Hayabusa: Virtusi udowadniają, że można grać długo

E-sport

Janusz 'Hayabusa' Kubski to prywatnie ojciec Filipa 'Neo' Kubskiego, a zawodowo menadżer Team Kinguin. Podczas IEM Katowice 2017 mieliśmy okazję przeprowadzić z nim interesującą rozmowę na temat tajników treningu profesjonalnych drużyn, a także przyszłości zespołu, którym się opiekuje.

Hayabusa: Należy próbować tych metod, które sprawdziły się w sporcie i stosować je. W sporcie jest coś takiego, że mamy okresy roztrenowania, mamy okresy przerwy, odpoczynku, mamy okresy budowania kondycji, budowania siły, budowania formy w danej dyscyplinie. Nie jesteśmy w stanie cały czas tego robić, bo następuje zmęczenie materiału. Moim zdaniem ten przykład mieliśmy z naszym zespołem League of Legends, który siedzi od trzech miesięcy zamknięty w gaming housie i gra. W pewnym momencie zaczęli wygrywać, ale później pojawiły się przegrane. Moim zdaniem doszli oni do tej krawędzi, kiedy trzeba wyjść z tego gaming housu, nie siedzieć tam więcej, dać sobie trochę odpocząć, przestać widzieć wyłącznie te same twarze, nie siedzieć codziennie w środowisku tych samych osób, tych samych gęb, że tak powiem. To zaczyna po prostu też działać negatywnie na nas. Te metody nie zawsze się sprawdzają. Wydawałoby się, że ten tryb azjatycki, kiedy zamykamy graczy i oni katują do upadłego nie jest w naszym europejskim charakterze. My jesteśmy zupełnie inni i nie możemy tak mechanicznie pewnych metod stosować, ale również powinniśmy zacząć budować sobie plany treningowe takie jak w sporcie. Przygotowujemy cały cykl roczny. Znamy większość dat tych dużych turniejów. Możemy sobie zaplanować pewne rzeczy: tu bootcamp, tu zrobić przerwę wakacyjną, tu wyjechać na narty. Oczywiście powinniśmy też, tak jak robią to Virtusi i niektóre drużyny, zacząć wybierać turnieje, w których wystartujemy, bo zaczyna być też tego za dużo. Nagle okazuje się, że musimy grać dwa, trzy mecze tego samego dnia, w różnych rozgrywkach, a na drugi dzień następne i zaczyna dopadać nas zmęczenie i zniechęcenie wręcz do tego, bo tracimy taki gaz. Musimy po prostu być głodni, a nie przejedzeni. Powinniśmy tez podchodzić do tego tak, że gramy tu, ale nie gramy tam, pomimo że nam się to niekiedy opłaca. Czasem lepiej nawet zagrać w takim luźniejszym turnieju, gdzie mniej jest napięcia i stresu, ale równocześnie podchodzimy do niego na luzie. Jesteśmy w stanie wykorzystać pewne nowe elementy, które wypracowaliśmy na treningach, sprawdzić je na trochę łatwiejszym przeciwniku. Z kolejnej strony zawsze turniej to jest turniej, bo o coś walczymy, więc takie rozluźnienie też by się przydało.

 

Adam Łuczka: Wspomniał Pan o drużynie Kinguin League of Legends, a ja chciałbym spytać o tę Counter-Strike'ową. Wiadomo, że ma ona w swoich szeregach wielu naprawdę utalentowanych, młodych zawodników. Moje pytanie brzmi czy widzi Pan ich za rok już tutaj na Intel Extreme Masters w roli jednej z drużyn walczących o realne cele?

 

Na pewno mają duży potencjał. Co z tego wyjdzie? Myślę, że trudno powiedzieć, bo mogliśmy zobaczyć to na przykładzie NiP, które na tym turnieju nie zagrało ani jednego złego meczu. Każdy mecz to była walka do ostatniej chwili i mogło się za każdym razem różnie skończyć, ale przegrywali za każdym razem. Brakuje niekiedy tego jednego elementu. Na pewno mamy bardzo duży potencjał. Z Kolejnej strony nie zapominajmy o jednej rzeczy, że mówimy o młodych zawodnikach, ale pamiętajmy, że ci młodzi nasi zawodnicy w teamie Kinguin są dużo starsi niż zawodnicy teamu Pentagram, kiedy zaczynali i byli mistrzami świata. Oni zaczęli osiągać światowy poziom w wieku 16, 17 lat. Tutaj nasi gracze są już trochę starsi, więc z tą młodością tak nie przesadzajmy, bo to są już dorośli ludzie, nazwijmy w wieku poborowym wszyscy. Tam z kolei mieliśmy uczniów i oni w wieku 19 lat byli już mistrzami świata, w wieku 18 lat zdobyli tytuł mistrza Europy, a niektórzy byli jeszcze młodsi. Jakby tak patrzeć w 2006 roku Filip miał 19 lat, gdy wygrywali mistrzostwo świata, w 2005 wygrywali SECa to miał 18 lat. Na WCG byli w 2003 roku, czyli miał lat niecałe 16. Jakby tak spojrzeć to ta młodość się troszeczkę przesunęła. Oni zaczynali szybciej i szybciej wskoczyli na ten poziom. Trudno mi powiedzieć czy jest to trafne porównanie. Z jeszcze innej strony oni pokazują, że można grać długo, więc to nasz zespół 20-latków może jeszcze grać kilka lat. Może okazać się, że sukcesy przyjdą dopiero za te parę lat. To doświadczenie jednak jest inne trochę. W sporcie mówi się, że trzeba być najpierw juniorem i dostać trochę po łbie od innych. Nie każdy junior sprawdzi się, przestanie walczyć ze swoją psychiką, przełamie się. W tym okresie następuje takie psychiczne podejście do grania i przełamanie. Często jest też w sporcie ten okres przechodzenia z juniora do seniora. Nagle bardzo dobry junior, który super gra, przychodzi do seniorów. Wydaje się, że jest różnica jednego roku wiekowo, a tam dostaje baty za batami i często źle to się kończy dla niego albo kończy karierę. Te wiekowe bariery mają pewne znaczenie, ale są też istotne od strony psychologicznej. Im szybciej się zacznie na wyższym poziomie tym szybciej się przełamuje te psychiczne bariery i łatwiej zaczyna się radzić sobie ze stresem. Jak zaczyna się w późnym wieku to nie miało się tego otarcia pierwszego, juniorskiego. Wracając do pytania mamy naprawdę bardzo dobrą drużynę, która udowodniła, że jest w stanie poradzić sobie z każdym przeciwnikiem. Jest w stanie wygrać prawie z każdym, bo nie z każdym jeszcze walczyła, nie miała okazji. Im więcej tym turniejów będzie, w których będziemy walczyli z różnymi drużynami, tymi coraz lepszymi, tymi, z którymi nigdy się jeszcze nie spotkaliśmy. Myślę, że jest duża szansa, żebyśmy w końcu mieli więcej drużyn. Jak spojrzymy to w Spodku, który jest pełen widzów, ale polskich graczy jest pięciu CS-owców, dużo było Starcraftowców, ale dalej był tylko Mana i Nerchio i jednego zawodnika w zagranicznej drużynie LoLa. Ta polska reprezentacja jest taka bardzo skromna jakby popatrzeć na to. Więcej graczy jest z zagranicy, a widzów jest więcej z Polski na pewno.

 

Służy Pan chłopakom radą czy zostawia Pan część merytoryczną Loordowi?

 

To jest jego główne zadanie. On naprawdę się tutaj spełnia w tej roli i jego doświadczenie jest nieocenione. Są przypadki, że na DreamHacku, na przykład przygotowywaliśmy wszyscy, bo nie było czasu. Robiliśmy analizy demek przeciwnika, dzieliliśmy się tym. On robił jedną mapę, ja robiłem drugą tego samego przeciwnika i tak dalej. Można powiedzieć, że raz na jakiś czas jestem wykorzystywany w tym celu. Podobnie w Chinach, gdzie moja rola była bardziej taka mentalna i starałem się ich nastawić na zwycięstwo i przełamać ten ich strach wieczny przed Virtusami. Całą główną, taką taktyczną rolę to jest Mariusz i to jest jego główne zadanie. Po to jest coach, a moja rola jest bardziej administracyjna w tym przypadku. Pomagam raz na jakiś czas, wtedy gdy trzeba się podzielić i brakuje tych rąk. Gdybyśmy popatrzyli na LoLa to tam jest coach, analityk i ktoś jeszcze. W CSie na razie jeszcze tego nie mamy, a przynajmniej nie mamy w naszych drużynach. Oczywiście w innych zespołach to jest, bo mają ludzi, którzy analizują mapki, mają swojego coacha, mają kogoś kto tam sprawdza taktyki. To jest bardziej rozbudowane w wielu zespołach, a w polskich tego nie ma na razie. Virtus.pro ma tylko jednego coacha, kubena. My mamy Mariusza. Myślę, że można pójść w tym kierunku, bo to się naprawdę przyda. Są momenty gdy brakuje tych rąk, gdy trzeba szybko te rzeczy przygotować pod przeciwnika, pod dany turniej, w momencie gdy to się zmienia, bo przecież nie wiemy z kim się spotkamy w kolejnej rundzie. Możemy przewidzieć, ale wtedy brakuje osób od szybkiej analizy takich rzeczy.

Adam Łuczka, JN, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie