Iwańczyk: Polski piłkarz wychodzi z zapadłego kąta

Piłka nożna

Nie należy mówić o reprezentacji trenera Adama Nawałki. Tę kadrę trzeba postrzegać jako narodowy projekt, na który składają się piłkarze, ich selekcjoner, stwarzający im warunki PZPN oraz oczywiście kibice. To największa metamorfoza w polskim sporcie w XXI w.

Kiedy na spotkaniach eliminacji mundialu w Grecji, Gruzji - akurat ich mecze ostatnio komentowałem - czy wiele bardziej cywilizowanych piłkarsko krajach, jak Belgia czy Portugalia nie można wypełnić stadionu, u nas na towarzyską potyczkę ze Słowenią przychodzi we Wrocławiu 40 tys. polskich kibiców. I to ze świadomością, że nie zagra największa gwiazda naszej drużyny Robert Lewandowski. Przychodzi, dopinguje, nie stroi fochów, utożsamia się z kimś, z kogo nie należy już drwić, z kogo można tylko być dumnym.

 

Polscy kibice w trakcie meczu, mimo niesprzyjającego początku, z sercem dopingują drużynę, a kiedy wchodzi Jakub Błaszczykowski, w fenomenalny sposób wykrzykują jego imię. Człowieka, który za reprezentację dałby się pokrajać, przez więcej niż dekadę oddawał jej serce, nie oczekując niczego w zamian. O atmosferze na eliminacyjnych spotkaniach na Stadionie Narodowym w ogóle nie wspominam, o oczywistościach się nie mówi.

 

Po zakończonym meczu polscy piłkarze wychodzą przed kamery, poza wyjątkami nie z łaską, a całkiem ciekawie opowiadają swoje refleksje. Nie dukając, nie półsłówkami, całkiem składnie i rzeczowo. Posłuchajcie, proszę, raz jeszcze, co i w jaki sposób miał do powiedzenia po Słowenii Bartosz Bereszyński, a przekonacie się, o czym myślę i piszę. Pomijam już, że polscy piłkarze przestali ganiać za dziennikarzami z groźbami za nieprzychylne komentarze, lekceważące opinie, etc.

 

Do mediów wychodzą też polscy działacze ze Zbigniewem Bońkiem i Maciejem Sawickim na czele. Nie ma obaw, że palną żart, po którym człowiek najchętniej zapadłby się po ziemię, nie zioną alkoholem i choć jak ich poprzednicy mają ambicję, by wpływać na wszystko, co się o nich mówi, znają granicę, której w tego typu relacjach się nie przekracza. To ci ludzie właśnie stworzyli reprezentacji warunki, w których można się skupić tylko na grze w piłkę, a nie zajmować kontraktami i premiami, jakie można za to zgarnąć. Ci ludzie stwarzają komfort także kibicom, dzięki któremu chce się wracać na Stadion Narodowy, traktując możliwość spędzenia wolnego czasu na równi z kinem i teatrem. Kiedyś - musicie przyznać, że wpływ na to miały także sportowe wyniki - mecz piłki nożnej postrzegany był jako rozrywka mniej wyrafinowana intelektualnie, przeznaczona raczej do niższych, niezbyt zamożnych klas.

 

Piszę o tych sprawach, bo są one równie istotne, co strona sportowa, nad którą pochylę się poniżej i której powiedziano już chyba wszystko. Komplementarnie stanowią one coraz lepszy obraz polskiej piłki, polskiego sportu w ogóle. Reprezentacja stała się wartością inkluzywną, sprawą narodową, z którą chętnie identyfikują się i dorośli, i dzieci.

 

O sportowej stronie tego przedsięwzięcia i jego progresywnej dynamice najlepiej niech świadczy to, jaką drogę przeszła przez trzy lata drużyna trenera Nawałki. Właśnie od Wrocławia i porażki ze Słowakami 0:2 w składzie, która raczej wieszczyła ciąg dalszy międzynarodowych upokorzeń niż dawała nadzieję, że odwrócenie fatalnej passy przegranych wielkich imprez bądź nawet eliminacji do nich. Z tamtej drużyny, a przecież wielu selekcjonerów miało problem, by uparcie szukać właściwego zestawienia kosztem rezygnacji z niesprawdzających się graczy, nie ma już Pawła Olkowskiego, Marcina Kamińskiego, Rafała Kosznika, Adama Marciniaka, Piotra Celebana, Marcina Kowalczyka, Adriana Mierzejewskiego, Tomasza Brzyskiego, Waldemara Soboty, Piotra Ćwielonga, Marcina Robaka. Pomijam nazwiska ligowców, których Nawałka bezskutecznie sprawdzał w kolejnych grach towarzyskich, były ich całe dziesiątki. Przez trzy lata selekcjoner wynajdywał skład, który z przeciętnej europejskiej drużyny uczynił z Polaków zespół zdolny wygrać ze wszystkimi. Także na wielkiej imprezie.

 

Tu znów pominę oczywistości, metamorfozy Roberta Lewandowskiego są przecież świadomi absolutnie wszyscy. Warto jednak zwrócić uwagę, jakiej jakości nadała reprezentacja nie więcej niż poprawnym niegdyś w lidze Michałowi Pazdanowi czy Krzysztofowi Mączyńskiemu. Jak narodowy projekt podniósł wartość poszczególnych graczy, pozwolił traktować ich serio wśród europejskich tuzów, jak zmieniła się wartość całego polskiego futbolu. Polski piłkarz, wszystko i wszyscy, co jest z nim związane, wyszedł z zapadłego kąta. Wciąż wychodzi, bo w końcu sam wie, czego chce, a fachowcy wokół niego wiedzą jak to zrobić.

 

Chwilo trwaj; przez ponad trzy dekady czekaliśmy na piłkarską reprezentację, która jest w stanie zrobić wszystko z każdym. Wszystko, co najlepsze, a ostatni mecz z Rumunią jest emanacją tego niezwykłego, jakże wyczekiwanego przez nas zjawiska.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie