EU LCS: na Zachodzie bez zmian. Miejsca 1-3

E-sport
EU LCS: na Zachodzie bez zmian. Miejsca 1-3

EU LCS po raz kolejny wygląda znacznie mniej interesująco niż jego amerykański odpowiednik czy chociażby rozgrywki w Korei, ale nie oznacza to, że w Europie zabraknie emocji. Stawka jest wyrównana, a niewiadomych wiele. Ponadto na wiosnę na Starym Kontynencie zobaczymy nowy format rozgrywek przypominający ten stosowany od niedawna w chińskim LPL. Drużyny zostaną podzielone na dwie grupy i zagrają po dwa mecze z formacjami z tej samej grupy i tylko po jednym z zespołami z drugiego zestawienia.

W grupie A znalazły się G2, Fnatic, Misfits, GIANTS i Team ROCCAT, a w grupie B będziemy mogli zobaczyć H2k, Splyce, Team Vitality, Unicorns of Love oraz Origen. Nie ulega wątpliwości, że jeszcze dwa tygodnie temu tą silniejszą grupą byłoby zestawienie B, ale od tego czasu wiele się wydarzyło, a większość rotacji last-minute i nerwowych ruchów dotyczy właśnie zespołów z tej grupy. W konsekwencji na obecną chwilę ciężko więc jednoznacznie wybrać tę mocniejszą piątkę. Kto powalczy o końcowy triumf?


Zanim przejdziemy do treści merytorycznej, warto powiedzieć kilka słów o samym systemie. Zawodnicy zostali ocenieni możliwie obiektywnie, z uwzględnieniem zaprezentowanego potencjału, ostatnich występów oraz przypuszczalnej skali talentu. Ponadto noty odnoszą się do sytuacji w obrębie konkretnej pozycji, więc porównywanie ocen przykładowo midlanera i toplanera pozbawione jest sensu. Pod względem „zgrania i komunikacji” tymczasem brane pod uwagę były czynniki takie jak staż wspólnej gry, płynność komunikacyjna i kwestie charakterologiczne. Format zastosowany przy tworzeniu zestawienia jest jednak nieidealny. Nie sposób usystematyzować wszystkich czynników, które zostały wspomniane w omówieniach, przez co sam ranking należy traktować z pewną dozą sceptycyzmu.

 

 

3. H2k (Grupa B – 23,5)

 

Po raz kolejny europejski zespół, który osiągnął dobry wynik na arenie międzynarodowej, w przerwie międzysezonowej wikła się w zupełne przemeblowanie składu. H2k przez wiosennym splitem opuścił grecki strzelec Konstantinos „FORG1VEN” Tzortziou oraz koreański midlaner Yoo „Ryu” Sang-ook, a formacja zrezygnowała też z usług Oskara „Vander” Bogdana. Tym samym ze składu, który dotarł do półfinału Mistrzostw Świata, w zespole pozostał tylko toplaner Andrei „Odoamne” Pascu i dżungler Marcin „Jankos” Jankowski, czyli tak naprawdę dwóch najbardziej chwalonych ostatnio zawodników. Nie jest to najlepsza wiadomość dla fanów H2k, bo każdemu z graczy tamtego rosteru - zarówno trójce, która pożegnała się z H2k, jak i duetowi, który pozostał w ekipie - można było co nieco zarzucić, ale ekipa miała wypracowane pewne tendencje, nawyki i zespół doskonale potrafił zakryć indywidualne wady jednych graczy personalnymi zaletami innych. Z formacji odeszli zawodnicy, których problemy były najbardziej oczywiste, a w ich miejsce drużyna zatrudniła europejsko-koreańskie trio.


W kontekście tych rotacji stosunkowo istotne jest rozstanie dwójki Polaków, którzy w jednym zespole występowali przez przeszło trzy lata i których synergia była już na europejskiej scenie legendarna. H2k zdecydowało się jednak poświęcić doskonałe zrozumienie pomiędzy dżunglerem a supportem na rzecz płynniejszej współpracy na dolnej alei i lepszej aklimatyzacji azjatyckiego nabytku na rolę strzelca. Tym samym nowym duetem z dołu mapy została para Koreańczyków – Sin „Nuclear” Jeong-hyeon i Choi „Chei” Sun-ho. Ciężko kwestionować tu tak naprawdę umiejętności nowych zawodników, bowiem wydaje się, że indywidualnie prezentują poziom podobny do poprzedników, a w przypadku Nucleara istnieje szansa na wybuch talentu podobny do tego, który mogliśmy oglądać w przypadku Heo „Huni” Seung-hoona – choć nie jest to może najtrafniejsze porównanie. Nuclear posiada bowiem na swoim koncie znacznie bogatszą karierę na profesjonalnej scenie niż miało to miejsce w przypadku sympatycznego toplanera w momencie jego przybycia do Europy. Występy strzelca w SBENU Sonicboom/Korea obiły się szerokim echem na koreańskiej scenie i Nuclear, pomimo słabiutkich wyników formacji, został okrzyknięty ogromnym talentem. Przenosiny na Zachód wydają się w jego przypadku ruchem dość ryzykownym, a może nawet nieco desperackim, zaś dla azjatyckich fanów – zwyczajnie rozczarowującym. Na młodego zawodnika czeka na Starym Kontynencie ciężkie zadanie aklimatyzacji w zupełnie odmiennych warunkach i całkowicie różnej kulturze. To nie udawało się znacznie bardziej znanym graczom, a ostatnio z podkulonym ogonem do Azji powrócił inny talent, który nie sprostał oczekiwaniom i rozmienił się na drobne – Oh „Ohq” Gyu-min. Nuclear nie wybiera się jednak do Europy sam, a towarzyszyć będzie mu znacznie bardziej doświadczony i chyba trochę niedoceniany Chei, który stanowił fundament solidnego Jin Air Green Wings. Ciężko powiedzieć, by Koreańczyk był lepszym wspierającym od Vandera, ale nie powinien stanowić też zawodu w porównaniu do Polaka. Jednocześnie ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, że kontraktowanie Azjatów to zabieg trochę wymuszony i ciężko do końca zrozumieć to postępowanie, które zawsze prowadzi do trudności komunikacyjnych i najczęściej negatywnie odbija się na formie całego zespołu. Tymczasem zawodników prezentujących podobny do duetu Nuclear-Chei poziom można było przecież znaleźć w Europie. Tym bardziej, że biorąc pod uwagę zachowanie Jankosa, który powiedział publicznie o kilka słów za dużo, można śmiało przypuszczać, że gracze H2k mieli bardzo ograniczony wpływ na personalia sprowadzanych w przerwie międzysezonowej zawodników - podobnie zresztą jak miało to miejsce w przypadku transferu Alesa „Freeze’a” Knezinka sprzed pół roku.

 

 

 


H2k nie byłoby jednak pełną piątką bez midlanera. Tym został Fabian „Febiven” Diepstraten, czyli gracz środkowej alei, który obok PerkZ’a wzbudza największe kontrowersje. Holender ma za sobą długą drogę przez Challenger Series, naznaczoną problemami mentalnymi, o czym wielu kibiców zapomina. Kiedy jednak midlanerowi udało się w końcu uporać z blokadą i awansować do LCS (zresztą w barwach H2k), praktycznie z miejsca pokazał skalę swojego talentu, zupełnie dominując środkową aleję w regionalnych zmaganiach, a do historii przeszły jego fantastyczne występy, w których z łatwością ogrywał samego Lee „Faker” Sang-hyeoka. Potem jednak przyszedł fatalny sezon 2016, w którym Holender był cieniem samego siebie. Nie jest tajemnicą, że w ubiegłym roku Holender miał nieco inne priorytety niż profesjonalne granie i teraz musi ponownie poukładać sobie pewne sprawy. Poza tym Febiven to zawodnik stosunkowo trudny charakterologicznie, uparty i mający tendencję do wpadania z deficytów (problemy z pewnością siebie) w przesyty (zbyt duże mniemanie o własnych umiejętnościach). Po zastosowaniu metody dedukcji wydaje się, że to właśnie poirytowany Febiven miał duży wpływ na to, że z Fnatic pod koniec letniego splitu rozstał się doskonały trener Luis „Deilor” Sevilla Petit, choć to oczywiście tylko przypuszczenia. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja we Fnatic była znacznie bardziej złożona, ale pomysł Hiszpana na holenderskiego midlanera ewidentnie się wyczerpał. W tym kontekście transfer Febivena do H2k jest doskonałym pomysłem, a szkoleniowiec tej formacji, Neil „pr0lly” Hammad, jest jedną z niewielu osób, które mają szansę dotrzeć do utalentowanego zawodnika i poradzić sobie z jego problemami mentalnymi.


Skład H2k na papierze wygląda naprawdę dobrze, ale liczba obaw dotyczących współpracy, komunikacji i atmosfery, które powstają w jego kontekście formacji przeraża. Wydaje się, że wiosenny split będzie dla H2k przypominał labirynt Minotaura. Szanse niby zawsze są, ale prawdopodobieństwo powodzenia jest przerażająco niskie. Pozostając w regionie Morza Śródziemnego i stosując nieco przaśne nawiązanie do greckiej mitologii - czy posiadający doskonałe podejście do graczy pr0lly okaże się mityczną nicią Ariadny, która bezpiecznie zaprowadzi drużynę na Olimp?

 

 

 

2. Splyce (Grupa B - 25)


Jak to się stało, że zespół, który na wiosnę walczył o utrzymanie w stawce, latem wspiął się niemal na sam szczyt? Odpowiedź na to pytanie składa się z kilku czynników: ogromne pokłady talentu, dobre przetarcie w debiutanckim splicie, doświadczony dżungler, wymiana fatalnego supporta, konsekwentna praca i najważniejsze - doskonały trener. Jacob „YamatoCannon” Mebdi potrafił doprowadzić do wybuchu potencjału Chresa „Sencux” Laursena, a przede wszystkim Martina „Wunder” Hansena, umiejętnie wprowadzić do elitarnych rozgrywek Mihaela „Mikyx” Mehle i wyciągnąć z Jonasa „Trashy” Andersena oraz Kaspera „Kobbe” Kobberupa wszystko to, co mają najlepszego. Dzięki temu pod skrzydłami szwedzkiego szkoleniowca gracze przeżywają najlepszy okres w swoich karierach. To wszystko zaprowadziło Splyce z dziewiątej na drugą pozycję w EU LCS i zapewniło czarnemu koniowi letniej edycji zmagań miejsce na Mistrzostwach Świata. Co prawda tam zespół nie pokazał się z najlepszej strony, kończąc fazę grupową na ostatnim miejscu, ale okolicznością łagodzącą jest w tej sytuacji fakt, że grupa D okazała się tą zdecydowanie najsilniejszą na tegorocznym turnieju. Mały zawał fani Splyce przeżyli jednak niedługo po powrocie ekipy z Korei. W jednej chwili wszystkim zawodnikom skończyły się kontrakty, których gracze nie zdecydowali się automatycznie przedłużyć. Kryzys został jednak szybko zażegnany, a cała dotychczasowa piątka, która chciała rozważyć oferty z innych formacji, po tygodniu podpisała z organizacją nowe umowy. Dzięki temu na wiosnę zobaczymy w EU LCS Splyce w dokładnie takim samym składzie jak pół roku wcześniej i zapowiada się kolejny rozdział pięknej historii europejskiego kopciuszka, bo rywale, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wcale nie wyglądają mocniej niż w lecie.

 

 


Gwiazdami zespołu ponownie powinni być Wunder i Sencux, a Trashy – cichym bohaterem. Tym samym zmiany w grze, które bardzo utrudniły życie strzelcom, nie uderzają w Splyce tak mocno jak w część największych rywali. Wynika z tego, że urzędujący wicemistrzowie EU to pewniacy do podium – zgrani, utalentowani i omijają ich pułapki przygotowane przez Riot (teoria spiskowa już powstaje). A tak całkiem poważnie - jest kilka zagrożeń, których Splyce musi unikać, i które mogą doprowadzić zespół do klęski, pomimo jakże optymistycznej przyszłości, jaka snuje się przed ekipą. Pierwszym z nich jest zbyt długi okres wspólnej grania. Tak, to brzmi trochę absurdalnie, w końcu im więcej ze sobą gramy, tym bardziej zgrani jesteśmy i tak dalej. Ale należy spojrzeć na to od innej strony – to już półtora roku od kiedy Wunder, Trashy, Sencux i Kobbe występują ze sobą, a rok od kiedy trenuje ich YamatoCannon. To już ten czas, w którym czasami okazuje się, że format się wyczerpał i potrzeba czegoś nowego – tak też może stać się w przypadku Splyce. Drugim zagrożeniem jest oczywiście zła atmosfera w zespole, bo im dłużej przebywasz z tymi samymi ludźmi, tym bardziej irytujące stają się ich nawyki, na które na początku nie zwracaliśmy uwagi. Jasne, nic nie wskazuje na to, by wicemistrzowie Europy nagle zaczęli się kłócić, ale no cóż, nie takie rzeczy się przecież zdarzały… Tym bardziej kiedy któremuś z zawodników, ba, nawet kilku z nich własne umiejętności uderzają do głowy. PerkZ, Febiven… Teraz Sencux, Wunder? Dwójka utalentowanych graczy Splyce zdaje się wykazywać większą ilość rozsądku niż hojnie obdarzeni predyspozycjami poprzednicy, ale drugie miejsce w EU LCS, wyjazd na Mistrzostwa Świata... To niejednemu zawodnikowi mogłoby nieco zawrócić w głowie. A czy te obawy się sprawdzą? Raczej nie. Prawdopodobieństwo ich zaistnienia jest przecież niewielkie, choć warto pamiętać, że niejeden obiecujący zespół potrafił wywrócić się na czymś tak trywialnym. O ile Splyce tego uniknie, duński kwartet i Słoweńca znów zobaczymy w wąskiej czołówce zmagań na Starym Kontynencie.

 

 

1. G2 Esports (Grupa A – 26,5)


Drużyna, która zdominowała ostatni rok w Europie i nie zdecydowała się na jakąkolwiek zmianę w składzie. Czy istnieje jakakolwiek prognoza zakładająca, że G2 nie powtórzy swojego sukcesu na wiosnę? Taka możliwość oczywiście jest, ale obrońcy regionalnego tytułu mistrzowskiego nie mają tak naprawdę realnej konkurencji. W zestawieniu zabrakło drużyn, które spektakularnie by się wzmocniły – no może oprócz Vitality, ale to będzie miało swoje kłopoty. Jasne, z jeszcze lepszej strony mogą pokazać się Splyce czy Unicorns of Love, a pozytywnie zaskoczyć odmienione H2k czy Fnatic albo beniaminek Misfits. Jednak, obiektywnie patrząc na uczestników wiosennych zmagań, jedynym realnym faworytem jest właśnie G2.


Niesmak może pozostawiać co prawda impotencja najlepszej europejskiej drużyny na arenie międzynarodowej, ale warto pamiętać, że G2 w imprezach mistrzowskich, a G2 w zmaganiach regionalnych do dwie zupełnie różne ekipy. I teraz, kiedy wracamy do rywalizacji na Starym Kontynencie, obrońcy trofeum znów z błazna przeistaczają się w niepokonanego tytana. Zdania na temat rozkładu sił w formacji są podzielone, ale nie ulega wątpliwości, że dolna aleja G2, która była jednym z największych atutów zespołu, będzie w nadchodzącym splicie jeszcze silniejsza. A to dlatego, że w obliczu rozpadu duetu FORG1VEN-Vander reprezentującego do niedawna H2k, ciężko znaleźć wśród drużyn EU LCS parę z dolnej części mapy, która potrafiłaby przeciwstawić się Jesperowi „Zven” Svenningsenowi i Alfonso „Mithy” Aguirre Rodriguezowi. Stwierdzenie, że takiej dwójki definitywnie nie ma, byłoby dość ryzykowne, ale nie pozbawione pierwiastka prawdy. Postawa nowych graczy H2k jest w pewnym sensie zagadką, bo występy w Europie rządzą się zupełnie innymi prawa niż rywalizacja w Korei. Tymczasem ogromny potencjał zawodników Vitality – Pierre’a „Steeelback” Medjaldi’ego oraz Ha „Hachani” Seung-chana, przynajmniej na początku powinien być blokowany przez barierę komunikacyjną i ciężko oczekiwać, by francusko-koreański bot lane zaczął split od wysokiego C.

 

 


Równie dominującej jak rok temu postawy spodziewamy się też po leśniku Kimie „Trick” Gang-yunie, ale ten z kolei będzie miał utrudnione zadanie. Do EU LCS dołączyło bowiem kilku bardzo interesujących dżunglerów na czele z Lee „KaKaO” Byung-kwonem i (Wisdom), a za rogiem czyha też przecież podbudowany dobrymi występami na scenie międzynarodowej Marcin „Jankos” Jankowski. Ten rok może być więc dla Tricka relatywnie łatwiejszy dzięki zdobytemu doświadczeniu i wyrobionej marce, ale może też być nieco trudniejszy właśnie dzięki rozpoznawalności i ciężarowi oczekiwań, których dżungler nie odczuwał zaraz po dołączeniu do G2. A dwie statuetki MVP, które spoczywają na półce Tricka mogą nieco ciążyć koreańskiemu dżunglerowi…


Także Ki „Expect” Dae-han, który po zastąpieniu Mateusza „Kikis” Szkudlarka na górnej alei znalazł się w ogniu krytyki, znacznie poprawił poziom swojej gry i obecnie zachwyca, ale i nie zawodzi. Czyli zapewnia to, czego G2 oczekuje do toplanera. Największą zagadką jest natomiast wiosenna postawa Luki „PerkZ” Perkovicia, zawodnika bardzo utalentowanego, ale też gracza absurdalnie niestabilnego. Midlaner po bardzo udanym wiosennym splicie 2016 nieco zbyt mocno uwierzył w swoje umiejętności i w lecie prezentował się fatalnie, nieustannie ciągnąć swój zespół w dół nieodpowiedzialnymi zagraniami i przesadnie agresywnymi inicjacjami. Jasne, taki właśnie jest styl Chorwata, ale PerkZ’owi ewidentnie brakowało ostatnio odpowiednich proporcji, które są kluczowe w tak ryzykownym podejściu do rywalizacji. Wydawało się, że fatalne play-offy wstrząsną midlanerem i na Mistrzostwach Świata zobaczymy go w lepszej formie, ale tak się nie stało i teraz wypada z nadzieją spoglądać na nadchodzący split. Bo jak nie teraz to już chyba nigdy.


G2 było w 2016 roku szybsze, lepsze indywidualnie i bardziej zdecydowane niż jakikolwiek zespół z Europy. Teraz wraca, zachowawszy zdrowy podział na rywalizację, wypoczynek i treningi. A brak zmian w składzie drużyny, przy kwestionowalnych ruchach transferowych w zestawieniach rywali, powinien jeszcze umocnić dominację obrońców tytułu, a w najgorszym przypadku zapewnić spokojne miejsce w czołowej trójce.

 

Rafał Fiodorow
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie