kolorowe miasteczko, które jeszcze 48 godzin wcześnie tętniło życiem 300 kilometrów stąd.

 

Dla niektórych dwa wyścigi pod rząd oznaczają dwa tygodnie spędzone poza domem. Tak pracują m.in. zatrudnieni na kontraktach mechanicy, do których zadań należy nie tylko praca przy motocyklach podczas weekendu Grand Prix, ale także rozkładanie i składanie całego sprzętu przed i po zawodach. Ich los dzielą pracownicy techniczni organizującej MotoGP, hiszpańskiej firmy Dorna Sports, którzy muszą rozciągnąć wokół toru dziesiątki kilometrów kabli i rozstawić kilkadziesiąt kamer telewizyjnych. W niedzielę wieczorem, tuż po ostatnim wyścigu, ściągają z kolei tablice sponsorskie i malują asfaltowe bandy przy prostej startowej. Zatrudnieni na etatach pracownicy biurowi i organizacyjni z Austrii polecieli z kolei w niedzielę na kilka dni do domów. Przepisy w wielu państwach wymagają bowiem po weekendzie spędzonym w delegacji kilku dni wolnego, dlatego spora część pracujących w padoku przed Grand Prix Czech spotyka się ponownie w czwartek rano... na lotnisku w Wiedniu, dokąd zlatują się z całej Europy razem z zawodnikami. Nie zawsze tak jest. Podczas pozaeuropejskiego tourne, kiedy karuzela MotoGP wylatuje w październiku na wyścigi Malezji, Japonii i Australii, blisko dwa tysiące osób spędza wspólnie blisko miesiąc na drugim końcu świata.

 

Miasto na karbonowych kołach

 

Wróćmy jednak do Brna. Jest czwartek rano i niemal wszyscy są już na torze. Dziennikarze, który nie podążają za tym cyrkiem przez cały sezon, akredytacje na pojedyncze rundy zawsze odbierać mogą w wyznaczonym miejscu kilka kilometrów od toru. Bez nich i specjalnej naklejki na szybę samochodu nie ma mowy aby w ogóle zbliżyć się w trakcie weekendu w okolice parkingu dla prasy, nie mówiąc o torze. Jesteśmy już na miejscu. Dokładnie myte przez mechaników co rano zespołowe ciężarówki lśnią w idealnie równym rzędzie za garażami ekip MotoGP. Za nimi biura Dorny i namioty dostawcy ogumienia, firmy Michelin, w których zaledwie dziesięciu techników musi w trakcie weekendu nawinąć na karbonowe felgi blisko czterysta kompletów opon.

 

Za nimi stoją bijące przepychem jednostki gościnne ekip MotoGP. Na każdą z nich składają się przynajmniej dwie ciężarówki połączone przez wyszukane, piętrowe konstrukcje. To właśnie tutaj zespoły podejmują na zmianę swoich mechaników, gości i VIP-ów oraz dziennikarzy, którzy o ustalonych wcześniej porach spotykają się z zawodnikami na codziennych, krótkich briefingach.

 

Dalej, w stronę pierwszego zakrętu, stoi swojego rodzaju aleja serwisowa dla ubogich, czyli dwa rzędy namiotów, w których swoje garaże rozkładają ekipy Moto2 i Moto3, dla których zabrakło miejsca w boksach przy prostej startowej. Za nimi jeszcze dwa rzędy nieco skromniejszych jednostek gościnnych teamów z mniejszych klas oraz ciężarówki dostawców podzespołów i akcesoriów, do których zawodnicy podrzucają swoje kaski i kombinezony na serwis bądź poprawki po wywrotkach.

 

Na samym końcu jeszcze wyjątkowa ulica gwiazd, czyli alejka mieszkalna, w której w rzędzie parkują przyczepy mieszkalne zawodników. Słowo przyczepy jest tutaj nieco nie na miejscu, ponieważ to tak naprawdę robione na zamówienie autokary i przyczepy, rozsuwające się z obu stron i dające każdemu z zawodników do 60 metrów kwadratowych luksusowej przestrzeni na odpoczynek i sen. Nie wszyscy mogą tu jednak parkować. To miejsce tylko dla gwiazd MotoGP. Ich młodsi koledzy z Moto2 i Moto3 kilka lat temu musieli zabrać z padoku swoje małe kampery, ponieważ rosnąca ilość zespołów i ich jednostek gościnnych przestała mieścić się w padoku. Pomysłowy Pablo Nieto, dziś szef zespołu Valentino Rossiego w klasie Moto3, wpadł wówczas na pomysł stworzenia przenośnego hotelu. Tym sposobem w padoku stoi także kilka ciężarówek GP Rooms. W każdej z nich mieści się po kilka pokoi, z których korzystają zawodnicy mniejszych klas.

 

Wracamy do jednostek gościnnych zespołów, w których po 14-tej zaczynają się briefingi z zawodnikami. Każdego dnia odbywają się one zgodnie z przyjętym na początku sezonu, nieformalnym harmonogramem. Dziennikarze biegają od zespołu do zespołu, a zawodnicy cierpliwie odpowiadają na pytania – od piątku wielu z nich tuż po zakończeniu popołudniowej sesji, jeszcze w kombinezonach i często pomiędzy zespołowymi ciężarówkami.

 

Wyścig mediów przed wyścigiem motocyklistów

 

Wbrew pozorom czwartek to dla zawodników dość pracowity dzień. Zazwyczaj w południe odbywa się event promujący daną rundę. Rok temu wybrane gwiazdy ścigały się gokartami na małej pętli wewnątrz toru. Tym razem zorganizowano dla nich wyścigi na mini-moto w centrum Brna. Godzina 17-ta to z kolei oficjalna konferencja prasowa, na którą zapraszanych jest kilku czołowych zawodników MotoGP. Wcześniej briefingi i wywiady. My z Grzegorzem w czwartek przeprowadziliśmy ich aż pięć, a pomiędzy nimi krótkie mini-wywiady telewizyjne.

 

Jednym z najbardziej zapracowanych kierowców jak zwykle jest Valentino Rossi. Najpierw konferencja prasowa, po niej jeszcze briefingi z włoskimi i hiszpańskimi dziennikarzami prasowymi, a następnie sprint w stronę ciężarówek Yamahy, pomiędzy którymi czekają już telewizje. Osobisty rzecznik Rossiego jak zwykle jest zestresowany, bo chętnych jest więcej niż czasu. Do telewizji, które jeżdżą za MotoGP przez cały rok na wszystkie tory, dołączamy nie tylko my, ale także koledzy z odległej Tajlandii. Reguły są jasne; dla każdej stacji dwa szybkie pytania.

 

Najpierw Brytyjczycy, którzy na koniec proszą jeszcze, aby Vale pozdrowił do kamery wracającego do zdrowia widza. Doktor robi to bez zastanowienia. Po nich, na żywo, Hiszpanie, którzy długo negocjowali z rzecznikiem Rossiego możliwość zadania trzeciego pytania. Mimo kategorycznej odmowy robią swoje. Pytań pada więc dziesięć, biedny PR-owiec aż się gotuje, ale nic nie może zrobić. Tym bardziej, że Rossi z uśmiechem na twarzy udziela wyczerpujących odpowiedzi i wcale nie zbywa swoich rozmówców. Poślizg jest jednak ewidentny i niemal jak codziennie grafik zostaje zmieniony. Dwie włoskie telewizje mają już nie osobne setki, ale jedną wspólną, po jedno pytanie na stację. My również musimy podzielić się uwagą Vale z kolegami z Tajlandii, ale nikt nie ma z tym problemu.

 

Nie trudno się dziwić, że Rossi jest uwielbianą przez miliony kibiców ikoną. Choć od godziny odpowiada na te same pytania, zanim zaczynamy, podaje nam rękę i pyta co słychać. Pełen luz, zero gwiazdorzenia. Po wszystkim szybkie ciao, kilka autografów dla stojących za barierką kibiców i ucieczka do boksu, gdzie dopiero teraz rozpocznie się dla niego prawdziwa praca i przygotowania do weekendu razem z mechanikami.

 

Rossiego można obserwować za kulisami przez cały weekend i trudno znaleźć choćby jeden powód by sądzić, że z lada od kamer jest innym gościem niż ten sympatyczny luzak, którego widzimy co weekend na ekranie na torze.

 

W padoku trudno zresztą znaleźć w Brnie kogoś, kto sprawiałby wrażenie oszołomionego sodówką. Zwycięzca z Austrii, Andrea Iannone, jest zaskakująco pokorny, ale pomogli w tym z pewnością PR-owcy Ducati, którzy towarzyszą mu na każdym kroku. Broniący tytułu Jorge Lorenzo już dawno nauczył się mistrzowskiej mentalności i także ze spokojnem i cierpliwością radzi sobie z zainteresowaniem dziennikarzy i kibiców. Prawdziwe oblężenie przeżywają w Brnie Bradley Smith i Pol Espargaro z ekipy Monster Yamaha Tech 3, ale choć nie są przyzwyczajeni do tak dużej liczby wywiadów, to jednak radzą sobie z nimi śpiewająco. Gdy przychodzi nasza kolej, nadal są w formie.

 

Po 18-tej, po krótkiej uroczystości z okazji organizacji 400 Grand Prix pod szefostwem Dorny, która prawa do MotoGP przejęła w 1992 roku, wracamy do sali prasowej. Przez cały weekend panuje w niej spory ruch, ale nie ma tłoku. Podobnie jest na briefingach dla dziennikarzy prasowych i internetowych. Nie da się nie zauważyć, że prasa – nie tylko zajmująca się sportami motorowymi – przechodzi trudne chwile. Dziennikarzy jest wyraźnie mniej, niż kilka lat temu, a kilka cenionych nazwisk postanowiło się przebranżowić, trafiając do zespołów bądź telewizji. Tutaj właśnie widać spory kontrast. Hiszpanie, Włosi i Brytyjczycy na każdą rundę wysyłają armię reporterów, ciężarówki z przenośnymi studiami, a w roli ekspertów zatrudniają największe gwiazdy, jak Alex Criville, Loris Capirossi czy Colin Edwards. Trudno się dziwić. W Hiszpanii i Włoszech MotoGP to wręcz sport narodowy, popularnością wcale nie ustępujący piłce nożnej. Hiszpański Movistar i włoskie Sky swoje prawa do pokazywania MotoGP nabyły niedawno za ponad 20 milionów euro. Obie stacje sponsorują także zespoły; Hiszpanie ekipę Rossiego w MotoGP. Włosi jego team w Moto3.

 

Czwartek dobiega końca. Sala prasowa powoli się przerzedza. Grzegorz pakuje kamerę i wraca do Warszawy, a ja zostaję na miejscu, aby w trakcie weekendu szpiegować za kulisami dla widzów Polsat Sport News i łączyć się komentatorami.

 

Piątek zaczyna się gorąco. Już wcześnie rano na torze jest sporo kibiców. Zresztą przez cały weekend w padoku słychać zaskakująco często polski język. To poniekąd niespodzianka. Brno to co prawda tradycyjnie „domowa” runda dla polskich kibiców, których pojawiają się na trybunach znacznie liczniejsze tłumy niż chociażby na pobliskim Sachsenringu, ale do padoku wstęp mają praktycznie tylko zaproszeni przez zespoły goście. Zazwyczaj spotykam tutaj więc starych znajomych z branży; polskich dilerów motocykli i podzespołów. Tym razem cały czas słyszę polski język i widzę obce twarze. Oczywiście niektórzy kupują wlotki na padok „na lewo” od zespołów lub koników, inni, szczególnie w czwartek, jakimś cudem wkradają się za kulisy bez nich – i tutaj też znajome twarze. Wśród nich znajomy lekarz Zabrza. Co roku widzimy się za boksem Rossiego. Co roku, mimo braku wejściówki, wraca stąd z selfie z mistrzem. Nie wiem jak to robi, ale jest niezłym asem.

 

Pracowita aleja serwisowa

 

Pierwszy piątkowy trening MotoGP i pierwsza okazja aby zajrzeć do alei serwisowej. Nawet z grupy akredytowanych na każdą rundę kilkuset dziennikarzy wstęp mają tutaj już tylko nieliczni. Powód jest prosty. Bezpieczeństwo. W 1993 roku w Jerez właśnie z tego powodu doszło w pit-lane do wypadku, w którym zginął japoński zawodnik klasy 250, który potrącił „turystę”. Przed garażami i tak jest jednak tłoczno. Złapanie czystego kadru kiedy na tor wyjeżdża Rossi dla fotoreporterów graniczy z cudem. Po drugiej stronie pit-lane tłok zdecydowanie mniejszy, ale przed garażem Repsol Hondy także ruch. Mechanicy zdecydowanie przeganiają gapiów by zrobić miejsce dla wyjeżdżających lub zjeżdżających do garażu zawodników. Kiedy trzeba wprowadzić większe zmiany w motocyklu i zdjąć owiewki, w ruch idą parawany. Przed boksem Yamahy przez chwilę czuję się więc jak nad polskim morzem.

 

Warto zwrócić uwagę, co dzieje się w poszczególnych garażach. Gdy tylko z toru zjeżdża zawodnik fabryczny, z nikąd nagle wyskakuje technik Michelin, który sprawdza temperaturę opon na środku i na bocznych krawędziach. Jeden z mechaników sprawdza z kolei ciśnienia w oponach, kolejny zgrywa dane z telemetrii, a zawodnik otoczony wianuszkiem inżynierów opisuje swoje wrażenia z przejazdu. Szybka komenda szefa mechaników i każdy wie co robić. Zmiana kół; czasami pomiędzy pierwszym i drugim motocyklem, bądź korekta ustawień zawieszenia, kilka kliknięć na komputerze i powrót na tor. W ekipach prywatnych wszystko dzieje się jakby spokojniej, a i technik Michelin nie wyskakuje z nikąd, a pojawia się dopiero po dłuższej chwili. Trudno się jednak dziwić. Fabryczne teamy mają więcej na głowie, testując często nowe części, ustawienia elektroniki czy bardziej wyszukane ustawienia. Zawodnicy prywatni są pod tym względem bardzo ograniczeni, dlatego wielu z nich w ogóle nie zostaje w Brnie na poniedziałkowe testy. „Ile możemy testować ustawienia?” - pyta retorycznie jeden z nich.

 

Śledzenie przebiegu sesji bez poglądu na monitory i komentarz jest dla dziennikarza w alei serwisowej dość trudne, dlatego staram się biegać pomiędzy pit-lane i salą prasową, za każdym razem mijając zaparkowaną przed pierwszym boksem ciężarówkę IPF; international production feed, czyli reżyserkę z której w świat leci wszystko to, co oglądamy na antenie. Jej wnętrze  przypomina centrum kosmiczne, w którym pracuje kilkanaście osób. Jest nad czym pracować, bo wybierać można spośród ponad stu kamer! W pomieszczeniu obok osobna grupa odpowiada za sprawną realizację powtórek.

 

Obserwowanie z alei serwisowej tego, co dzieje się po zjeździe danego zawodnika, jest jednak bardzo cenne. W sobotę rano do boksu wpada Rossi. Prawa strona jego przedniej opony jest dość mocno zużyta. W garażu spore poruszenie. Na aptekarskie standardy panujące na tym poziomie wręcz panika. Parawan, zmiany ustawień, powrót na tor.

 

Pod koniec dnia pytam na briefingu co się stało. Koledzy po fachu, którzy sesje często oglądają na monitorach w sali prasowej, zaskoczeni, bo realizator przekazu telewizyjnego tego momentu akurat nie pokazał. Rossi z kolei tłumaczy, że asfalt w sobotę mocno się zmienił. Pośrednia opona w piątek nie sprawiała problemów. W sobotę już tak. Trzeba było mocno zmienić ustawienia.

 

Inny przykład to Lorenzo, który przed wyjazdem na tor był w boksie wyjątkowo pobudzony i bardzo żywiołowo instruował nie tyle szefa mechaników, co inżyniera odpowiedzialnego za elektronikę. Już miał wsiadać na motocykl, ale rozmyślił się i poprosił o zmianę ustawień w szóstym zakręcie. Wraca na tor i poprawia czas. Wieczorem wchodzę pomiędzy ciężarówki Yamahy aby zamienić dwa słowa z jego szefem mechaników, Ramonem Forcadą. Za boksem dwóch ochroniarzy (nigdzie indziej ich nie ma, ale w końcu nie każdy zespół ma w swoim składzie zawodników z łącznie 14 tytułami na koncie) i mechanik Rossiego myjący owiewki. Ekipa Włocha ma już wolne. Forcada też miał już być po pracy, ale odprawa z Lorenzo przeciągnęła się. Pytam jednego z jego pracowników zespołu, jak wygląda sytuacja. Zagląda do boksu. „Wciąż rozmawiają z Jorge, już blisko godzinę i wygląda na to, że to poważna rozmowa, wolałem nie przeszkadzać” - słyszę. Wbrew obiegowej opinii, że „Por Fuera” nie specjalnie zna się i interesuje szczegółami technicznymi, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. W niedzielę po wyścigu pytam o to Lorenzo. Potwierdza, że długo omawiali nie tylko ustawienia, ale także kwestię strategii na ew. mokry wyścig. Plan był dobry. Nie przewidzieli jednak, że przednia opona ulegnie delaminacji.

 

Wcześniej, w trakcie trzeciej sesji, jeszcze wizyta przed boksem Ducati. Po wywrotce wraca do niego Iannone. Lewa strona motocykla poobcierana, a potężne skrzydełko aerodynamiczne oberwane. Goły karbon nierówny i ostry jak brzytwa, bo zamiast odpaść, złamał się na pół. Gdyby to był wyścig, taki powrót na tor powinien moim zdaniem zakończyć się wykluczeniem zawodnika z powodu niebezpieczeństwa jakie stwarza ostra krawędź na jego motocyklu. Mało kto zwrócił na to jednak uwagę.

 

Piątek i sobota przebiegają według niemal identycznego harmonogramu. Piękna pogoda. Aż żal siedzieć w sali prasowej, więc podczas kolejnych sesji krążę po torze i jego okolicach. Przy ciężarówkach Yamahy nieustanny tłok. Ludzi nie brakuje także w strefach dla fanów za główną trybuną i w sektorze C, gdzie atmosferę podkręcają dodatkowo dziewczyny w strefie Monstera. Po zakończeniu popołudniowych sesji MotoGP ruszają briefingi. Rozmowy z Barberą, Petruccim, Reddingiem, Vinalesem i Espargaro jeszcze w trakcie sesji Moto2, więc szybkie łączenie z Warszawą i lecimy prosto na antenę Polsatu Sport News. Później już na spokojnie w jednostkach gościnnych swoich ekip na pytania odpowiada czołówka. Mimo upału wszyscy są zgodni co do tego, że niedziela będzie deszczowa i tak faktycznie jest. Najpierw jednak chwila relaksu.

 

Życie sportowca

 

W sobotę wieczorem część ekip stojących razem po jednej stronie padoku wystawia przed swoje jednostki gościnne stoły zastawione przekąskami oraz drinkami i zaczyna się impreza. Znajomych twarzy nie brakuje, ale próżno szukać tu zawodników. „Żyję jak mnich” - powiedział niedawno Lorenzo i nie jest jedynym. Jeszcze dekadę temu Grand Prix Czech słynęło z hucznej czwartkowej imprezy, podczas której późno po północy za deki DJ-ki siadał sam Valentino Rossi, a zawodnicy balowali do późna razem z gośćmi. To już przeszłość, chociaż atmosfera w padoku MotoGP jest zdecydowanie luźniejsza niż w Formule 1.

 

Zamiast na drinku, zawodników MotoGP spotykam w sobotę wieczorem na torze. Cal Crutchlow kręci kolejne kółka na rowerze szosowym, a ja ruszam na swoje biegowe okrążenie tuż za Pecco Bagnaią i Jorge Martinem. Gdy kończę swoje pierwsze i ostatnie kółko po morderczym podbiegu w ostatnim sektorze, tuż przed metą dostaję od zawodników Moto3 biegowego... dubla. Kurtyna.

 

Dzień wyścigów faktycznie wita wszystkich ulewą, mimo której kibiców na trybunach nie brakuje już od rana. Nie brakowało także zamieszania, a to z powodu zalanych wodą i błotem parkingów.

Deszcz zniechęca do biegania po padoku, ale podczas wyścigu Moto2 pogoda zaczyna się poprawiać. Po MotoGP jest już ciepło i słonecznie. W pojedynkę znów trudno wszystko ogarnąć. Gdy startują wyścigi wyższych klas, pierwsze trójki z mniejszych kategorii biorą jeszcze udział w konferencjach prasowych, a część zawodników odbywa nieformalne briefingi w swoich garażach, które zresztą są już demontowane przez mechaników. O wszystkim, co działo się w niedzielę na torze, pisaliśmy już i opowiemy na antenie podczas kolejnej rundy. Jest o czym opowiadać, po z powodu deszczowej aury działo się sporo.

 

Tymczasem kilka godzin po wyścigach po ekipach Moto3 i Moto2 w padoku praktycznie nie ma już śladu, podczas gdy MotoGP zostaje w Brnie do poniedziałku na oficjalne testy. Po ich zakończeniu szybkie pakowanie i cała karuzela rusza w drogę, prosto na Silverstone, gdzie dwa tygodnie później wszystko zacznie się od nowa...

 

Kulisy Grand Prix Czech w załączonym materiale wideo. Grand Prix Wielkiej Brytanii już w najbliższy weekend. Bezpośrednie relacje w Polsacie Sport News i na portalu Polsatsport.pl.

Michał Fiałkowski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie