Pindera: Pokaz brutalnej siły
Zgodnie z przewidywaniami Kell Brook nie dał rady. Giennadij Gołowkin ostatecznie rozbił go w piątej rundzie. Anglika od nokautu uchronił ręcznik rzucony przez trenera.
Dominic Ingle wiedział co się święci. Zna Brooka od dziewiątego roku życia. Widział, że jest kontuzjowany, że spadają na niego ciężkie ciosy Kazacha, który atakował z furią. Stanął więc przy linach z ręcznikiem w ręku krzycząc do sędziego, że poddaje swojego zawodnika, ale ten nie słyszał, obserwując co się dzieje przed jego oczami. A działo się dużo, Anglik miał kłopoty, koniec walki wydawał się bliski.
Teraz Brook mówi, że mógł walczyć dalej, że gdyby nie pęknięty prawy oczodół, uszkodzony potężnym ciosem Gołowkina na początku drugiej rundy, byłby go w stanie pokonać, ale to tylko słowa.
Jedno jest pewne, niepokonany mistrz wagi półśredniej pokazał, że w starciu z niepokonanym królem wagi średniej też ma swoje atuty. Przetrzymał kryzys z połowy pierwszej rundy, sam ruszył do ataku i kilka razy trafił czempiona, którego wszyscy się boją. Był od niego szybszy, sprytnie wykorzystał kilka błędów, które popełnił Gołowkin chcący za wszelką cenę jak najszybciej go znokautować, by uciszyć widownię w wypełnionej do ostatniego miejsca 02 Arena w Londynie.
- Mówiłem mu, żeby tak się nie śpieszył, żeby więcej używał lewego prostego, ale on robił swoje – powie po walce Abel Sanchez, trener Kazacha. Faktycznie, Gołowkin sprawiał wrażenie, że chce urwać Brookowi głowę, stąd te błędy, przestrzelone ciosy.
Zresztą on sam przyznał, że tak właśnie było. – Nie chciałem z nim boksować, chciałem go złamać, doprowadzić do ulicznej, brutalnej walki. Czułem, że jestem silniejszy, a jego ciosy nie robiły na mnie wrażenia. Nie było w nich mocy – tłumaczył. I dodał jeszcze, że w piątym starciu był już przekonany, że walka za chwilę się skończy.
- Dobrze, że go poddano – chłodno ocenił.
Chwalił jednak umiejętności Brooka. – Wspaniale czuł dystans, to naprawdę znakomity pięściarz, ale nie wagi średniej. To kategoria nie dla niego – przekonywał.
Kell Brook jeszcze nie wie, czy wróci do wagi średniej, czy będzie próbował swych sił w kategorii junior średniej. Na razie musi poddać się operacji pękniętego oczodołu, co na jakiś czas wykluczy go z treningów. Ale i tak po tak ciężkiej walce musiałby odpocząć.
Jedno jest pewne, na ciekawe propozycje nie będzie musiał długo czekać. W starciu z Gołowkinem pokazał, że ma nie tylko umiejętności, ale i charakter prawdziwego wojownika.
A kiedy w kolejnej walce zobaczymy Kazacha ? Data już jest, 26 listopada. Jest też obligatoryjny kandydat – Daniel Jacobs, mistrz WBA regular wagi średniej. W miniony piątek zatrzymał w siódmym starciu Sergio Morę i twierdzi, że jest gotów na Gołowkina. A ponieważ „Triple G” zawsze jest gotów na każdego, to teoretycznie nie powinno nic stać na przeszkodzie, by późną jesienią zobaczyć ich w ringu. Ale to tylko część prawdy o bokserskim biznesie. Przeszkód jak zwykle będzie wystarczająco dużo, by do tej walki nie doszło. Szukanie innego rywala też trochę potrwa, a gdy już się znajdzie, to zostanie znokautowany, być może jeszcze szybciej niż Kell Brook. Chyba, że Kazach zdecyduje się poszukać kogoś w wadze superśredniej, choć i tam nie widzę dziś nikogo, kto mógłby stawić mu czoło i wyjść z takiej konfrontacji jako zwycięzca. Jeśli już, to tylko James De Gale, ale bez większych szans na sukces.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze