Pindera: Czekając na wielkie grzmoty

Sporty walki
Pindera: Czekając na wielkie grzmoty
fot. Instagram

Kiedyś mistrzowskie walki w wadze ciężkiej były wielkimi wydarzeniami. Dziś bywa różnie. Sobotnie starcie Deontaya Wildera z Geraldem Washingtonem nie budzi takich emocji.

Ameryka XXI wieku długo czekała na nowego mistrza królewskiej kategorii, dopiero Wilder, brązowy medalista igrzysk w Pekinie (2008 – 91 kg), wygrywając z Kanadyjczykiem Bermane Stivernem, dwa lata temu w Las Vegas, wypełnił lukę. Inna sprawa, że gdyby wcześniej Witalij Kliczko nie zostawił boksu dla polityki, to te oczekiwania byłyby dłuższe.

 

Od tego czasu 31-letni dziś Wilder (38-0, 37 KO) nie stoczył żadnej wielkiej walki. Owszem nokautuje rywali z podziwu godną skutecznością, ale pamiętajmy, że dotychczasowe obrony były dobrowolne. Podobnie jak ta najbliższa w Alabamie. Jego przeciwnikiem miał być złapany na dopingu Andrzej Wawrzyk, teraz zastąpi go 34 letni Washington (18-0-1, 12 KO).

 

Wilder mówi wprost: że walka z jakimś mordercą byłaby szaleństwem - stąd taki, a nie inny dobór przeciwnika. Wraca przecież po operacji prawej ręki, miał długą przerwę i nie zamierza nadmiernie ryzykować. Tłumaczy przy tym, że boks to biznes i tylko biznes, co w pewnym sensie tłumaczy dlaczego nie ma w związku z tymi na wskroś pragmatycznymi wyborami kaca. Musi jednak mieć świadomość, że trudno taki biznesowy pojedynek uznać za wydarzenie budzące wielkie emocje, choć nierozsądnie byłoby oczywiście z góry zakładać, że ich zabraknie. W starciu dwóch dwumetrowych, mocno bijących mężczyzn wszystko się może zdarzyć, tym bardziej, że broniący tytułu Wilder, choć ma tak imponujący współczynnik nokautów, wciąż jest mistrzem niesprawdzonym. I nawet jeśli odniesie kolejne, efektowne zwycięstwo, dalej nim będzie.

 

W ostatnich miesiącach to kolejna, taka nie podbijająca mocno tętna, mistrzowska walka w tej kategorii. 10 grudnia ubiegłego roku na końcu świata, w Auckland, Nowozelandczyk Joseph Parker (22-0, 18 KO) szczęśliwie, dwa do remisu, pokonał Meksykanina Andy Ruiza Jr i zdobył wakujący pas WBO. Tego samego dnia na Wyspach Brytyjskich Anthony Joshua szybko rozprawił się z Erikiem Moliną i obronił pas IBF. Huku trochę było, ale emocji niewiele, bo Molina nie miał nic do powiedzenia.

 

25-letni Parker chce kuć żelazo póki gorące i jak najszybciej o sobie przypomnieć, więc już 1 kwietnia stoczy pojedynek w obronie tytułu. Też w Nowej Zelandii, a jego rywalem będzie zaledwie 22-letni Hughie Fury (20-0, 10 KO), bratanek Tysona, byłego mistrza, który na razie nie zamierza wracać na ring.

 

Ta walka jednak, podobnie jak tamte, raczej nie wstrząśnie bokserskim światem. Parker to solidny chłopak, sporo potrafi, ale na sławę poza swoją ojczyzną musi jeszcze zapracować, nie mówiąc o młodszym Furym, który mistrzowską szansę dostaje zbyt wcześnie.

 

Na prawdziwie ciężkie grzmoty trzeba będzie więc trochę poczekać, konkretnie do 29 kwietnia. Anthony Joshua (18-0, 18 KO) - Władymir Kliczko (64-4, 53 KO) to mega hit tego roku, starcie przyszłości z przeszłością, zderzenie aktualnego mistrza świata wagi ciężkiej z byłym, panującym prawie dekadę wielkim czempionem.

 

Obaj to złoci medaliści igrzysk olimpijskich: Kliczko wygrał rywalizację w wadze superciężkiej w Atlancie (1996), a Joshua w Londynie (2012). Ukrainiec ma jednak już 41 lat, zaś Anglik dopiero 27. Obaj są modelowymi atletami, mierzą po 198 cm i mają świadomość jak wielka, oprócz pasów IBF, WBA Super, jest stawka tego pojedynku.

 

Wiemy już, że na stadionie Wembley w Londynie zasiądzie 90 tysięcy ludzi, a przed telewizorami na całym świecie miliony. W USA prawdopodobnie pokaże go Showtime i HBO. O rekordach finansowych jeszcze za wcześnie pisać, choć ta walka już dziś wywołuje dreszcze gdyż niesie ze sobą wszystko co w boksie najważniejsze. Tak jak za dawnych lat. I to cieszy najbardziej.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie