Magiera: Finał marzeń albo raczej… marzenia o finale

Siatkówka
Magiera: Finał marzeń albo raczej… marzenia o finale
fot.PAP

Za nami eliminacje w grupach siatkarskiej Ligi Mistrzów. Męskie drużyny w komplecie zameldowały się z fazie pucharowej. Ta sztuka nie udała się niestety paniom, które odpadły z rywalizacji już podczas pierwszego etapu rozgrywek.

Kiedy przed dwoma laty do Final Four w Berlinie awansowały dwie polskie drużyny – Asseco Resovia i PGE Skra Bełchatów w środowisku siatkarskim w naszym kraju zaczęły pojawiać się opinie, że tak naprawdę to powinien być standard dla naszych pucharowiczów. Było nie było PlusLiga należy do najlepszych lig w Europie, ponadto w czołowych polskich drużynach występują zawodnicy o których śmiało można mówić, że są graczami światowego formatu. I to wszystko prawda, tyle tylko, że to samo można powiedzieć o zespołach z Włoch, Rosji i Turcji. To raczej nie przypadek, że do fazy pucharowej tegorocznych rozgrywek awansowały po trzy zespoły z Polski i Rosji, po dwa z Turcji i Włoch (tutaj byłyby trzy drużyny, bo Perugia wygrała swoją grupę, ale jest organizatorem finałowego turnieju i miejsce w Final Four uzyskała z automatu) oraz po jednym z Belgii i Niemiec.

Trzy czwórki

Tegoroczny finał rozegrany zostanie w Rzymie. Jego skład, oprócz gospodarzy z Perugi, stanowić będą zespoły, które wygrają rywalizację z trzech czterozespołowych podgrupach. W pierwszej z nich znalazły się Arkas Izmir, Dinamo Moskwa, Stambuł BBSK i Berlin Recycling Volleys. W drugiej czwórce znalazły się Asseco Resovia, Azimut Modena, PGE Skra Bełchatów i Lube Cucine Civitanowa. Do trzeciej czwórki trafiły ZAKSA Kędzierzyn Koźle, Biełogorje Biełgorod, Knack Roesellare i Zenit Kazań. W tym miejscu wypadałoby zadać kilka pytań włodarzom Europejskiej Konfederacji Piłki Siatkowej w sprawie przeprowadzonego losowania – chodzi o zasady, nawet nie o styl, czy sposób – a najważniejsze z nich powinno brzmieć: jakim cudem w pierwszej czwórce nie znalazł się żaden ze zwycięzców grup eliminacyjnych?

Włoska zamiana

W fazie grupowej Skra w meczach z Modeną ugrała tylko seta. Fakt faktem, w pierwszym spotkaniu rozegranym w Łodzi była o włos od doprowadzenia do tie breaka, ale suma summarum na dystansie nie miała większych szans. Resovia z kolei dostała dwa srogie lania od zespołu z Civitanowej. Teraz obie nasze drużyny zamieniają się rywalami i cała nadzieja w tym, że sport jest w sumie… nieprzewidywalny. Statystyka ostatnich meczów polsko-włoskich w siatkarskiej Lidze Mistrzów zdecydowanie przemawia na korzyść zespołów z Italii. W poprzednim sezonie Lube dwa razy bez problemu ograło Skrę (bełchatowianie w tych meczach wywalczyli tylko jednego  seta), a później w tie breaku pokonało Resovię w meczu o brązowy medal finałowego turnieju w Krakowie, którego organizatorem był zespół z Rzeszowa. Co więcej, Resovia jeszcze nigdy nie pokonała włoskiej drużyny w rozgrywkach Champions League, bo oprócz porażek z Lube ma też na koncie dwa przegrane mecze z Bre Banca Cuneo z sezonu 2012/2013.

Kierunek wschodni

W eliminacjach grupowych najlepiej z naszych zespołów wypadła ZAKSA Kędzierzyn Koźle. Oceny mistrzów Polski nie zmienia porażka w ostatnim meczu w Stambule, gdzie trener Ferdinando de Giorgi mając zapewnione zwycięstwo w grupie słusznie postanowił dać pograć zawodnikom z tak zwanego drugiego planu.

 

We wcześniejszych meczach ZAKSA pokazała świetną siatkówkę o czym dwukrotnie przekonało się Dinamo Moskwa. Kędzierzynianie w wielkim stylu dwukrotnie rozprawili się z rywalem, a pierwszy wyjazdowy mecz w Moskwie był bez dwóch zdań jednym z najlepszych, o ile w ogóle nie najlepszym występem polskiej drużyny w historii rozgrywek Ligi Mistrzów.

 

Oglądając drabinkę ZAKS-y w drodze do finałowego turnieju w Rzymie i kolejnych rywali – Biełogorje Biełgorod, ewentualnie później Zenit Kazań (trudno sobie wyobrazić, aby obrońca trofeum sprzed roku nie pokonał pierwszej pucharowej przeszkody z Belgii) i przypominając ciekawe, a przy tym miłe doświadczenia z Moskwy, patrząc przy tym na nienajlepsze doświadczenia polsko włoskie Resovii i Skry, można byłoby pół żartem, pół serio stwierdzić, że w Kędzierzynie Koźlu z losowania powinni być zadowoleni. I nawet niewykluczone, że mogłoby tak być, gdyby nie kontuzja Kevina Tillie. Francuz w spotkaniach z Dinamem był w wybornej formie i pełnił rolę prawdziwego lidera drużyny. Teraz, na dzisiaj wszystko na to wskazuje, de Giorgi nie będzie mógł skorzystać z jego usług.

U pań bez zmian

W rozgrywkach Ligi Mistrzyń polskie zespoły pożegnały się z rywalizacją już w fazie grupowej. Tauron MKS Dąbrowa Górnicza przegrał rywalizację z Fenerbahce Stambuł i Azzerailem Baku i zajął ostatecznie trzecie miejsce w grupie. Na trzecim miejscu w grupie ukończył rywalizację także Chemik Police. Różnica między naszymi zespołami jest jednak taka, że mistrzynie Polski do ostatniej kolejki spotkań były w grze i miały szanse na awans do fazy pucharowej. Aby tak się stało musiały pokonać na wyjeździe Nordmeccanicę Modena. Mecz zakończył się jednak bezdyskusyjnym zwycięstwem gospodyń, co tylko potwierdziło tezę o szeroko pojętej słabości OrlenLigi. Chemik w naszych rodzimych rozgrywkach nie ma sobie równych, zdecydowanie prowadzi w tabeli, co więcej, nie przegrał jeszcze ani jednego meczu. Nordmeccanica zajmuje obecnie siódme miejsce w rozgrywkach serie A i to najlepiej obrazuje cały problem. Dla zespołu z Polic mecz w Modenie był testem, wyzwaniem i zmierzeniem się z dużą dawką meczowego stresu, którego w Polsce na co dzień zwyczajnie nie ma, a dla Włoszek było to jedno z wielu spotkań, jakich ten zespół rozgrywa kilkanaście w sezonie i to tylko w swojej rodzimej lidze.

Konieczne cięcia

Do tegorocznej edycji Ligi Mistrzyń przystąpiło 16 drużyn, a nie jak rok temu 24. Decyzja o okrojeniu uczestników rozgrywek była słuszna, teraz wydaje się, że czas na kolejny krok i ograniczenie listy uczestników do 12, a wszystko dlatego, aby unikać takich spotkań, jak to rozegrane w Baku pomiędzy Telekomem i Imoco Volley Conegliano. Odliczając dwie przerwy między setami (razem 6 minut), w sumie sześć przerw technicznych (kolejne 6 minut) i sześć czasów dla trenera gospodyń (w sumie trzy minuty) rzeczywisty czas gry wyniósł… 52 minuty. Można by tu jeszcze doliczyć trzy wideoweryfikacje trwające mniej więcej po minucie, ale to zostawiamy w spokoju, bo w sumie te akcje przecież cały czas trwały. Włoszki, które wygrały mecz 3:0 w niespełna godzinę na podróż do Baku w tę i z powrotem potrzebowały… dwóch dni.

Marek Magiera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie