Lubański: Liczę, że w życiu czeka mnie jeszcze trochę miłych chwil

Piłka nożna
Lubański: Liczę, że w życiu czeka mnie jeszcze trochę miłych chwil
fot. PAP

Legendarny polski piłkarz Włodzimierz Lubański kończy we wtorek 70 lat. - Mam nadzieję, że czeka mnie jeszcze trochę miłych chwil w życiu - przyznał mieszający w Belgii jubilat, który w wywiadzie dla PAP wspomina m.in. niedoszły transfer do Realu i mówi, jak dba o swoją formę.

Polska Agencja Prasowa: Rok 1947 można uznać za bardzo ważny dla futbolu. Wówczas, oprócz pana, urodzili się m.in. Kazimierz Deyna, Johan Cruyff, Tostao i Dick Advocaat.

Włodzimierz Lubański: Rzeczywiście, sympatyczna i ciekawa statystyka. To ludzie, którzy pokazali bardzo wiele w piłce, i to na najwyższym poziomie.

Nazwisko Cruyffa padło nieprzypadkowo. To piłkarz, o którym mówił pan, że był najlepszy na świecie...

Potwierdzam. Miałem okazję grać przeciwko niemu zarówno w Lokeren, jak i w reprezentacji Polski. Absolutnie numer jeden na świecie z zawodników, których spotkałem. Chodzi mi nie tylko o umiejętności piłkarskie, ale również jego zachowanie. To, jak kierował zespołem, podpowiadał. Prawdziwy lider.

Kiedy wspomina pan swoją karierę i widzi obecny futbol, to żałuje pan, że urodził się 30-40 lat za wcześnie?

Nie miałem takich przemyśleń. Niczego już nie zmienię. My graliśmy w określonych warunkach, zupełnie innej rzeczywistości, ale najważniejsze, że coś osiągnęliśmy. Kiedy patrzę na swoją karierę, m.in. mistrzostwo olimpijskie i miano najmłodszego debiutanta oraz strzelca gola w reprezentacji (16 lat i 188 dni), mam się z czego cieszyć. To było piękne. Zawsze starałem się unikać porównań. Dzisiaj są inni piłkarze, inna generacja i na pewno zupełnie inne pieniądze. Kwoty, jakie zarabiają młodzi gracze, są nieprawdopodobne...

Jedno z najczęściej pojawiających się pytań w polskim futbolu brzmi: "co by było, gdyby zagrał pan na mundialu w 1974 roku"?

Tego się nie dowiemy, ale na pewno z przyjemnością bym tam wystąpił. Byłem kapitanem tej reprezentacji, tymczasem w najlepszym momencie mojej kariery nie mogłem pojechać na mistrzostwa świata z powodu ciężkiej kontuzji w 1973 roku w meczu eliminacyjnym z Anglią. Powtórzę to, co mówił mi wiele razy pan Kazimierz Górski - los tak chciał. Było jak było, nie zmienimy tego. Trzeba to przyjąć z pokorą i cieszyć się z tego, co się ma...

Obecnie takie kontuzje kolana leczy się znacznie szybciej, tymczasem pan wrócił po prawie dwóch latach, a do kadry - po trzech.

To była nietypowa kontuzja kolana, z poważnymi konsekwencjami. Wtedy była potrzebna przede wszystkim dobra diagnoza i szybka operacja. Niestety, to się inaczej potoczyło. Nieudana operacja, później w konsekwencji kolejna.

Stracił pan wiele czasu. Chyba dopiero osiem miesięcy po urazie przeprowadzono operację, która postawiła pana na nogi?

Tak, w klinice w Wiedniu.

Jak dba pan obecnie o swoją formę?

Regularnie uprawiam fitness. Trzy razy w tygodniu chodzę na salę i ćwiczę. Dopinguje mnie do tego żona, która bardzo namawia, żebym był w ruchu. Tenis? Nie, nie, to byłoby za bardzo uciążliwe dla stawów. Jeśli chodzi o aktywność na świeżym powietrzu, preferuję długie spacery.

Ile czasu poświęca pan na oglądanie piłki nożnej?

Bardzo dużo. Przede wszystkim w telewizji, ale jak jestem zapraszany na mecze, chętnie bywam na stadionach. Staram się obserwować jak najwięcej, m.in. polską ligę, belgijską, rozgrywki UEFA, reprezentacyjne. Futbol cały czas jest ważną częścią mojego życia.

Otrzymał pan wiele tytułów, czasami dość zaskakujących, np. w grudniu 2016 roku - jako pierwszy sportowiec - Honorowego Mistrza, przyznany przez Dolnośląską Izbę Rzemieślniczej. Jest pan również m.in. Honorowym Obywatelem Zabrza.

Niektóre tytuły rzeczywiście były zaskoczeniem. Np. w tym miesiącu moje urodziny uczciła ambasada RP w Brukseli. Nie spodziewałem się, naprawdę. Zorganizowano mi uroczyste przyjęcie, z udziałem około 200 osób. W tym gronie byli koledzy z boiska, m.in. Jan Tomaszewski, Zygfryd Szołtysik i Józef Kurzeja. Otrzymałem wyróżnienie od ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, odczytano mi również list od prezydenta Andrzeja Dudy.

A który z tytułów jest dla pana szczególny?

Cenię wszystkie, które otrzymałem w życiu. Choćby trzy odznaczenia państwowe - mam Krzyże Kawalerski i Oficerski Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyż Komandorski (Orderu Zasługi). To pokazuje, że doceniano to, co robiłem. Ale bardzo ważna jest rola moich kolegów z boiska. Wspólnie osiągaliśmy sukcesy. Moje wyróżnienia są również ich zasługą.

Mówił pan, że nie żałuje tego, jak potoczyła się kariera. Ale nie szkoda panu tego, że w 1970 roku mógł pan przejść do Realu Madryt?

To prawda. W tym przypadku nie będę ukrywał, że trochę mi żal. Real oferował wtedy milion dolarów. Przejście do takiego klubu oznaczałoby, że wszedłbym na najwyższy poziom, otworzyłoby inne możliwe. Szkoda... Sprawa transferu pojawiła się przy okazji mojego występu w meczu reprezentacji Europy z Ameryką Południową. Grałem wówczas z dwoma zawodnikami Realu, Amancio i Velazquezem, od tego się zaczęło. Sprawili, że wysłannicy madryckiego klubu przyjechali do Polski. Ale to były inne czasy, nie mogliśmy wówczas wyjeżdżać do zagranicznych klubów. A decyzje były podejmowane wyżej, w tym przypadku słyszałem, że nawet w Komitecie Centralnym PZPR.

A propos transferów - czy to prawda, że kilka lat wcześniej trzy kluby zgłosiły się po pana jednego dnia: Górnik Zabrze, Polonia Bytom i Zagłębie Sosnowiec?

To autentyczna historia, akurat tak się złożyło, że działacze tych klubów przyjechali jednego dnia. Odwiedzili nas w domu w Sośnicy, a rozmowy prowadził mój ojciec. To było w 1962 roku.

Jest pan m.in. najmłodszym strzelcem gola w reprezentacji Polski oraz najskuteczniejszym zawodnikiem w jej historii z 48 bramkami. Ten drugi wynik wkrótce poprawi zapewne Robert Lewandowski, który obecnie ma 42, ale pierwszy może na bardzo długo pozostać w kronikach polskiego futbolu...

Możliwe, natomiast jeśli chodzi o liczbę goli - obecnie reprezentacja gra dużo meczów, a Robert to świetny i bramkostrzelny napastnik, więc tylko kwestią czasu jest poprawienie mojego osiągnięcia. Ale przyjmuję to jako naturalną kolej rzeczy. Taki jest futbol - piłkarze poprawiają kolejne rekordy, pojawiają się nowe liczby.

Czego - oprócz oczywiście zdrowia - życzyć panu z okazji urodzin?

Przede wszystkim właśnie zdrowia, bo ono jest najważniejsze w tym wieku. Ale oczywiście mam nadzieję, że jeszcze czeka mnie kilka miłych chwil w życiu. Liczę, że to jeszcze przede mną...

AŁ, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie