Boniek: Moja piłka się kończy...

Piłka nożna
Boniek: Moja piłka się kończy...
fot. PAP

Prezes PZPN, Zbigniew Boniek mówi: "System ESA 37 potęguje zmęczenie klubów, czyli przeszkadza w rywalizacji europejskiej. Czas na zmiany!". A w kwestii rewolucji technologicznej - szykowanej przez FIFA - głosi: "Moja piłka się kończy...".

Roman Kołtoń: Prezesie, ostatnio głośno zrobiło się o reformie rozgrywek – zarząd Ekstraklasy rekomenduje, aby kontynuować reformę ESA 37, która trwa już czwarty sezon, a miałaby trwać dalej – przynajmniej do 2019 roku...

Zbigniew Boniek: Mając ponad czterdziestoletnie doświadczenie w piłce – którą poznałem z każdej strony – przyglądam się temu bardzo spokojnie. Nie mam żadnego interesu, aby forsować jakieś racje. Jedyną racją dla mnie jest kwestia zasadnicza – aby polska liga rosła w siłę. A czy rośnie?

Zależy z jakiego punktu widzenia spojrzeć...

Dla mnie jedno jest absolutnie rozstrzygające – ranking sportowy lig według kryterium rywalizacji w europejskich pucharach. Polska jest dopiero na 21. miejscu. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że od 2018 roku rywalizacja w Europie będzie jeszcze trudniejsza. Zmienia się system – reforma Michela Platiniego przechodzi do historii. A dzięki tej reformie przez lata z krajów Europy Środkowo-Wschodniej dużo łatwiej awansowało się do Ligi Mistrzów, niż będzie to możliwe od sezonu 2018/2019. Są w tym przypadku dwa wyjścia – można płakać po reformie Platiniego albo się dostosować do wymagań, jakie będą stawiane. Pan mnie, zna, ja szedłbym w kierunku tego drugiego. I to nie czekał długo. Wieczorem coś myślę, następnego dnia staram się przekonać ludzi wokół mnie, a jeszcze następnego realizuję, to co warte wcielenia.


Zarząd Ekstraklasy zwraca uwagę, że system ESA 37 powinien trwać – jeszcze przynajmniej dwa sezony, mówiąc, że z tego tytułu są wymierne korzyści biznesowe i marketingowe, a także rośnie frekwencja, co również ma wymiar finansowy...

Po pierwsze - w moim przekonaniu cena, jaka jest płacona za prawa telewizyjne Ekstraklasy w Polsce jest niska...


Niska? To aż 150 milionów złotych!

Jestem w tej sprawie kategoryczny – to naprawdę mało! Oczywiście nie jest to wina Ekstraklasy. Po prostu taki jest rynek telewizyjny w Polsce, a on zależy również od zasobności portfela przeciętnego Polaka, interesującego się futbolem. Mówi pan, że prawa do Ekstraklasy kosztują 150 milionów złotych. Tyle, że prawa telewizyjne przeciętnego klubu w Anglii to 50 milionów funtów, czyli ponad 250 milionów złotych.

Zaraz, zaraz, ale Marcin Animucki z Ekstraklasy argumentuje, że gdyby zastąpić system ESA 37 klasyczną ligą – 16-zespołową, wówczas liczba meczów spadnie z 296 do 240 i nastąpi „dewaluacja tych prawa, jeśli chodzi o rynek telewizyjny”.

Zgadzam się z Marcinem. Kto jednak mówi, że liga ma liczyć 16 zespołów? Może liczyć 18 klubów. I wówczas – rozgrywając ją klasycznym systemem dwóch rund – meczów rozegranych zostanie aż 306.

Kluby dotychczas kwestionowały możliwość powiększenia Ekstraklasy. Dotychczas 150 milionów trafiało do 16 klubów, a gdyby powiększyć ligę, trafiałoby do 18...

To nie jest żaden argument. Jeśli ktoś z zarządu Ekstraklasy chciałby podnosić taki argument, to niech od razu poda się do dymisji. Gdy ktoś sprzedaje prawa telewizyjne, musi mieć strategię. Musi mieć przekonanie, że za te prawa można pozyskać więcej pieniędzy z rynku. I musi wiedzieć, jak to zrobić.

Na prezentacji w Ekstraklasie pokazano, że prawa jeszcze niedawno kosztowały 87 milionów złotych, ale po reformie ESA 37 ich wartość skoczyła. Łącznie w dwóch sezonach przyniosły klubom ponad 41 milionów złotych więcej. Później na bazie ESA 37 był również kontrakt z MP&Silva, który sięga 150 milionów złotych za sezon.

Co do historii, to przypomnę, że rok 2012 to był totalny marazm w polskiej piłce. Miała być euforia związana z EURO, z nowymi stadionami, a była mizeria. To wtedy prezes Bogusław Biszof z Ekstraklasy zaczął szukać jakiegoś rozwiązania, aby ożywić ligę. Od 2013 roku Ekstraklasa wprowadziła system ESA 37, co rzeczywiście przyniosło większe wpływy. Jednak powtarzam jeszcze raz - konstruując ligę na najbliższe lata trzeba sobie postawić jasny cel: Ekstraklasa musi być silniejsza sportowo. Czy temu służy wariant ESA 37?

Nawet ja, krytyk ESA 37, przyznaję, że w lidze jest więcej emocji.

Owszem, ten system dostarcza więcej emocji, ale zmęczenie klubów jest ewidentne – i tych rywalizujących w czołówce, i tych walczących ostatecznie w grupie spadkowej. U nas brakuje czasu na odpoczynek, na regenerację sił, brakuje czasu na spokojnie, wartościowe przygotowania. W maju czołówka jest „zaorana”, totalnie zmęczona – fizycznie, ale i ze względu na stres. Wszyscy zresztą są ciągle „pod prądem” - trenerzy, piłkarze, sędziowie, którym to się udziela. Czy trenerzy wprowadzają młodych zawodników? A skąd! Presja, presja i jeszcze raz presja. Zespoły startujące w walce o Ligę Europy wydają się zadowolone, nawet jak odpadną w pierwszej rundzie eliminacji. Chcą się skoncentrować na Ekstraklasie - to jest chore! To jakaś europejska anomalia! Istne kuriozum! Wszyscy na Starym Kontynencie – nawet z dużo mniejszych krajów – cieszą się, gdy przychodzi im walczyć w międzynarodowej rywalizacji. A u nas zgrzytanie zębami i później westchnienie ulgi, jak to ma się już za sobą. W ten sposób nigdy jednak nie wydobędziemy się z 21. miejsca w rankingu UEFA. W moim przekonaniu system ESA 37 przeszkadza w rywalizacji europejskiej – i to jest kwintesencja mojego stanowiska w tej sprawie. Liga kończy się 20 grudnia, aby wrócić na boisku w połowie lutego. Przerwa letnia też jest coraz krótsza. Ktoś powie, że Włosi, czy Hiszpanie grają jeszcze więcej. Tyle, że tam jest inny klimat. I proszę spokojnie zastanowić się, czy grają dłużej. Liga w Hiszpanii kończy się w drugiej połowie maja, a wraca dopiero w drugiej połowie sierpnia. Jest czas na odpoczynek. I na „ładowanie akumulatorów”. U nas „ładowanie akumulatorów” powinno się odbyć zimą. Latem „zatrzymałbym” ligę na cztery, góra pięć tygodni, bo później i tak polskie drużyny startują w europejskiej rywalizacji...

Kiedy dokonałby pan zmiany systemu?

Nie ma co zwlekać, ale też nie ma co na siłę gonić. W najbliższych tygodniach można wypracować porozumienie. Niech kluby wspólnie zastanowią się, co dla nich najlepsze. Mogę sobie wyobrazić, że sezon 2017/2018 zostanie rozegrany jeszcze systemem ESA 37, a od sezonu 2018/2019 będzie już nowy regulamin. To ważne również w kontekście nowego rozdania praw telewizyjnych, które zacznie obowiązywać od lata 2019 roku.

Gdyby zwiększyć ligę do 18 zespołów, to ile spadałoby?

Trzy. Teraz spadają dwa, niech spadają trzy. Z kolei w 1. lidze dwie drużyny awansowałyby bezpośrednio, a trzecia po barażu. Jednak nie byłby to baraż między Ekstraklasą a 1. ligą – to trudne ze względów terminowych. Myślę, że bardzo ciekawe byłyby rozegranie barażu o jedno miejsce w Ekstraklasie między zespołami z miejsc 3-6 w 1. lidze.

Na spotkaniu dziennikarzy w Ekstraklasie podnoszono, że mecz Chojniczanka – Nieciecza byłby „mało atrakcyjny” w najwyższej klasie rozgrywkowej.

A spotkanie Korona Kielce – Górnik Łęczna jest takie atrakcyjne? W każdej lidze są mecze gigantów, jak choćby Barcelona – Real, i spotkania maluczkich, jak Eibar – Granada. Jeśli chodzi o Bruk-Bet Termalikę Nieciecza to trzeba być szczególnie ostrożnym. Wiosną 2016 roku Legia – walcząc o mistrza Polski – pojechała do tej wioski pod Tarnowem i przegrała 0:3. Proszę spojrzeć, jak działa system licencyjny. Aby znaleźć się w Ekstraklasie, trzeba spełnić szereg wymagań. I w Niecieczy to spełniono, a te wymagania są naprawdę konkretne. Myślę, że każdy klub awansując do Ekstraklasy podciągałby się w wielu kwestiach. Docelowo Ekstraklasa powinna być obecna w 18 miejscach. Proszę spojrzeć, ile jest „białych plan” na futbolowej mapie – Łódź, Bydgoszcz, Lublin, Olsztyn...

Roman Kołtoń, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie