Prezent dla Fortuny

Zimowe
Prezent dla Fortuny
fot. PAP

Maciej Kot z Peterem Prevcem na najwyższym stopniu podium w Sapporo. 45 lat temu stał na nim Wojciech Fortuna.

Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł by zabrać do Japonii naszego mistrza olimpijskiego z 1972 roku. Polski Związek Narciarski na brak funduszy nie narzeka, można powiedzieć nawet, że ma się bardzo dobrze, więc byłby to piękny gest. Tym bardziej, że pierwszy konkurs na Okurayamie rozgrywano 11 lutego, dokładnie tego samego dnia w którym, 45 lat temu, Pan Wojciech zdobył olimpijskie złoto na dużej skoczni. Pierwsze dla Polski w sportach zimowych.

 

Przed igrzyskami w Vancouver (2010) rozmawiałem z Fortuną w jego domu, z dala od polskich gór, na Suwalszczyźnie, niedaleko Augustowa, i pięknie o mi wtedy o swoim zwycięstwie w Sapporo opowiadał. Mało kto wie, że skakał w kombinezonie, który otrzymał od japońskiego skoczka, w zamian za kryształ. – To był Seiji Aochi, trzeci na normalnej skoczni. Rzuciłem sumę 100 dolców, on zaproponował kombinezon, który trzymał w ręku. Przymierzyłem, był za duży. On na to, że nie ma sprawy, i zaprowadził mnie do krawca. Dorzucił jeszcze buty – snuł wtedy swoją opowieść Fortuna.

 

Dziś takie handlowe zdolności nie są polskim skoczkom potrzebne. Podróżują do Azji w komfortowych warunkach, mają do dyspozycji wszystko to co potrzebne do skakania na światowym poziomie. I na takim też skaczą.

 

Przed pierwszym konkursem na Okurayamie bardzo dobrze radził sobie Kamil Stoch, lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, trzeci w kwalifikacjach był Janek Ziobro, który ambitnie walczy o miejsce w drużynie na zbliżające się mistrzostwa świata w Lahti.

 

Znakomicie spisywał się ubiegłoroczny zdobywca Kryształowej Kuli, Słoweniec Peter Prevc, który miał już za sobą trzy wygrane na tej skoczni.  Wydawało się, że to między nim i Stochem może się rozegrać walka o zwycięstwo, nie brakowało też stawiających na Austriaka Stefana Krafta i Niemca Wellingera, będących ostatnio w wielkiej formie.

 

I tak to mniej więcej wyglądało, Kraft był trzeci, a Wellinger czwarty, z jedną tylko różnicą: Stocha godnie zastąpił Maciej Kot, odnosząc swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata. Miejsce na najwyższym stopniu podium podzielił z Prevcem, który wraca do gry w odróżnieniu od młodszego brata Domena, który sezon zaczął śpiewająco wygrywając cztery konkursy i liderując PŚ, a teraz zajął ostatnie miejsce.

 

Wygrana Kota, w takim dniu musi przywoływać wspomnienia i na pewno jest pięknym prezentem również dla Wojciecha Fortuny. Ale oczywiście też dla tych wszystkich, którzy wierzyli w wielki talent Maćka (dziś jest piąty w klasyfikacji PŚ), jak również dla niego samego, bo dopiął wreszcie celu. Ale znając jego ambicje, to dopiero początek wygrywania. Jego stać na wielkie sukcesy, z medalami mistrzostw świata oraz igrzysk olimpijskich włącznie.

 

Na razie czekamy na kolejne skoki w Azji. Dziś w nocy (polskiego czasu) drugi konkurs w Sapporo, a później krótka podróż do Korei Południowej i dwa konkursy na olimpijskiej skoczni w Pjongczang. Najważniejsze, że Polacy są w gazie, o czym świadczą 9 i 10 miejsce Janka Ziobry i Piotra Żyły. Stoch tym razem dopiero 18, ale to przecież lider PŚ i za chwilę znów może wygrywać. Tym bardziej, że ambicja mistrza została w tym pierwszym konkursie mocno podrażniona.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie