Pindera: Był mistrz, nie ma mistrza

Sporty walki

Obawy były zasadne. Oleksandr Usyk potwierdził, że jest znakomitym pięściarzem, wypunktował Krzysztofa Głowackiego i odebrał mu pas organizacji WBO w wadze junior ciężkiej.

Panowanie „Główki” trwało nieco ponad rok. Zdążył w tym czasie raz obronić tytuł wygrywając w Nowym Jorku ze Steve’em Cunninghamem. Druga obrona niestety zakończyła się porażką.

I nie osłodzi jej fakt, że mistrzowski pojedynek w trójmiejskiej Ergo Arenie  stał na bardzo wysokim poziomie. W walce dwóch mańkutów lepszym był 29 letni Ukrainiec, złoty medalista olimpijski z Londynu, mistrz świata i Europy. Jego prawa ręka pracowała przez pełne dwanaście rund jak automat. A stara bokserska prawda mówi przecież, że w pojedynku dwóch mańkutów wygrywa ten, który ma lepszą prawą rękę.

No i jeszcze nogi Ukraińca. Niosły go w bokserskim tańcu od pierwszego do końcowego gongu. – Nogi karmią wilka – powie później, w swoim stylu Usyk, gdy Mateusz Borek zapyta go już po ogłoszeniu werdyktu o ocenę tego pojedynku.

Nie brakowało głosów, że Usyk nie da rady tak tańczyć dwanaście rund, że w końcowej fazie zwolni i Głowacki wreszcie go dopadnie i znokautuje. Ale wybitnych sportowców takie opinie nie dotyczą. A Ukrainiec  jest wybitny, podobnie jak jego starszy przyjaciel, dwukrotny złoty medalista olimpijski i zawodowy mistrz dwóch kategorii wagowych, Wasyl Łomaczenko. Wasia był przy ringu, wraz ze swoim ojcem, Anatolijem Łomaczenką, który uczył przecież Usyka boksu. Jak widać dobrze go uczył.

Oleksandr Usyk to cięższa, większa kopia Wasyla. Obaj walczą z odwrotnej pozycji, obaj  niezwykle skutecznie używają prawej ręki i wspaniale poruszają się w ringu, tak że tylko pozazdrościć. Nie mają też pojedynczego, nokautującego uderzenia, ale często wygrywają przed czasem. Usyk wcześniejsze dziewięć walk kończył w taki właśnie sposób, Głowacki jest pierwszym, który wytrzymał z nim pełny dystans.

Ale to nie jest powód, aby „Główka” był zadowolony. Polak wierzył, że obroni tytuł, że pokona Ukraińca, ale ten był dla niego za szybki. Chciałbym wierzyć, ż Głowacki wróci do wielkiej gry w mistrzowskim stylu i wcześniej czy później znów będzie na tronie. Ale wiem też, że nie będzie to łatwe. Urzędujący mistrzowie będą go unikali, bo jest wyjątkowo niebezpiecznym rywalem.
Usyk też nie zaryzykował ringowej wojny z „Główką”, bo wiedział czym to grozi. Miał mądry plan taktyczny, którego się konsekwentnie trzymał od początku do końca.

- Goniłem go, a on uciekał. Wciąż był za daleko – tłumaczył Głowacki. Polak przyznał jednak szczerze, że werdykt był uczciwy. – Był lepszy, wygrał zasłużenie. Robiłem co mogłem, ale jak widać, to nie wystarczyło, by obronić tytuł.

Co dalej? Teraz czas na odpoczynek, a później zobaczymy co wymyślą promotorzy. Co do tego, że Głowacki wróci do gry jestem spokojny. Takich jak on ludzie chcą oglądać, więc dostanie jeszcze swoją szansę. A Usyk zapewne zunifikuje mistrzowskie tytuły, bo ma wszelkie dane, by rządzić kategorią junior ciężką. Pozostaje tylko  żal, że nie mamy nawet jednego zawodowego mistrza świata.

Janusz Pindera z Gdańska, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie