US Open. Muguruza: Potrzebuję cudu, żeby dotrzeć do finału

Tenis
US Open. Muguruza: Potrzebuję cudu, żeby dotrzeć do finału
fot. PAP

Triumfatorka tegorocznego French Open Garbine Muguruza z dużym dystansem podchodzi do swoich szans na sukces w US Open. "Potrzeba cudu, bym dotarła w Nowym Jorku do finału" - zastrzegła rozstawiona z "trójką" hiszpańska tenisistka po awansie do drugiej rundy.

Muguruza niespodziewanie potrzebowała aż trzech setów i prawie dwóch godzin spędzonych na korcie, by pokonać w meczu otwarcia Belgijkę Elise Mertens (137. WTA) 2:6, 6:0, 6:3. Po przegraniu pierwszej partii wezwała do siebie trenera.

 

Spotkanie toczyło się w dużym upale. Trzecia rakieta świata przyznała później, że zapomniała, iż do dyspozycji zawodników w trakcie przerw w spotkaniach są okłady z lodem. Dodała, że w pierwszej części meczu miała kłopoty z oddychaniem. To samo przytrafiło jej się kilka dni wcześniej podczas treningu, ale podczas poniedziałkowej rozgrzewki czuła się dobrze. Według niej warunki pogodowe przypominały Australian Open i nigdy wcześniej nie były tak trudne w Nowym Jorku.

 

Niespełna 23-letnia Hiszpanka na początku czerwca odniosła największy sukces w karierze, triumfując we French Open po zwycięstwie nad Amerykanką Sereną Williams. Później jednak odpadła już w drugiej rundzie Wimbledonu, gdzie w poprzednim sezonie zagrała w finale. Nie ma też złudzeń, że ciężko będzie jej o dobry wynik na Flushing Meadows, gdzie jeszcze nigdy nie awansowała do trzeciej rundy.

 

"Potrzeba cudu, bym dotarła do finału" - skwitowała.

 

Jak dodała, nie przepada za wielkimi neonami i gwarem charakterystycznym dla Nowego Jorku i tamtejszego turnieju wielkoszlemowego.

 

"To jest dla mnie trudność. Przyjechałam tu tydzień wcześniej, by się lepiej do tego przygotować" - zaznaczyła.

 

W drugiej rundzie zmierzy się z Łotyszką Anastasiją Sevastovą.

 

Niewiele brakowało, by już w poniedziałek z turniejem pożegnał się jeden z ulubieńców miejscowej publiczności - rozstawiony z "20" John Isner. Mierzący 2,08 m tenisista słynie z tego, że w Wielkim Szlemie często rozgrywa zacięte pięciosetowe spotkania. Tym razem 31-letni zawodnik przegrał dwie pierwsze partie w pojedynku z 18-letnim rodakiem Francesem Tiafoe (125. ATP), by ostatecznie zwyciężyć 3:6, 4:6, 7:6 (7-5), 6:2, 7:6 (7-3). Mecz trwał trzy godziny i 27 minut.

 

Isner, którego kolejnym rywalem będzie Belg Steve Darcis, dopiero po raz drugi w karierze odrobił dwusetową stratę. Tiafoe, który ma na koncie dwa wygrane spotkania w tourze, nigdy wcześniej nie rozegrał pięciosetowego pojedynku. W głównej drabince znalazł się dzięki przyznanej przez organizatorów "dzikiej karcie".

kl, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie