Nikolić i łzy za Warszawą. "Stworzyliśmy związek idealny. Nie zapomnę tego"

Piłka nożna
Nikolić i łzy za Warszawą. "Stworzyliśmy związek idealny. Nie zapomnę tego"
fot. PAP

Mistrzostwo Polski, Puchar Polski, korona króla strzelców ligi, awans do Ligi Mistrzów, awans do 1/16 Ligi Europy i 55 strzelonych bramek – to zabierze ze sobą Nemanja Nikolić, który w niedzielę po raz ostatni zagrał w barwach Legii Warszawa. – Nigdy nie zapomnę tego klubu. Stałem się jego częścią – mówi Polsatsport.pl najlepszy strzelec LOTTO Ekstraklasy.

Po jednej z warszawskich restauracji biegają dzieci - brat i siostra. Dwuletni Marko i pięcioletnia Tijana nie sięgają nawet do stołu. Ale są nie do upilnowania. Ich matka, Nóra Csécs, od czerwca 2012 roku Nikolić, nawet tego nie próbuje. Tam samo jak Nemanja, najlepszy strzelec Legii, który lada dzień opuści Warszawę. – Marko między tymi stołami jest szybszy, niż ja między obrońcami. Nie ma szans, żebym go dogonił! – śmieje się 28-latek, który przez półtora roku zyskał sobie na Łazienkowskiej miano legendy.

Nikolić nie zmienił się nic a nic od lipca ubiegłego roku, kiedy zadebiutował w Legii w finale Superpucharu Polski. No, może poza brodą. Wciąż jest uśmiechnięty, skory do żartów. Bije od niego ciepło. Typ gaduły. Gdyby dziennikarz zapomniał pytania, Niko mu pomoże: sam znajdzie kilka i od razu na nie odpowie. Idealny kandydat na telewizyjnego eksperta. – Może to jakiś pomysł na przyszłość? Po zakończeniu kariery wracamy na Węgry. Tam mam kilka mieszkań w Fehérvárze, w Budapeszcie. Ale w tej chwili myślę o innej przeprowadzce… Zdecydowałem już, że odchodzę z Legii – deklaruje.

Chiny, USA, Rosja?

Nikolić Warszawę miał opuścić już latem. Najpierw 4,2 mln euro oferowało Hull City, pod koniec sierpnia natomiast 4 mln byli gotowi zapłacić szefowie Maccabi Tel Awiw. Zakusy na reprezentanta Węgier miał także nieznany z nazwy klub chiński. – Ale ten kierunek mnie nie interesował. Miałem za sobą najlepszy rok w karierze, nie chciałem opuszczać Europy. Z Hull byliśmy właściwie dogadani, chociaż oczekiwałem trzyletniego kontraktu, a oni proponowali 2+1. Wycofali się jednak z transferu, bo w klubie nastąpiły zmiany właścicielskie. Maccabi natomiast było bardzo ciekawą opcją, ale ostatecznie zdecydowali się na innego napastnika – mówi Niko, mając na myśli Islandczyka Vidara Örna Kjartanssona, za którego wicemistrzowie Izraela zapłacili Malmö FF… 4,15 mln euro.

Dziś w kontekście transferu króla strzelców Ekstraklasy wymienia się trzy kierunki: Stany Zjednoczone (a konkretnie Chicago Fire), Rosję (Anży Machaczkała) i ponownie – Chiny. Zainteresowanie miał wykazywać także turecki Trabzonspor. Mistrzów Polski zadowoli podobno oferta na poziomie 3 mln euro, a ta nie będzie problemem dla żadnego z wymienionych klubów. Sam Nikolić nie chce zdradzić szczegółów. – Do mojego agenta odzywają się różne kluby, ale poprosiłem go, aby wszystko załatwiał sam. Ja chciałem mieć spokojną głowę do ostatniej minuty meczu z Górnikiem Łęczna. Udało się i teraz mogę pomyśleć o tym transferze – wyjaśnia uczestnik Euro 2016.

Co ciekawe, być może będzie to pierwszy raz gry transfer tego piłkarza zostanie przeprowadzony w spokoju. Przez lata Węgier miał kilkanaście różnych propozycji, ale żadnemu zespołowi nie udało się go wykupić z Videotonu: ani Celcie Vigo, ani Girondins Bordeaux, ani Crystal Palace, ani nawet Swansea City. Najbliżej była włoska Siena. W styczniu 2013 roku Nikolić podpisał z nią nawet umowę! – Ale wysłana z węgierskiej federacji do włoskiej dotarła do Italii o 19.03. A okno transferowe kończyło się o 19. Nie wierzyłem, że to naprawdę się wydarzyło! – opowiada ze śmiechem Nikolić i przyznaje, że również przeprowadzka do Legii była dziełem przypadku. – Chciałem zostać w Videotonie, ale nowy dyrektor sportowy zaoferował mi tylko roczny kontrakt. Byłem w kontakcie z Legią, spotkałem się więc w Budapeszcie z Michałem Żewłakowem i doszliśmy do porozumienia – wyjaśnia.

Szczere łzy za Warszawą

Mistrzostwo Polski, Puchar Polski, korona króla strzelców ligi, awans do Ligi Mistrzów, awans do 1/16 Ligi Europy, wyjazd na mistrzostwa Europy do Francji i 55 strzelonych bramek – to zabierze ze sobą Nikolić. Skandujące jego nazwisko trybuny, którym po meczu z Górnikiem Łęczna zasalutował, były najlepszą demonstracją miłości, jaką darzą go stołeczni kibice. - Pobiłem też kilka rekordów. I to wszystko na stulecie klubu! Chyba nie mogłem osiągnąć niczego więcej – mówi spuszczając wzrok, jakby wstydził się wszystkich trofeów. Kiedy pytam go, czy uznaje swoją misję za dobrze spełnioną jest już jednak bardzo pewny siebie: - Tak. Zrobiłem to, po co tu mnie sprowadzono.

Zapytany o najlepsze wspomnienia związane z Legią i Warszawą Niko jednym tchem wymienia swój ligowy debiut ze Śląskiem Wrocław (strzelił wtedy dwie bramki), mecz z Pogonią Szczecin, po którym odbyła się mistrzowska koronacja Legii, a także finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Wspomnienia najgorsze to natomiast… - Wszystkie mecze Ligi Mistrzów, które zaczynałem na ławce rezerwowych. A więc oba z Borussią Dortmund, wyjazdowy z Realem Madryt i domowy ze Sportingiem Lizbona. Byłem w szoku, kiedy dowiedziałem się, że nie gram. Zostałem w Warszawie dla LM, a nagle stałem się niepotrzebny. Nie rozumiałem tego, nikt mi niczego nie wyjaśnił do dziś. Nie masz pojęcia, co wtedy czułem – tłumaczy z dużym żalem.

Nie ukrywa jednocześnie, że z Warszawy wyjedzie z dużym sentymentem. – Z Legią stworzyliśmy związek idealny. Ten klub od lat szukał kogoś takiego, jak ja, a ja szukałem drużyny, która mnie potrzebuje. Dlatego od początku to zagrało – wyjaśnia. Kiedy opowiada o czasie spędzonym w stolicy, ma w oczach łzy. Są szczerze. Nie ma wokół nas kamer, kibiców Legii. Nikolić zapewnia, że przez moment myślał nawet, aby zamieszkać w Warszawie na stałe. – Nigdy nie zapomnę tego klubu i on nigdy nie zapomni mnie. Bo choć teraz wyjeżdżam, to stałem się jego częścią. To ważniejsze, niż kontrakty i pieniądze – wyjaśnia. Gdy się żegnamy, na twarzy nie ma uśmiechu, którym zarażał wszystkich wokół przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Ale nie mówi „żegnaj”. Mówi - do widzenia. I obiecuje, że do Polski jeszcze kiedyś wróci.

Sebastian Staszewski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie