Kołtoń: Wojna w Legii, czyli fatalny sygnał

Piłka nożna
Kołtoń: Wojna w Legii, czyli fatalny sygnał
fot. PAP

Oświadczenie Dariusza Mioduskiego, punkt po punkcie niepokoi, ale ostatnie zdanie wstrząsa. Jakież to musi być starcie z Bogusławem Leśnodorskim i Maciejem Wandzlem, skoro główny udziałowiec Legii pisze o „obawach, dotyczących zagrożenia bezpieczeństwa mojego i mojej rodziny”. Wojna w Legii to fatalny sygnał dla biznesu. Ba, to fatalny sygnał dla wszystkich sympatyków futbolu w Polsce.

Kupienie Legii przez Mioduskiego i Leśnodorskiego - 9 stycznia 2014 roku - stwarzało nadzieję na „lepszy los” stołecznego klubu. Po okresie smuty ITI, w którym nie było szacunku do kibiców i brakowało trofeów. Zaangażowanie Mioduskiego i Leśnodorskiego zapowiadało rozumny los, w oparciu o autentycznych pasjonatów - jakże różnych charakterami, ale zjednoczonych pod hasłem „Legia”. Dołączenie Wandzla – jakiś czas później - było cokolwiek dziwne ze względu na wcześniejsze zaangażowanie tego biznesmena w Lecha (niemożliwe, aby Moratti przeszedł z Interu do Milanu albo Berlusconi z Milanu do Interu...). Jednak Wandzel - a znam Go od lat - pasjonował się futbolem, jak mało który biznesmen w Polsce. Może wcześniejsza działalność Wandzla w „Kolejorzu” była koniunkturalna, a prawdziwą miłością Legia? - tak to sobie tłumaczyłem...

Mioduski-Wandzel-Leśnodorski - od razu pomyślałem o trio Beckenbauer-Rummenigge-Hoeness, które w latach dziewięćdziesiątych wprowadziło Bayern na inne tory. Pozwoliło doszlusować na nowo do światowej czołówki... Byłem przekonany, że Mioduski, Wandzel i Leśnodorski będą rządzić Legią przez lata, mając strategię, jak mało kto w polskim futbolu. Zbigniew Drzymała, Bogusław Cupiał, czy Jacek Rutkowski spowodowali rozwój futbolu w Polsce - w różnych aspektach. Futbol profesjonalny potrzebuje kapitału, potrzebuje ludzi z biznesowym spojrzeniem, którzy pozwolą zapomnieć o nieśmiertelnych działaczach rodem z PRL-u, jakże chętnych do ustawiania meczów, czy ordynarnego handlowania piłkarzami, do którego zresztą zachęcali biznesmenów albo w który manewrowali dobroczyńców...

Drzymała wycofał się z futbolu kilka lat temu. Cupiał kilka miesięcy temu. Rutkowski niezmiennie trwa, choć zmienił strategię - uznał, że nie można prowadzić ambitnego klubu w małej miejscowości. W 2006 roku kupił Lecha, który - z zaangażowaniem Rutkowskiego - stanowi ważny punkt na piłkarskiej mapie. Tradycyjnie jeden z najważniejszych w rywalizacji o mistrzostwo Polski. Legia - z Mioduskim, Wandzlem i Leśnodorskim – chciała z kolei zmonopolizować mistrzostwo Polski. Ze względu na możliwości finansowe, ale i know-how.

Spółka Legia Warszawa S. A. właśnie spłaciła ostatnie zobowiązania w stosunku do ITI. „Żyć, nie umierać!” – chciałoby się zakrzyknąć na miejscu właścicieli. Tymczasem dzień później pada wniosek Mioduskiego o odwołanie Leśnodorskiego, wniosek którego nie kwituje Wandzel. Ba, wniosek, którego istnienie kwestionuje ten ostatni...

Wniosek zostaje ostatecznie potwierdzony w oświadczeniu Mioduskiego z 9 października.

„Nie jest prawdą...” - ileż punktów tak się zaczyna. A pismo kończy się dramatycznie: „Dodatkowo informuję, że nie będę w najbliższym czasie udzielał mediom żadnych dodatkowych informacji, ani komentarzy. Mam obawy, że mogłoby to oznaczać zagrożenie dla bezpieczeństwa mojego oraz mojej rodziny”. Jakież starcie musi się za tym kryć! Jakiej wzajemnej niechęci między wspólnikami staliśmy się świadkami?!?

Legia skłócona na dobre, a spór kto będzie ostatecznie wyznaczał kurs, może się przeciągnąć w czasie – na wiele miesięcy... Na wiele lat? „W związku ze skomplikowaną sytuacją prawną, moja kontrola nad bieżącą działalnością klubu w tym okresie będzie w praktyce niemożliwa” - napisał Mioduski - „Dlatego, nie mając zaufania do zarządu, w pełni odsuwam się od bieżącej działalności klubu i rezygnuję z prowadzenia nadzorowanych przeze mnie projektów”. Te słowa zabrzmiały, jak dzwon na mszę. Pytanie, czy Mioduski poczeka na wygaśnięcia mandatu zarządu – dopiero w 2018 roku - i przejmie władzę, czy też jego udziały zostaną wykupione przez Wandzla i Leśnodorskiego?

Zamiast radości 100-lecia klubu, uświetnionego dubletem, zamiast celebracji awansu do Ligi Mistrzów, zamiast wspólnego przeżywania kolejnych meczów, na łamy mediów trafiają wzajemne oskarżenia. Jakże symboliczny był obraz z meczu Legia – Lechia, w którym Mioduski stał w eleganckim garniturze otoczony przez Wandzla i Leśnodorskiego w białych bluzach z „elką”. Kibice pytali mnie, jak to możliwe, że w momencie otwartego konfliktu zajmują miejsca obok siebie? Co jednak mieli zrobić? Żaden nie chciał pokazać, że pęka. Ba, dwóch postanowiło wymownie zademonstrować, że są przeciwko jednemu - choć na papierze większościowemu - właścicielowi...

Roman Kołtoń, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie